07 maja Im jestem starsza tym mniej potrzebuję
W ostatnim czasie odkryłam w sobie jedną cechę, która bardzo mnie cieszy, wycisza wewnętrznie i sprawia, że mam ochotę ją pielęgnować. Mianowicie zauważyłam, że im jestem starsza tym mniej potrzebuję.
Nie pamiętam kiedy dokładnie ta zmiana nastąpiła, ale jestem już tego pewna, że największą radość sprawiają mi rzeczy małe i proste, niekiedy wręcz przyziemne. Wspominałam o tym w artykule „W poszukiwaniu upragnionej równowagi. Co znaczy żyć uważnie?” (KLIK).
Doceniam zdrowie, drobne gesty i życzliwość ludzi. Uwielbiam moment, kiedy z rana powoli otwieram oczy i widzę słońce za oknem. Pijąc kawę na tarasie potrafię przez pół godziny gapić się na swój odratowany wiele lat temu kasztanowiec, który teraz, przed maturami, tak pięknie zakwitł. Lubię też patrzeć jak wiatr rozrzuca jego kwiaty po ogrodzie. Z przyklejonym uśmiechem na twarzy obserwuję swoje dzieci beztrosko hasające z psem. I coraz częściej uciekam w miejsca, w których mogę wyciszyć myśli, posiedzieć nad wodą, porobić zdjęcia starym drzewom. W takich chwilach ważne są dla mnie detale.
Majówka tylko mnie w tym wszystkim utwierdziła i choć bywało intensywnie, a moje plany ewoluowały, wiedziałam, że odpoczynek będzie przeplatany pracą, więc przygotowałam się tak, żeby i jedno i drugie sprawiło mi przyjemność. Nawet nieplanowane rzeczy nie zburzyły mojego wewnętrznego porządku, a jedynie musiałam nieco zmodyfikować to co sobie zaplanowałam.
Nie mam już w sobie złości jak kiedyś, że coś zmienia moje plany, nie ma niecierpliwości i rozczarowania, że zdarzyły się rzeczy, których nie chciałam. Dla mnie kluczem do spokoju jest zaakceptowanie nowej sytuacji i faktu, że w moim życiu pojawiają się czasem nieproszone zmiany.
W poszukiwaniu spokoju
W tym roku nie miałam ochoty na wielkie majówkowe wyjazdy, będę miała ich wystarczająco dużo w ciągu całego sezonu, który przecież dopiero się zaczyna. Do tego wiedziałam, że czeka mnie dość emocjonujący czas, bo oto w tym roku jestem nie tylko mamą dwóch rozbrykanych córek, ale też mamą dojrzałego maturzysty, od którego powinnam uczyć się panowania nad własnymi emocjami i stresem.
Na swój majówkowy wypoczynek wybrałam więc rodzinne miejsce, o którym wspominałam już wielokrotnie na blogu, a na Instagram Stories pokazywałam Wam jego urokliwe zakątki. Zaledwie 130 km od domu, 30 km od dużego miasta, ale tysiące kilometrów od myśli obciążających, problematycznych i negatywnie wpływających na relaks. Otuliłam się ciepłem rodzinnym, zielenią, przestrzenią, śpiewem ptaków i szumem lasu, ciszą i spokojem, naturą. Delektowałam się świeżo posadzonymi ziołami i świeżym sokiem wypitym o poranku, czystym, błękitnym niebem i radością swoich córek. Ten czas spędziłyśmy razem, blisko i nieśpiesznie. To mi wystarczyło, żeby poczuć jak bardzo ważne są dla mnie proste rzeczy, jak niewiele potrzeba do szczęścia. Byłam tu i teraz. Niczego więcej nie pragnęłam. Na aktywny wypoczynek przyjdzie jeszcze czas, gwaru ludzi doświadczymy jeszcze w te wakacje, teraz ważne było dla mnie wyciszenie i dystans do codzienności.
Nie jestem spokojna z natury
Coraz częściej słyszę od ludzi, że wyczuwają we mnie spokój, a ja spokojna z natury nie jestem. Jestem aktywną osobą, wszędzie mnie pełno, wiecznie gdzieś się spieszę, głośno mówię i głośno się śmieję, bliscy wiedzą, że lubię mieć kontrolę nad tym co dzieje się dookoła mnie. Ocena mojej osoby prawdopodobnie bierze się więc stąd, że potrafię się wyciszyć i swój wolny czas nie zawsze spędzam gnając na konferencję 400 km od domu, biegnąc na trening do klubu w środku nocy czy wyjeżdżając spontanicznie na weekend nad morze, ale właśnie szukając miejsc, okoliczności i towarzystwa ludzi, dzięki którym mogę się zatrzymać i oddać refleksji patrząc hen przed siebie lub oddając długim, spokojnym rozmowom. o życiu. To jest dla mnie teraz ważne i to celebruję.
Mój sposób na wyciszenie
Jeszcze całkiem niedawno uważałam, że jestem pełna sprzeczności, że moja aktywność, ciekawość świata i ludzi, chęć zdobywania i przeżywania nowych doświaczeń nie pozwalają mi się zatrzymać. Okazało się, że jednak jestem zdolna do wyciszenia się i korzystania z wolnego czasu inaczej niż aktywnie. Nadal daleka i niezrozumiała jest mi idea lenistwa, ale moim najlepszym sposobem na wyciszenie się jest pobyt na łonie natury. Nie potrzebuję wiele. Wystarczy, że słyszę odgłosy przyrody, że mogę boso chodzić po trawie lub potarzać się po niej z córkami, położyć się na łące i przeczytać książkę, sfotografować motyla. Wystarczy chwila, żeby doświadczyć spokoju i błogości i ja ją znajduję nawet wtedy, kiedy jestem bardzo zajęta. Taką sobie przyjęłam zasadę i od wiosny jej przestrzegam. Może jest mi łatwiej, bo mam dom z ogrodem i mieszkam blisko zielonych terenów z wodą, ale tak naprawdę nieważne jest miejsce, ważny jest nawyk.
Z nawykiem łatwiej jest odejść od komputera, wyjść z psem na spacer pomimo niepogody, wybrać rower zamiast samochodu jadąc po dziecko do przedszkola. Z nawykiem łatwiej zrozumieć, że nie trzeba wielkiej organizacji i wyrzeczeń, a tym bardziej pieniędzy, żeby zadbać o własny komfort, bo tajeminica tkwi w prostocie i świadomości, że kiedy już się tak wyciszę, chętniej ruszam do działania. Zdystansowana, zmotywowana i pełna energii.
Ciekawa jestem czy macie jakiś swój ulubiony sposób na wyciszenie się, chociażby krótki odpoczynek i skierowanie myśli wgłąb siebie. Napiszcie dwa słowa.
***
Jeśli spodobał Wam się ten artykuł lub uważacie, że może kogoś zainteresować, będzie mi bardzo miło jeśli go skomentujecie lub/i udostępnicie dalej. To wyraz uznania dla mojej pracy i zaangażowania, a także sprawienie mi ogromnej radości.
Jeśli chcecie być na bieżąco z kolejnymi wpisami na blogu i tym co udostępniam na kanałach społecznościowych, zapraszam do polubienia Esencji na Facebooku, zajrzenia na Instagram (jestem też codziennie na Instagram Stories) i odwiedzenia Twittera.
[…] motywacji” „Podejmij wyzwanie i spraw sobie przyjemność #joychallenge” „Im jestem starsza tym mniej potrzebuję” „5 rzeczy, które mogę, a nawet muszę robić wolniej” „O lecie […]
[…] „Im jestem starsza, tym mniej potrzebuję” (KLIK) […]
Dochodzę do podobnych wniosków. Najczęściej potrzebuję możliwości wyjechania na moją Wieś i po porostu pobycia tam nawet sam ze sobą 🙂
Tak bardzo tak. I to jest takie piękne. Ja też mam tę swoją wieś – w domu i pod Łodzią, wiesz gdzie 😉
Ja odpoczywam podczas…biegania. Mam wtedy „wolne” od dzieci, męża, kuchni, obowiązków. Lubię ten czas, aczkolwiek nie trwa długo.
Olu mam podobnie, nie jestem spokojna z natury, jestem raczej niespokojnym nerwusem, ale kontakt z natura mnie wycisza, wewnetrznie uspokaja i nabieram dystansu do z pozoru tylko palacych spraw tego swiata, w rzeczywistosci przyziemnych, banalnych i czesto niepotrzebnie stresujacych.
Przyznaję, że do takich wniosków doszłam stosunkowo niedawno, bo wcześniej wydawało mi się, że do wyciszenia potrzebuję zupełnie czegoś innego. To jest akurat zaleta upływającego czasu ?
Tez stwierdzam to po sobie, im jestem starsza tym mniej potrzebuje – moze wynika to z tego, ze nabieramy dystansu do rzeczy, bo coraz bardziej zdajemy sobie sprawe, ze wszystko wraz z nami – przemija….
Tak właśnie jest Beata. Sama siebie nie poznaję, ale zdystansowałam się do tak wielu rzeczy i jest mi z tym tak dobrze jak nigdy wcześniej.
„Kluczem do spokoju jest zaakceptowanie nowej sytuacji i faktu, że w moim życiu pojawiają się czasem nieproszone zmiany” – oj tak! I faktycznie do tego chyba trzeba dojrzeć. U mnie też małe, nawet bardzo drobne rzeczy w służbie relaksu – dobry, spokojnie zjedzony posiłek (idealnie, jeśli uda się w plenerze!), spacery, książka w kawiarni. Najlepiej choć raz na jakiś czas las… No i oczyszczanie głowy, z tych wszystkich nagromadzonych stresów, przekonań które już-już próbują utkwić na stałe, niepotrzebnych myśli o tym, co powinnam, a co należy. Myślę, że dzisiaj życie uważne i spokojne, to jest pewnego rodzaju luksus. Tylko taki,… Czytaj więcej »
To prawda. Luksusu nie możemy oczekiwać od losu czy innych, lecz sami musimy go sobie stworzyć według własnych potrzeb i oczekiwań. Narzekać można zawsze i wszędzie, ale czy nie lepiej trudne tematy po prostu przeżyć dając sobie czas i działać kierując sie ku lepszemu?
Cóż. Lepiej, tylko wymaga to ogromnej dojrzałości. Myślę, że kroczek po kroczku trzeba zmieniać ten swój wygodnicki program umysłu. 🙂 I patrzeć gdzie nas to prowadzi, bo na pewno w dobre miejsce <3
Po prostu czujesz się spełniona, a to najlepsza recepta na szczęście 🙂
Ładnie to określiłaś 🙂 Nigdy nie zastanawiałam się czy to spełnienie czy po prostu radość z życia, bo wiem jak jest ono kruche i jak bardzo warto cieszyć się nim tu i teraz.
No własnie Olu ten spokój który gdzieś tam w sobie masz… a może to nie spokój a równowaga i dojrzałość, cieszenie się chwilą – to z Ciebie emanuje i przyciąga 🙂
Dziękuję Rene. To bardzo ważne dla mnie co piszesz. Buzia <3
U mnie to jest tak że codziennie z rana uprawiam medytacje ale to codziennie i wizualizacje tego co nastąpi. Mam jeszcze kilka innych rutyn które mnie uspakajają. Są to afirmacje i moje nowe ja i hipnozy.
Jak tak z rana się zaprogramuje to wtedy dzień jest wspaniały. Dochodzi do tego bieganie. Daje mi one poczucie wolności ale tez wytrwałości.
O rany, nigdy nie potrafiłam się aż tak wyciszyć. Wiele lat temu ćwiczyłam afirmacje, ale medytacje mi nie wychodziły. Byłam za bardzo roztrzepana i zbyt mało skupiona 😀 Joga też mi nie wychodzi. Najwyraźniej do tych tematów muszę jeszcze dojrzeć 😉
Co do biegania, to zgadzam się, że totalnie odrywa człowieka od trosk i pozwala skupić sie na własnych myślach.