06 wrz Szczerość i wiarygodność w zawodzie influencera. Z życia blogera
Nawet nie wiecie jak trudno pisze się tekst, do którego przymierzało się kilkanaście razy, którego temat jest jak rzeka i którego publikacja przypada w czasach, w których coraz częściej osoby niezwiązane z blogowaniem mogą przeczytać w prasie i na portalach o niebotycznych zarobkach blogerów i influencerów, tanich chwytach i nieuczciwych praktykach jakie stosują, żeby tyko zwiększyć swoje zasięgi, podnieść statystyki i nawiązać współprace z markami.
O zarabianiu, jego kulisach i co za tym stoi napisał niedawno Michał Górecki. Zachęcam do przeczytania świetnego i szczerego artykułu pt: „Depresja blogera” (KLIK)
Jestem wdzięczna Michałowi za ten wpis, bo nigdy nie komentuję „rewelacji”, które ukazują się na temat naszego środowiska. Siedzę w tym po uszy i wiem, tak jak każdy kto prowadzi swoje miejsce w sieci, buduje markę osobistą (niekiedy latami) i robi to w odpowiedzialny sposób angażując swoją społeczność, ile wiąże się z tym pracy i że pewnych rzeczy na skróty zrobić się nie da. To znaczy zawsze znajdzie się ktoś kto będzie tego próbował, ale po jakimś czasie okazuje się, że powiedzenie „prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw” ma swoje uzasadnienie w życiu, również tym wirtualnym. Niestety niektórym to nie przeszkadza i z powodzeniem działają dalej pozostawiając jedynie niesmak wśród wtajemniczonych. Jednak celem tego artykułu nie jest ani oczernianie ani wybielanie środowiska, w którym funkcjonuję i które bardzo cenię i lubię, ale chciałabym podkreślić, że wrzucanie wszystkich do jednego wora bywa bardzo krzywdzące, bo tu każdy działa na swój rachunek. Zresztą podobnie jak w przypadku wielu innych profesji.
Oczekiwania vs rzeczywistość
Bloguję ponad 5 lat. Dużo się nauczyłam, dużo widziałam, nie wszystko mi się podobało, ale mam mnóstwo pozytywnych doświadczeń, nawiązałam wiele fantastycznych i trwałych znajomości, obserwowałam wzloty i upadki osób, które ciężko pracowały na swój sukces i mogłabym napisać na ten temat naprawdę dużo.
W blogowaniu przeszłam wiele etapów. Począwszy od ciekawości i euforii, poprzez fazę więzienia (zwróćcie uwagę, że napisałam o tym artykuł rok od uruchomienia bloga), rozczarowanie, zwątpienie i rezygnację, aż po totalny dystans i rosnącą przyjemność i satysfakcję z tego co robię. Niestety dopadają mnie też kryzysy, ale daję sobie wtedy czas na przemyślenie, a przede wszystkim złapanie nowego dystansu i wszystko wraca do normy.
Możecie też przeczytać:
„Czy przeszedłeś już fazę więzienia na własnym blogu? Subiektywny antyporadnik” (KLIK)
Warto, żebyście przy tej okazji wiedzieli, że blogowanie to jedno z najbardziej niesprawiedliwie ocenianych zajęć i czasami też mało wdzięcznych. Dostarczamy treści za darmo, niejednokrotnie sprawdzając je u wielu źródeł (media i portale polskie i zagraniczne, prace naukowe, przepisy prawne, trendy, itd.), poświęcając ich tworzeniu i promowaniu naprawdę masę czasu. Napisanie artykułu, co niektórym zajmuje 2 godziny, a innym 2 dni, nie kończy się wraz z wrzuceniem go na stronę internetową. Dochodzi do tego aktywność i promocja w mediach społecznościowych – Facebook, Instagram, Twitter, Pinterest, YouTube, a każde z tych mediów to inna forma dotarcia, komunikacji i częstokroć inny odbiorca. Często pracujemy po nocach, czasem 7 dni w tygodniu, chcąc pogodzić pracę zawodową albo bycie pełnoetatowym rodzicem z blogowaniem. Jesteśmy pisarzami, korektorami, fotografami, filmowcami, montażystami, specjalistami ds marketingu i PR, a także ekspertami w różnych dziedzinach. Stale się dokształcamy, opanowujemy wciąż pojawiające się nowe narzędzia, śledzimy trendy, rozgryzamy i testujemy algorytmy, pokonujemy wewnętrzne bariery występując publicznie, mówiąc do kamery i mikrofonu, nie wspominając o autopromocji. Nie zawsze mamy wsparcie, a problemy i słabości takie jak wszyscy.
Niestety często jesteśmy szufladkowani, zestawiani z tymi, którym powinęła się noga, łatwo oceniani i prowokowani. Inna sprawa, że czasem sami się też o to prosimy.
Codziennie obserwuję w sieci hejterskie lub/i czepialskie komentarze, groźby, szydzenie, obrażanie, afery. Dowiaduję się też o rzeczach, o których wolałabym nie wiedzieć. Czasami samą już obserwacją czuję się zmęczona i znużona. Czasami Wam o tym mówię, a czasami zamykam się w sobie i znikam, żeby przetrawić temat w samotności.
Na szczęście widzę też ogrom wsparcia, zrozumienie, docenienie, wdzięczność, ciepłe i życzliwe relacje. Widzę ogrom fajnej pracy, troskę i starania o to, żeby świat zmieniał się na lepsze, a nasze pędzące życie było bardziej znośne. Stoi za tym nie tylko zaangażowanie, ale też odpowiedzialność. Fajnie byłoby, gdyby wszyscy ponosili ją w równym stopniu. Niestety tak nie jest, dlatego jedyną metodą na zdystansowanie się do tego co złe i niewłaściwe jest odcięcie się od niechlubnych wyjątków. Jak to mówią: bloga może założyć każdy, ale nie każdy powinien.
W utrzymaniu równowagi w tym wszystkim pomagają mi pewne zasady, których się trzymam i granice, których nigdy nie przekraczam. Nie pozwalam ich też burzyć przypadkowym osobom, którym coś akurat w moich treściach się nie spodobało. Biorę odpowiedzialność za każde napisane zdanie i jestem w stanie każde z nich w razie potrzeby wybronić. Szanuję swoją pracę i cenię swój czas, bo moim celem jest dostarczanie Wam jak najbardziej wartościowych i przydatnych treści. Tym samym szanuję również Wasz czas i Wasze potrzeby. Wierzę, że to buduje zaufanie i wiarygodność.
Bo o tę wiarygodność proszę Państwa chodzi
Wszystko co widzicie na moim blogu i w mediach społecznościowych ma swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Produkty, które pokazuję, usługi, które rekomenduję dokładnie selekcjonuję i sprawdzam osobiście. Wiele razy rezygnowałam ze współpracy z firmami, chcąc zachować spójność przekazu na blogu. Nie promuję rzeczy, które nie są zgodne z moim stylem życia lub nie jestem przekonana co do ich wartości. Zdarzało mi się popełnić błąd, ale nigdy nie uderzał on w czytelników, a co najwyżej we mnie. Nie robię też z bloga słupa reklamowego, a jeśli komuś przeszkadza to co na nim pokazuję to znaczy, że nie zna ani mnie ani kryjących się za blogiem intencji.
Wieloletnia obserwacja otoczenia i własne doświadczenie, a także zmieniające się realia i potrzeby rynku, doprowadziły mnie do miejsca, w którym nie walczę za wszelką cenę o zasięgi postów, a od zarobku i rosnących statystyk, ważniejsza jest dla mnie szczerość i autentyczność. To one w ostatnim czasie generują coraz ciekawsze propozycje, również poza blogiem.
Szkoda mi też czasu na spory i dyskusje, które niczego do życia nie wnoszą. Dlatego celowo rezygnuję z tematów kontrowersyjnych i często przez to bardziej klikalnych. Wolę temat niszowy, mniej popularny, ale przez który nie tracę przyjemności z pisania, bo reakcja na to o czym piszę może rodzić tak satysfakcję, jak i frustrację.
Z tego samego powodu czasami myślę sobie, że lepiej chyba jednak jest działać w swojej mikroskali i tworzyć wokół bloga mniejszą, ale lojalną i sympatyczną społeczność, która myśli podobnie jak ja i ma podobne potrzeby jak ja, zamiast przyciągać przypadkowych ludzi, którzy nie szukają konkretnych informacji czy inspiracji, lecz których jedynym celem jest nabrudzić buciorami i trzasnąć drzwiami.
Dylematy, dylematy i po dylematach, czyli nie patrz na innych i rób swoje
Nawet nie wiecie ile razy porównywałam się z innymi, ile razy myślałam, że nigdy nie osiągnę tego co inni, aż zrozumiałam, że ja wcale tego nie chcę.
Nie chcę iść czyjąś drogą, poświęcać tyle co inni, nie chcę społeczności, od której będzie zależał mój nastrój każdego dnia, ani produktów, które nie są mi do niczego potrzebne.
Chcę być sobą, nie kimś innym.
Chcę mieć radość z tworzenia i satysfakcję z tego, że inni z niego korzystają.
Chcę poświęcać blogowaniu tyle czasu ile mogę, bez frustracji, że więcej poświęcić mu nie mogę.
Chcę pielęgnować wartościowe znajomości i wsparcie, które mam na co dzień.
Chcę inspirować innych tym co mnie samą inspiruje.
Chcę mieć taki wpływ na innych, który pozwoli mi na kontrolę tego co się wokół mnie dzieje.
Chcę tworzyć ciepłe relacje ze społecznością bloga, a nie toczyć walkę z kimś komu na dobrych relacjach w ogóle nie zależy.
Nie chce przedkładać życia wirtualnego ponad to prawdziwe.
Jestem dumna ze swojej autentyczności i to najczęściej o niej słyszę, kiedy nawiązuję współpracę z klientem lub dostaję wiadomości od czytelników. Chciałabym zacytować wiele wypowiedzi, które otrzymałam, ale najwyraźniej w autopromocji nie jestem najlepsza skoro nie zapisałam tych treści nigdzie indziej niż we własnej głowie i teraz nie mogę ich zacytować, bo musiałabym przekopać większość swojej korespondencji na różnych kanałach.
Jestem tu i jeszcze trochę będę. Już bez spiny czy aby to co robię to nie jest za mało.
Bez clickbaitów, ekstrementów, kolorowania rzeczywistości, a przede wszystkim bez zajmowania Wam drogocennego czasu.
To miejsce jest dla Was i chcę, żebyście dobrze się tu czuli. Tak jak ja.
Jak to odbieracie? 🙂
Zdjęcie: Anna Sobór Photography
Autentyczność i wiarygodność w oczach czytelników to absolutna podstawa w pracy blogera. Tak trzymaj!
Masz rację, że wrzucanie wszystkich do jednego wora bywa bardzo krzywdzące. Całe środowisko obrywa za wpadki i głupoty, które mają na koncie jednostki. To podobnie jak z krzywdzącymi stereotypami na temat lekarzy, nauczycieli itp. (z tym, że ich pracę i wykształcenie bardziej się szanuje, bo mało kto zdaje sobie sprawę ile tak naprawdę pracuje bloger). Olu, wiesz, że uwielbiam Cię właśnie za tę autentyczność! Doskonale opisałaś to, co (prędzej czy później) dotyka każdego z nas. Ja to postrzegam jako proces, jakiś etap i wybór tego, co chcemy robić w życiu. Bo przecież blogowanie to też jakiś etap, nie jest powiedziane,… Czytaj więcej »
To prawda. Jak wiesz, kilka razy w ciągu ostatniego roku zadawałam sobie pytanie ile jeszcze będę blogować, ale póki sprawia mi ono radość, jest pasją, autoterapią i pomaga innym dopóty będę to robić.
Cały czas pamiętam też o tym że to dzięki blogowaniu nauczyłam się zupełnie nowych dla mnie rzeczy i poznałam ludzi, którzy wnoszą do mojego życia zupełnie inną wartość. Poza tym blog jest trampoliną do rzeczy, które często planujemy, ale nie potrafimy się na nie zdobyć. No i dzięki niemu spełniłam kilka swoich marzeń 😉
Dzięki Reniu za Twoje wsparcie i przyjaźń. Wiele dla mnie znaczą.
Moje miejsce w sieci kształtuje się od lat i gdy zakładałam bloga, był o niczym – publikowałam tam ulubione piosenki. Później inspiracje przyszły same. Czasami pojawiały się kryzysy, przestoje, ale ogólnie to moje własne miejsce na Ziemi i jak komuś coś się nie podoba, to naprawdę nie musi w moim życiu uczestniczyć.
Prawda, ale jest przestrzenią publiczną i może na nią wejść każdy. Czasami wchodzi ktoś na kogo wizytę nie mamy ochotę. Ja też zawsze powtarzam – masz wybór, czytać nie musisz, lubić też nie musisz.
Kurczę, w punkt! Ostatnio miałam długi – kilkumiesięczny blogowy kryzys. Wróciłam na własnych zasadach, a blog traktuję bardziej jako hobby.
Z takich kryzysów rodzą się czasem najlepsze zmiany.
I ja właśnie za tę autentyczność Cię uwielbiam i bardzo szanuję!I sama śledzę tylko tych, którzy nie wciskają kitu, nie udają, a sa po prostu sobą. Najbardziej wkurz mnie fałsz, hipokryzja i kłamstwo. Wszystko inne przetrawię 🙂
No wiem, że od dłuższego czasu znajduję się na Twojej liście wśród asów szczerości i autentyczności 😉 Zresztą zacne towarzystwo, a skoro Ty, jako naczelna szydera blogosfery i życia, umieszczasz mnie na tej liście to znaczy, że jest dobrze 😀
Będę dalej sobą, żeby nie rozczarowywać 😉
Nie, ja jestem NIKIM i moje zdanie raczej ma niewielkie znaczenie, ale też jestem szczera w tym co mówię, co niestety niektórzy odbierają jako albo atak albo podlizywanie się albo problemy psychiczne :D.
Także bądz sobą i już- robisz blogowanie dobrze :*
Co znaczy jesteś nikim?! Jak mnie irytuje takie gadanie!
Każdy jest kimś i to wyjątkowym na swój sposób. Masz doskonałe, życiowe obserwacje, inteligencję i jaja, których nie jeden mógłby Ci pozazdrościć. Ludzie odbierają szczerość jako krytykę, bo mają kompleksy i są przewrażliwieni na punkcie hejtu, którego nota bene w sieci oczywiście jest za dużo.
BTW, wczoraj kupiłam sobie bluzę z napisem: Mam być miła czy szczera? ?
Hehe, ale ochrzan :D. Ale serio, ja jestem po tych pawie 4 latach blogowym zerem i tysiącem fanów, co jest troche jednak wstydem ;).
Aa, taka bluza? Gdzie kupiona? 😀
Mi za to wczoraj rower się zepsuł i nie mam środka transportu przez kilka dni :/.
Każdy zawsze powie, że za mało. Wstyd do kraść.
Bluza z jakiegoś młodzieżowego sklepu, bo byłam ze Starszą i mnie przeciąnęła po galerii. Czekaj sprawdzę metkę.
Mam. Sinsay.
Co do rowertu, dziś zrobiłam sobie przejażdżkę. 40 km. Jesteś ze mnie dumna?
Bardzo! <3
A ja mam doła bo muszę wszędzie chodzić, no i złapał mnie kanar jak wsiadłam do autobusy na 2 przystanki xD.
No to słabo. Ja bez samochodu mieszkając poza miastem nie dałabym rady. Wszędzie mamy dość daleko, choć jest to oczywiście pojęcie względne, ale chodzi o czas. Trudno połowę dnia poświęcić na dojazdy na zajęcia, zakupy, szkoły, itp.
Naprawiaj rower i będziesz sobą 😉
Zgadza się, jest to najbardziej niedoceniane zajęcie, ale za to ile satysfakcji daje. Życzę dużo przyjemności i sukcesów w blogowaniu 🙂
Dziękuję.
Każdy zawód ma swoje plusy i minusy, ale ja naprawdę lubię to co robię i myślę, że to akurat się nie zmieni. Zmienić może się forma pracy, ale na wszystko przychodzi właściwy czas.
Warto być dobrej myśli, wtedy jest łatwiej i przyjemniej 😉 Też uwielbiam blogowanie, niezależnie od tego, co kto mówi 🙂
No gadaniem, zwłaszcza tym mało konstruktywnym, to przejmować się nie należy, ale czasami myślę sobie, że tak jak w każdym środowisku, ktoś pracuje na jego dobrą opinię, a ktoś inny wręcz przeciwnie.
Kiedy piszesz o wiarygodności od razu mam aktywne radary. Jako najważniejsza cecha oczekiwana przez pracownika od swojego szefa opisywana jest autentyczność. Bardzo ważna cecha decydująca o tym czy zdobywamy uwagę innych sprawdza się również w czasie aktywności w internecie.
Wiesz, teoretycznie to w ogóle nie powinnam o tym pisać, bo powinna to być rzecz normalna i naturalna, ale niestety nie jest.
Niestety żadnych merytorycznych informacji na temat kulisow bkogowania. Odczucie takie jakby faktycznie autorka przestraszyła się jakbto określiła „srania do swojego gniazda” i wyszedł tekst nijaki i i o niczym…Szkoda bo potencjał pewnie był
A w którym miejscu jest napisane, że tekst miał być o kulisach blogowania?
Najwyraźniej słabo się znamy, bo nie mam w sobie lęku srania do własnego gniazda (pokaż mi też fragment, gdzie użyłam takiego określenia) tylko po prostu nigdy tego publicznie nie robię.
Mówisz, że można napisać artykuł w ciągu dwóch godzin? Dla mnie dwa dni to za mało 🙂 Autentyczność jest ważna i nie wyobrażam sobie, aby inaczej pisać. Z drugiej strony ludzie mało autentyczni też zrobili kariery w świecie influencerów. Sądzę, że każde środowisko ma swoje ciemne strony. Na szczęście nie spotkałem się też hejtem, pewnie wszystko przede mną. Byłem na etapie frustracji wtedy, gdy słuchałem porad różnych wpływowych blogerów o tym, jak należy blogować. Bo ja robiłem wiele rzeczy inaczej. Poszedłem własną drogą, przestałem zwracać uwagę na poradnictwo i od tego momentu jestem spokojny, robię to co lubię, w sposób… Czytaj więcej »
W pełni się z Tobą zgadzam i nie jesteś pierwszą osobą, która twierdzi, że odkąd zaczeła blogować po swojemu, statystyki zaczęły rosnąc. To jest właśnie ta autentyczność, o której piszę. Pożadana przez odbiorcę i dająca duży komfort nam – twórcom internetowym.
Warto czytać poradniki i szlifować swój warsztat na róznego rodzaju szkoleniach i konferencjach, ale wszystko co uszłyszymy trzeba odnieść do swoich potrzeb i swojego stylu pracy, a także swojej koncepcji i strategii działania. Robienie czegokolwiek na siłę i za wszelką cenę zwykle kończy się frustracją i ostatecznie rezygnacją. Albo totalnym odwrotem 😉
Bardzo inspirujący tekst od blogera dla blogera. Jedyna droga to autentyczność, wtedy nie ma wypalenia, jest radość z tego, co się robi. Jednak zrobienie coś wbrew sobie, jest często kuszące np. wpis, którego wcale się nie czuje, ale „wypada”. Myślę, że łatwo o taki dołek, kiedy pisze się i pisze i nie ma odzewu. Jednak najważniejszy jest odzew na „nasze” treści, autentyczne relacje, nawet jeśli początkowo są one tylko w sieci a nie na treści, których nie czujemy. Ja na przykład jestem z siebie bardzo dumna, że zdecydowałam się na studia w wieku 45 lat, pięcioletnie, psychologia. Kiedy dostaję list… Czytaj więcej »
Tak szczerze mówiąc, to nie miał to być tekst od blogera dla blogera, bo blogerzy znają specyfikę naszego środowiska i jestem pewna, że podzielają moje zdanie. Tekst kieruję bardziej do tych, którzy tworzą o nas obraz na podstawie przeczytanych rewelacji w prasie, na facebookowych grupach, instagramie, itd, tudzież nie do końca wiedzą o co w tym wszystkim chodzi. Wiele osób nie ma świadomości ile pracy trzeba włożyć w tworzenie swojego miejsca w sieci i zakłada, że wpada nam łatwy pieniądz. To o czym piszesz w pierwszej części swojego komentarza to właśnie jest faza więzienia, którą poniekąd większość z nas przechodzi,… Czytaj więcej »
Świetnie napisane! Mogę się pod tym podpisać, dla mnie również autentyczność jest bardzo ważna. Jestem w tym momencie w trochę przełomowym momencie blogowania. Założeniem pierwotnym było, że będę opisywała dla odreagowania i poćwiczenia warsztatu pisarskiego historyjki z życia rodzinnego, ale dzieci dorastają i poczułam, że mogłoby to być nie fair wobec nich. Recenzjami nie chce się zajmować, pozostaje mi forma felietonów, wywiadów i może jakiś opowiadań… Muszę pomyśleć, ale podczas dokonywania tych zmian postaram się mieć w pamięci to, co napisałaś – jak ważna jest szczerość, autentyczność i niezatracenie przyjemności z pisania.
Skoro masz już doświadczenie to na pewno coś wymyślisz. Dróg jest wiele, a podążanie tą swoją daje największą przyjemność tworzenia i interreakcji z odbiorcami.
Trzymam kciuki.