31 sie Co czuje matka, kiedy dziecko opuszcza rodzinne gniazdo? Jak się do tego przygotować?
Odpowiedzi na te pytania nie są łatwe, szczególnie wtedy, kiedy człowiek ma w głowie świeże jeszcze przeżycia ostatnich dni.
Zaledwie 5 dni temu mój 18-letni syn rozpoczął nowy etap życia 7,5 tysiąca kilometrów od domu. Zupełnie sam, zdany tylko i wyłącznie na siebie, choć wierzę, że z czasem pojawią się koło niego ludzie, dzięki którym całkowicie oswoi nowe otoczenie, kulturę i obyczaje, a także fakt, że w pewnym sensie, przynajmniej tym fizycznym, opuścił swoje dotychczasowe fajne życie. Szczerze mówiąc, odnoszę wrażenie, że to już się dzieje i jestem o to spokojna.
Co czuje matka, kiedy jej dziecko opuszcza rodzinne gniazdo? Z jednej strony dumę, nadzieję i wiarę w to, że jej dziecko wkracza w nowy, (naj)lepszy etap swojego życia, z drugiej ogromny stres, dotkliwą pustkę i trudną do ujęcia słowami tęsknotę. Jednocześnie uważam, że był to najwłaściwszy moment i najwyższy czas na tego typu zmianę, choć przyznaję, ze harda byłam do czasu jego wyjazdu, bezpośrednio po już niekoniecznie.
Czy można się do tego dnia przygotować? W pewnym sensie tak, choć wydaje się, że na to nigdy do końca nie jest się gotowym. Tyle, że każdy znajdzie na to swoją własną receptę. O swojej piszę poniżej.
Ten wpis powstał na skutek wielu pytań, próśb, komentarzy i wsparcia jakie otrzymałam i za które bardzo dziękuję, ale też którego potrzebuje wielu rodziców, szczególnie matek. Te każde rozstanie, nawet z dużym dzieckiem, przeżywają bardzo mocno i emocjonalnie.
Zacznę od tego, że swój rodzinny dom opuściłam w wieku 19 lat i pomimo trudnych początków, uważam, że to była bardzo dobra decyzja. Z biegiem lat doceniłam to, że musiałam sama wszystko zorganizować, a rodzice służyli jedynie psychicznym wsparciem. Dzisiaj wychowujemy dzieci w cieplarnianych warunkach, staramy się zapewnić im jak najlepszy byt, ale musimy pamiętać o tym, że nadopiekuńczość, wyręczanie ich w obowiązkach, załatwianie spraw, którymi mogą zająć się sami, nie są wyrazem naszej troski i miłości, choć nam się tak wydaje, lecz braku wyobraźni i perspektywicznego myślenia. Taka „troska” może bardziej utrudnić niż ułatwić im wejście w dorosłe życie, dlatego uważam, że im wcześniej dziecko opuści rodzinne gniazdko i całkowicie się usamodzielni, tym dla niego lepiej.
Mam świadomość, że to temat na wiele artykułów, a nawet książek, ale trzeba pamiętać, że każdy przypadek jest inny, każdy ma prawo wychowywać swoje dzieci według wyznawanych przez siebie wartości i tradycji, dlatego niniejszy artykuł dotyczy tylko i wyłącznie naszego przypadku. Dzielę się w nim swoimi pierwszymi, jeszcze bardzo świeżymi spostrzeżeniami. Jestem przekonana, że za tydzień, miesiąc czy dwa spojrzę na to wszystko z zupełnie innej perspektywy. Zresztą już teraz widzę jak z dnia na dzień wszyscy przyzwyczajamy się do nowej dla nas sytuacji.
Przygotowania
Pierwsza podstawowa sprawa jest taka, że do wejścia w dorosłe życie nasze dzieci przygotowujemy już od wczesnego dzieciństwa. Samodzielności uczymy je przecież od pierwszych miesięcy życia. Przez kolejne lata uczmy się również my – rodzicielstwa. Czasami popełniamy błędy, czasami nie zdajemy sobie z nich zupełnie sprawy. Aż w końcu przychodzi taki czas, kiedy zaczynamy zastanawiać się jak nasze dziecko poradzi sobie w przyszłości, jaką drogę ku dorosłości obierze, w czym jest dobre, a w jakich obszarach potrzebuje większego wsparcia.
Jestem mamą, która bardzo wspiera swoje dzieci, ale wychowuje tak, żeby jak najszybciej się usamodzielniły i potrafiły poradzić sobie w życiu na każdej płaszczyźnie.
W tym miejscu przybliżę nieco nasz przypadek, żeby uniknąć niepotrzebnych domysłów.
Mój mąż po rocznych studiach w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie stwierdził, że to nie to i wyjechał na studia ekononiczne do Szwecji. Miał niewiele, jak na tamtejsze czasy i potrzeby, dolarów w kieszeni i nie znał języka. Był sam. Po 6 miesiącach nauki języka szwedzkiego dostał się na Uniwersytet w Sztokholmie, a po 5 latach wyjechał do Kanady pozostając tam przez kolejne 5 lat swojego życia. Z tego tytułu ma obywatelstwo kanadyjskie, więc nasze dzieci otrzymały je z „automatu” wraz z narodzinami. Nasze dzieci obejmuje zatem kanadyjski system edukacji, który jest bardzo kosztowny, ale dużej części finansowany przez rząd Kanady. Moj syn ma częściowo sfinansowaną naukę, akademik, jedzenie. Szkoda byłoby nie skorzystać z takiej szansy.
Rozmowy o wyjeździe do kanadyjskiej szkoły podejmowaliśmy z synem wielokrotnie począwszy od 6 klasy szkoły podstawowej. Przez wiele lat ani my (szczególnie ja) ani on nie byliśmy gotowi na ten wyjazd, aż przyszedł czas poważniejszych rozmów o przyszłości. Rozważyliśmy wiele scenariuszy, mój mąż sprawdził chyba wszystkie możliwe opcje, prześwietlił na wylot internet, odbyliśmy setki wspólnych rozmów z synem. Trochę błądziliśmy, bywało emocjonalnie, a czasu na podjęcie wielu ważnych decyzji było coraz mniej. Wiele rzeczy toczyło się swoim rytmem, a wiele działo się równocześnie. Rozmowy, bliskość i niekiedy kompromis były tu kluczowe.
Nasz syn zdawał maturę, złożył papiery na studia i jednocześnie czekaliśmy na decyzję z Toronto w sprawie college’u i akademika. Podziwiam syna za to, że podjął decyzję o rezygnacji ze studiów na Uniwersytecie Warszawskim, na które się dostał i zdecydował na wyjazd, ponieważ formalnie miał na to 24h. Klamka zapadła, a potem musieliśmy zmienić wszystkie wakacyjne plany, żeby zająć się pozostałymi formalnościami i przygotowaniami do sierpniowego wyjazdu.
Kwiecień, maj i czerwiec tego roku był na tyle trudnym dla nas wszystkich okresem, że musiałam jako matka znaleźć jakiś swój wentyl bezpieczeństwa i ujście dużych emocji. To wtedy rozpoczęłam swoją drogę ku jeszcze większej uważności, wyciszeniu, wyłączeniu się z wielu aktywności i miejsc, które niepotrzebnie absorbowały mój czas i energię. Zwolniłam tempo życia, skoncentrowałam się na sobie i tylko najbliższym otoczeniu, kilka razy wyjechałam z córkami (wszak trwały wakacje), ale i znajomi zadbali o to, żebym nie zamartwiała się zbytnio i skupiła na pozytywnych aspektach życia i podjętych rodzinnych decyzjach. Moja emocjonalna huśtawka i niepokój przeistoczyły się w totalny spokój, który przełożył się na blogowe (lista pod artykułem) i instagramowe wpisy (KLIK). To była moja kolejna forma terapii, która doprowadziła mnie wyciszoną do dnia wyjazdu syna.
Dzień przed
Jeśli czytacie mnie regularnie, wiecie, że przeszłam długą drogę i nie chcę powtarzać tego wszystkiego co napisałam w poprzednich wpisach i postach na Facebooku czy Instagramie. Dzień przed wyjazdem syna był bardzo spokojny, nastroje dopisywały, wszystko i wszyscy byli przygotowani na stawienie czoła nowemu wyzwaniu. W takim momencie nie ma miejsca na łzy i smutek, a raczej pełną mobilizację i wiarę w to, że wszystko ulozy się dobrze.
Ja spokojna i pewna tego, że nasz syn jest dobrze przygotowany do życia, w pełni samodzielny, otwarty na zmiany i świadomy tego co go czeka. Spędził przecież dużo czasu na weryfikowaniu wszelkich informacji dotyczących szkoły i miejsca zamieszkania, widziałam też, że wszystko ma przemyślane i poukładane w głowie.
Spokój, uśmiech i pozytywne nastawienie wszystkich z nas znowu odegrały ważną rolę, a przede wszystkim zmniejszyły nasz stres.
Dzień wyjazdu
Pomimo dobrego przygotowania i poczucia, że wszystko mamy pod kontrolą, dzień wyjazdu okazał się być jednym z najtrudniejszych momentów w moim życiu w ostatnich latach. Niestety emocje wzięły górę, a organizm poddał się stresowi. Syn przewidział ten scenariusz i już dzień wcześniej zdecydował, że na lotnisko odwiezie go jedynie mój mąż. To była słuszna decyzja, bo moje córki kompletnie nie udźwignęły tej sytuacji, a ja rozkleiłam się zaraz po tym jak pojechał na lotnisko. Płacz moich córek był trudny do zniesienia, a dzień potoczył się zupełnie inaczej niż sobie wyobrażałam.
Jestem bardzo rodzinną i emocjonalną osobą, jestem też silna, ale nie lubię rozstań, a w tym przypadku doszedł jeszcze element stresu, że przed nim bardzo długa podróż i że od momentu, kiedy postawi nogę na lotnisku w Toronto, będzie musiał poradzić sobie ze wszystkim całkowicie sam. Do tego jednak też udało nam się nieco przygotować.
Podczas wakacji w Chorwacji 2 lata temu poznaliśmy przesympatycznych ludzi, których ponownie spotkaliśmy w tym roku na nartach w Krynicy Górskiej. Trzecim naszym spotkaniem okazały się sierpniowe wakacje w Białogórze, podczas których okazało się, że w Toronto mieszka ich najbliższa rodzina.
Wiele osób oferowało nam kontakty na miejscu i w takiej sytuacji warto skorzystać z pomocy, bo sam fakt, że jest ktoś kto może w razie pilnej potrzeby wesprzeć bliską nam osobę w zupełnie nowym dla niej otoczeniu i sytuacji, działa bardzo uspokajająco.
Dzień po
Dzień po wyjeździe to wciąż za świeże emocje i zbyt duża tęsknota, żeby spać spokojnie, ale z każdą napływającą wiadomością od syna i mijającą godziną wszyscy oswajaliśmy się z nową sytuacją.
Tu potrzebny jest czas. Pisząc ten artykuł po 4 dniach zmniejszyłam jego emocjonalny ładunek i z każdym dniem utwierdzam się w tym, że podjęte decyzje były słuszne. To doświadczenie wszystkich nas wzmocni, a nasze relacje mają szansę wznieść się na jeszcze wyższy poziom.
Odległość
Pewnie nie byłoby tego artykułu, gdyby mój syn wyjechał do innego miasta w Polsce. On twierdzi, że odległość nie ma tu znaczenia, dla mnie jest to kluczowe, bo nie mogę wpaść do niego z wizytą ani spodziewać się niespodzianki z jego strony. Nie mogę mu też kupić niczego do nowego miejsca zamieszkania ani sprawić, że poczuje się w nim przytulnie, jak w domu. To jego rola i dobrze. Ja również urządzałam się sama i sama o sobie decydowałam. Pamiętam, że w wieku 19 lat było to dla mnie ważne.
Nie miałam żadnych obaw, że mój syn samodzielnie urządzi się w czterech pustych ścianach akademika, znajdzie pierwsze sklepy, zakupi podstawowe rzeczy, założy konto w banku, kupi kartę telefoniczną czy nawet zaliczy kilka godzin po wyczerpującej podróży 6-godzinny egzamin. Wiedziałam, że da radę. I dał.
Każdego dnia, kiedy z nim rozmawiamy dzięki wynalazkom typu WiFi, Messenger czy WhatsApp, utwierdzam się w przekonaniu, że wykonaliśmy z mężem kawałek dobrej roboty. Mój syn odciął pępowinę wiele lat temu, jest w pełni samodzielną jednostką, podejmuje decyzje, za które bierze odpowiedzialność. Nie mogę już podejmować ich za niego, a tym bardziej urządzać mu życia. Jest pełnoletni.
Jako puenty użyję jednego z komentarzy, który otrzymałam pod postem na Facebooku od jednej z czytelniczek:
„Mając 19 lat, zaraz po maturze pojechałam do USA niby do rodziny, ale baaaardzo dalekiej,
której wcześniej na oczy nie widziałam. Były to czasy, w których z Polski do USA rozmowy telefoniczne się… zamawiało! W ciągu trzech miesięcy z rodzicami rozmawiałam chyba ze trzy razy…
Było ciężko, ale… było to też jedno z ważniejszych doświadczeń w moim życiu!
W efekcie bardzo pozytywne. Dałam radę, twój syn na pewno też da!”
Rodzicu! Matko!
Za chwilę rok szkolny i akademicki. Jeśli Twoje dziecko opuszcza rodzinny dom, wesprzyj je w każdy możliwy sposób, ale nie zadręcz swoim niepokojem, pokaż swoją siłę i wsparcie. Nie wyręczaj, ale motywuj do wzięcia swojego życia w swoje ręce. Ty już wykonałeś swoją pracę, teraz czas na Twoje dziecko. Uwierz w nie i bądź dumny. Ja jestem. Bardzo.
Czy jesteś ze mną? ?
P.S. Uwielbiam ten klip będący relacją z jednego z powitalnych dni w Humber College, w którym już od 4 września będzie uczył się mój syn. Szczerze? Bardzo mu tej przygody i nowego doświadczenia zazdroszczę. A potem kolejnych lat studiów w systemie, który ma wysoką jakość edukacji w wielokulturowym środowisku i w którym kładzie się nacisk na umiejętność autoprezentacji, obronę własnego zdania oraz praktyczne zastosowania wiedzy teoretycznej.
Na chwilę obecną doceniam współczesną technologię, bo dzięki internetowi widzę więcej. Kiedyś też pierwszy raz pojadę do Toronto. Może zaprosi mnie syn? ? Póki co czekam na jego przyjazd na święta.
Powiązane wpisy:
- „Lipcowe nastroje i zmiany, które rodzą niepokój i smutek” (KLIK)
- „O lecie i zwolnieniu tempa. O traktowaniu siebie lepiej, czulej i łaskawiej” (KLIK)
- „Czy nasz umysł potrzebuje ciszy? O tym, że mniej znaczy więcej i dlaczego cisza to zdrowie” (KLIK)
- „O kontakcie z naturą, ciszy w sobie i małych rzeczach, które mają wielkie znaczenie” (KLIK)
***
Jeśli spodobał Wam się ten artykuł lub uważacie, że może kogoś zainteresować, będzie mi bardzo miło jeśli go skomentujecie lub/i udostępnicie dalej. To wyraz uznania dla mojej pracy i zaangażowania, a także sprawienie mi ogromnej radości.
Jeśli chcecie być na bieżąco z kolejnymi wpisami na blogu i tym co udostępniam na kanałach społecznościowych, zapraszam do polubienia Esencji na Facebooku, zajrzenia na Instagram (jestem też codziennie na Instagram Stories) i odwiedzenia Twittera.
[…] jak rok temu przyleciał na święta po raz pierwszy w życiu po długiej rozłące. Pamiętam jak szalałam. Pamiętam, że swój niepokój, euforię i wszystkie emocje […]
[…] I bardzo osobisty, pisany na świeżo po wyjeździe syna artykuł „Co czuje matka, kiedy jej dziecko opuszcza rodzinne gniazdo? Jak się do tego przygotowa… […]
Również wyprowadziłam się z domu mając 19lat ale nie tak daleko bo tylko 120km, ale dla moich rodziców i tak było to daleko. Ja wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy ale pierwsze miesiące bez dzieci w domu (bo wtedy też wyprowadził się mój starszy brat), były dla moich rodziców nie łatwe.
To tak jak ja. 19 i lat i 120 km od domu. Tyle, że z rodzicami został wówczas mój młodszy brat.
Pamiętam jak moja mama mówiła, że i on wówczas trochę się zmienił. Moje wyprowadzenie się z domu miało na niego wpływ.
Z nami zostały jeszcze dwie panienki i to one sprawiają, że życie toczy się tak jak do tej pory. Tyle, że ja zmagam się jeszcze ze zmiennymi nastrojami. Myślałam, że to oswoiłam, ale jednak nie. Potrzebuję więcej czasu.
No widzisz u moich rodziców oboje dzieci na raz znikło, i wiadomo czasami jest lepszy kontakt z jednym rodzicem. I my z reguły dzwonilismy do mamy z czego później się okazało że i tata potrzebował takich rozmów z nami.
Dzisiaj minął równo tydzień od wyjazdu syna. Rozmawiamy z nim codziennie oboje z mężem przez video messengera. Już kilka dni temu powiedzieliśmy mu, że nie będziemy go zadręczać swoimi telefonami, ale niech dzwoni kiedy tylko będzie miał ochotę, bo chcemy wiedzieć co u niego słychać. Na razie tyle się u niego dzieje, każdy dzień przynosi coś nowego, że dzwoni codziennie. Bo ma jeszcze czas. Dopiero dzisiaj zaczął szkołę.
Mam tak samo w tym roku. Najmłodsza córka wyjechala z Polski na studia. Niepokój glownie o to jak się utrzyma w Danii i jednocześnie bedzie studiowac i sama bedzie musiala o wszystko zadbać . A druga sprawa to w ciagu jednego miesiaca w tym roku wyprowadzily się wszystkie moje dzieci. Po 23 latach zostalam zupelnie sama ( meza nie mam). Jeszcze chyba nie zaczelam odczuwać tej burzy uczuc i emocji ktore sie we mnie w srodku kotłują 🙂
Gosiu, to musi być trudna dla Ciebie sytuacja. Nawet jeśli jesteś silną osobą, to tak duża zmiana musi mieć na Ciebie jakiś wpływ. Życzę Ci, żeby otaczali Cię serdeczni ludzie i żebyś miała w sobie spokój matki, którego potrzebują również Twoje dzieci. Przyjmijmy to jako kolej rzeczy i uwierzmy, że ta zmiana wszystkim wyjdzie na dobre.
Swoją drogą, dopiero jak mój syn wyjechał, dostrzegam jak wiele młodych ludzi podejmuje decyzję o studiowaniu zagranicą. Dla nich to też ogromne wyzwanie, ale uważam, że świetna też lekcja życia. Myślę nawet o pewnym projektcie w tym temacie. To szalenie ciekawe.
Super, że Wasz syn ma taką możliwość i że go w tym wspieracie 🙂
Też tak uważam 😀
Było z tym wszystkim sporo załatwiania, a decyzje, które podejmowaliśmy wszyscy na różnych etapach było całe mnóstwo. Udało się i mam nadzieję, że dalej będzie tylko lepiej.
Ola, to i tak cudownie, że etapami się na to szykowałaś. Pomyśl, że czasem dzieje sie tak, że dziecko jedzie na wakacje i po prostu nie wraca- np. ja tak zrobiłam (ale też nikt za mną nie płakał ;).
DObrze będzie- już to mówiłam i dalej się tego trzymam 🙂
No z Ciebie to niezły numerant jest 🙂
Wierzę, że będzie dobrze. Przez całe lato przerabiałam to sobie w głowie, ale do dziś zmagam się z huśtawkami nastrojów. Np. dzisiaj (niedziela) mam jeden z tych słabszych dni. Idę popracować, żeby się na czymś skupić.
No wyszło przez przypadek- jakbym miała planować to bym w ogóle nie wyjechała- jak wiesz, ja od 8 lat emiguję z kraju..;).
ps. Dobrze będzie i smutaj :*
Szacun za odwagę i dla dziecka i dla was. Mnie mama nie chciała puścić do lo oddalonego o 200 km a co dopiero tak daleko
No cóż, moment wyprowadzenia się dziecka z domu następuje prędzej czy później, a z własnego doświadczenia i z obserwacji otoczenia wiem, że im wcześniej tym lepiej. Mając to na uwadze nie mogłam postąpić inaczej. Zresztą to długa historia i na szczęście ze szczęśliwym finałem, choć co będzie za rok i w kolejnych latach to zobaczymy. Mi też w tej chwili lekko nie jest, ale wierzę, że za kilka tygodni, może miesięcy, będę znacznie spokojniejsza.
Rozłąka jest trudna, ale Twój syn da sobie świetnie radę i tak coś czuję 😉 Zazdroszczę mu takiej możliwości nauki w Toronto 🙂
Wierz mi, ja też ? Mam nadzieję, że pewnego dnia będę mogła tam pojechać, bo w Kanadzie nigdy jeszcze nie byłam.
Kochana, Ty tam pojedziesz prędzej niż myślisz ^^ A wtedy wiesz, nie zapomnij zdjęć robić 🙂
No na pewno szybko nie pojadę. To kosztowne, daleko i trzeba by wiele rzeczy zorganizować. Nie wspominając już o tym, że moje córki pchałyby się ze mną, a jak tam jechać to na dłużej, a wtedy co z nimi? Ech, póki co czekam na 10 grudnia, aż syn przyjedzie na święta.
Perfekcyjnie.
Zatem życzę samych sukcesów na nowej drodze życia.
Mnie podobna sytuacja czeka za ok. 11 lat ?
Podziwiam Was! Mój Synek ma dopiero rok, ale już myślę o tym, że chciałabym wychować go na samodzielnego człowieka. Ja co prawda tak daleko nie wyjeżdżałam, ale wiem ile mi i mojemu mężowi dały studia nie w mieście rodzinnym gdzie mogliśmy nauczyć się samodzielności. 😉
W dzisiejszych czasach samodzielność jest niezbędna. Ja wcześnie się usamodzielniłam i tak samo wychowuję swoje dzieci. W tym temacie jak na razie z sukcesem 😉
znam ten ból
Ja wyprowadziłam się po maturze. Niby nie jakoś bardzo daleko, bo niecałe 200 km od rodzinnego domu. Wiem, że choć moi rodzice mnie do tego zachęcali i mnie w tym wspierali, to było im ciężko. W szczególności, że jestem jedynaczką. Ale prawda jest taka, że moja wyprowadzka genialnie wpłynęła na nasze relacje. Mam z rodzicami milion razy lepszy kontakt odkąd z nimi nie mieszkam. Czyli już jakieś 12 lat 😉
Ten argument słyszałam wiele razy, a każde słowo wsparcia w pierwszych dniach nowej dla nas wszystkich sytuacji było i nadal jest na wagę złota. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Ah, moja mama moją wyprowadzkę na studia przeżywała jeszcze lata.. No cóż. Nie każdy radzi sobie z tym tematem dobrze 🙂
Przyznaję, że emocjonalnie ciężko było mi to udźwignąć. Jeszcze w niedzielę zmagałam się z ogromną huśtawką nastrojów.
Jednak po tygodniu od wyjazdu syna mogę powiedzieć, że zrobiłam ogromny postęp – jestem bardzo dzielna 😀
No powiem szczerze, że podziwiam, gratuluję, zazdroszczę, dziwię się 🙂 Sama mam syna w wieku 17 lat. Jest w drugiej klasie liceum. Nie wyobrażam sobie tego, że za dwa lata „mnie” opuści. Nawet nie chcę o tym myśleć i gdyby nie to, że na codzień jestem z dziećmi sama, pewnie też wolałabym go nie odwozić na lotnisko, czy gdziekolwiek indziej. Rok temu mój średni syn leciał do USA tylko na 10 dni a przez ten czas nie mogłam sobie miejsca znaleźć. Choć pewnie będzie trudno, to myślę, że nie będziecie żałować takiej decyzji. I….bardzo mi się podoba Twój tekst i… Czytaj więcej »
Absolutnie nie żałujemy tej decyzji, a przede wszystkim bardzo wspieramy wybory syna. Jest w końcu dojrzałym, odpowiedzialnym człowiekem. Bardzo nam go brakuje, okrutnie tęsknimy, ale dzięki codziennemu z nim kontaktowi coraz lepiej znosimy fakt, że znalazł sie zupełnie sam w zupełnie obcym dla niego miejscu i środowisku, w dodatku bardzo daleko od domu. Radzi sobie naprawdę dobrze, a my jesteśmy z dnia na dzień spokojniejsi. To duża i ważna zmiana w naszej rodzinie, ale przede wszystkim jego życiu.
Pozdrawiam Moniko serdecznie. Miło mi, że wpadłaś i bardzo cieszę się, że zostajesz.
Wszystkiego dobrego.
Nie mam dzieci więc absolutnie nie moge odnieść się do tej historii z tej perspektywy. Ale szalenie zazdroszczę twojemu synowi, że ma taka szansę wyjazdu i edukacji w Kanadzie 🙂 Chciałabym sama mieć taką kilka lat temu kiedy szłam na studia 😉 Spędzenie kilku lat w innym kraju to najlepsze doświadczenie jakie można mieć. No i Kanada jest piękna do zobaczenia 🙂
Wszystko się zgadza.
Wierz mi, ja też mu tej możliwości zazdroszczę i mam nadzieję, że będę mogła tam kiedyś pojechać chociażby z wizytą czy na wakacje.
Na pewno po tylu latach razem jest okropnie ciężko, mój syn ma dopiero 2 latka, więc mamy jeszcze dużo czasu 😉
Przyznaję, że dzień wyjazdu był koszmarny, następny również. Po tygodniu od jego wyjazdu (to dzisiaj) moge powiedzieć, że jest bardzo dobrze. Do przodu!
Dobrze, że jeszcze kilka lat mi zostało zanim syn dorośnie. Ogromne emocje budzi to we mnie, chociaż już stara się być samodzielny. Życzę Wszystkiego dobrego.
Dziękuję. Wspieraj syna najlepiej jak potrafisz, ale przede wszystkim podaruj mu samodzielność 🙂
Podziękuje Ci później.
Wprawdzie dzieci nie mam,ale pamiętam jak ja opuszczałam dom rodzinny. Miałam 18 lat i było to najlepszy etap w moim życiu.Rodzice znieśli to gorzej, szczególnie tato 😉 Ale przeszkód mi nie stawiali, głęboko wierzyli, że sobie poradzę i przede wszystkim mieli do mnie zaufanie.
To wszystko o czym piszesz jest bardzo ważne.
Masz fajnych rodziców.
Ja również.
I mój syn też 😀
Ważne jest wsparcie ze strony rodziców, kiedy dziecko wie, że pomimo, iż będzie tyle kilometrów od domu, może liczyć na rodziców, będzie mu o wiele łatwiej.
Mój syn wie, że ma nasze pełne wsparcie, ale widzę, że radzi sobie sam. Czasem o coś podpyta, ale generalnie z satysfakcją i wewnętrznym spokojem patrzę na jego poczynania. Już wiem, że będzie dobrze 🙂
Moje dzieci wyprowadzały się kolejno, najpierw na studia, potem już na stałe. Nie odczuwałam smutku ani pustki, ale dumę na pewno. Do dziś ja odczuwam. I wreszcie mam czas na samorealizację.
Ale wyprowadzały się tak wcześnie? W wieku 18 lat? I tak daleko? Pomimo, iż uważam, że 18 lat to dobry/właściwy czas na opuszczenie rodzinnego gniazda i usamodzielnienie się, wyjazd syna bardzo przeżyłam, choc twierdzę, że gdyby wyprowadził się gdzieś na terenie Polski to byłaby to zupełnie inna sytuacja. Do Kanady jechał sam i pierwszy raz w życiu, zdany tylko i wyłącznie na siebie od momentu, kiedy jego noga stanęła na lotnisku w Toronto. A co do samorealizacji, najwięcej czasu zaczęłam poświęcać sobie odkąd pojawiły się moje dzieci – najpierw pierwsze, potem drugie i w końcu trzecie 🙂 No ciekawa jestem… Czytaj więcej »
Oh każdy radzi sobie z tym zupełnie inaczej 🙂
To znaczy?