05 kw. Skrajne emocje w czasie pandemii. Czy naprawdę muszę z nimi walczyć?
Jeśli w ostatnich tygodniach towarzyszą Wam: niepokój, złość, dezorientacja, zrezygnowanie czy smutek przeplatane radością (chociażby nawet przejściową), nadzieją i miłością to znaczy, że przeżywamy to razem.
Sytuacja, w której znaleźliśmy się wszyscy, jest bez precedensu. Cały świat stanął w obliczu pandemii koronawirusa, a emocje, które nam towarzyszą, wątpliwości i wzajemnie wykluczające się momentami myśli, sprawiają, że mamy poczucie jakby toczyła się wojna. Wojna ludzkich odczuć i emocji, które będą narastać w miarę trwającej izolacji w domach, złości na tych, którzy ignorują problem albo wykorzystują obecną sytuację do swoich celów.
Nie, nie mam zamiaru Was straszyć, ale choć wiem, że kiedyś będzie dobrze, nie chcę też pisać rzeczy w stylu: myślcie pozytywnie, bo mimo wszystko sytuacja jest świeża i wciąż zbyt wiele dźwigamy na swoich barkach.
Daleka też jestem od lekceważenia tego co dzieje się dookoła i jestem tak samo zaniepokojona jak Wy, ale od sporu na ile koronawirus i strategia naszego państwa tak naprawdę zagrażają naszemu zdrowiu fizycznemu i psychicznemu, ważniejsze jest w tej chwili dla mnie uporanie się z własnymi emocjami. Bowiem to właśnie psychika odegra w najbliższym czasie kluczową rolę i w tej kwestii jak zwykle, możemy liczyć głównie lub tylko na siebie.
Stoczyłam wewnętrzną walkę i mam świadomość, że to nie koniec, bo każdy dzień może przynieść kolejne emocje, z którymi będą musiała zmierzyć się na nowo. Czuję jednak, że jestem na to gotowa i silniejsza po tym co już mam za sobą.
Złość, bunt i wyparcie
To pierwsze co mnie dopadło w początkowej fazie pandemii i domowej kwarantanny.
Byłam 2 dni po powrocie z Wietnamu, pełna pomysłów na życie i wypoczęta psychicznie, kiedy wpadłam prosto w sidła licznych ograniczeń.
Nie mam artystycznej duszy, ale pomimo licznych zobowiązań, czuję się wolnym ptakiem. Moje życie oparte było na aktywnościach, które działy się na zewnątrz, ale i te, które wykonywałam w domu też często były związane z tym co dzieje się poza nim, a co obecnie również jest zawieszone. Zdecydowana większość moich planów chwilowo legła w gruzach. Wszystkie wydarzenia, tak zawodowe, jak i prywatne zostały odwołane lub zawieszone w czasie.
Ograniczenie swobody spotkało się z moim buntem i złością. Byłam na tyle zła, że nie potrafiłam zapanować na tą złością. Na wszelki wypadek unikałam konfrontacji ze światem zewnętrznym, żeby nie żałować potem wypowiedzianych czy napisanych słów. Wyłączyłam się z sieci. Przestałam pisać, czytać wiadomości, nie bawiły mnie rozpowszechniane memy, choć niektóre perfekcyjnie oddawały stan mojego ducha. Nie chciałam takiego świata, wszystko odrzucałam, na wiele rzeczy dałam sobie dyspensę, aż poczułam, że świat się zatrzymał, a ja wraz z nim.
Teraz, z perspektywy ponad 3 tygodni, początek kwarantanny wydaje się być rajem, oddechem od pędu życia i odskocznią od codziennych trosk, a nagromadzone napięcie można było rozładować wieloma prostymi sposobami.
Płacz, lęk i bezradność
Szybko uświadomiłam sobie, że sytuacja będzie się pogarszać, a my stajemy w obliczu walki z niewidzialnym wrogiem. Do tego dezinformacja, wciąż pojawiające się i nie zawsze ze sobą pokrywające fakty dotyczące rozpowszechniania się koronawirusa i walki z nim. W końcu obserwacja tego co dzieje się na świecie i dalsze zawieszenie przytłoczyły mnie na tyle, że wpadłam w jeszcze większy stres, a momentami nawet rozpacz, do której dodatkowo przyczyniły się trudności ze ściągnięciem syna z poza kraju do domu. W zasadzie to emocjonalnie skoncentrowałam się tylko na tym, a moje miotanie się sprawiło, że całkowicie zamknęłam się w swojej skorupie. Moje życie wypełniła bezradność i niepokój.
Przeszkód i wątpliwości pojawiło się na tyle dużo, że w końcu przyszedł moment, że pogodziłam się z tym, że nasz syn zostanie w Kanadzie i będziemy w tej koszmarnej niepewności i rozłące żyć przez nie wiadomo ile czasu. Jednak pewnego dnia obudziłam się i powiedziałam, że nie ma na to mojej zgody i zaczęłam działać.
Udało nam się go ściągnąć w ostatniej chwili, choć nawet w ramach akcji #LOTdodomu musiał nam ktoś w tym pomóc. Dziś, kiedy budzę się spokojna i słyszę jego głos z rana, mam łzy w oczach, bo nie wyobrażam sobie, że mogłoby go tu nie być.
Walka i akceptacja
Rzucenie rękawicy przeciwnościom losu i walka o coś na czym bardzo mi zależało, sprawiły, że nabrałam sił i znowu stałam się tą waleczną osobą, którą byłam wcześniej. Potrzebowałam też czasu, żeby pewne tematy przerobić w swojej głowie i poważnie ze sobą porozmawiać.
Dużo rozmawiałam też z ludźmi, co niezmiennie polecam, aż w końcu zaakceptowałam fakt, że obecnie tylko na niektóre rzeczy mam wpływ, a na inne muszę cierpliwie poczekać.
Nauczyłam się żyć w dyskomforcie jakim jest izolacja społeczna, stworzyłam nowy rytm dnia, pogodziłam się z tym, że wielu rzeczy nie mogę w tej chwili nawet zaplanować a przede wszystkim staram się odsuwać od siebie strach, a swoją energię lokować w innych niż wcześniej aktywnościach. Ważne jest dla mnie też to, że zaakceptowałam wszystkie emocje, które się we mnie wzbierają, bo w tej trudnej sytuacji są po prostu naturalne i zrozumiałe.
Skorupa już dawno zaczęła mnie uwierać i pomału wracam do niektórych ze swoich aktywności. Skupiam się na tym co mogę zrealizować w obecnych warunkach i co może być fundamentem na przyszłość. Może później niż inni, ale w swoim rytmie. To też jest ok.
Nie do końca wprawdzie akceptuję fakt, że zostaliśmy zmuszeni do izolacji, która wyrządzi bardzo dużą szkodę społeczeństwu i gospodarce, ale nadal słucham znajomych lekarzy, ekonomistów i psychologów i staram się w tym wszystkim odnaleźć jakiś sens, spokój i równowagę.
Wyciszenie
Nadal jest we mnie wiele różnych emocji, ale przestałam z nimi walczyć. Akceptuję to, że każdy dzień przynosi coś nowego, ale dla własnego zdrowia zdecydowanie mniej oglądam telewizji, a prasówkę robię bardzo wybiórczo. Mam też przed sobą cel, który pozwala mi na spokojny sen i wyrównany oddech.
Chyba mogę powiedzieć, że jeszcze nigdy nie byłam tak wyciszona jak teraz. Moje życie zwolniło tempo dramatycznie, ale staram się wyciągnąć z tego czasu jak najwięcej dla siebie.
Chwilowo przestałam też zadręczać się pytaniami o przyszłość. Staram się żyć z dnia na dzień dbając o swoją odporność tak fizyczną, jak i psychiczną. Wiem, że będzie mi ona potrzebna w kolejnych tygodniach do walki tak z koronawirusem, jak i tym co zastanę po wyjściu z domu na rynku pracy i w codziennym życiu.
Chcę być świadoma różnych scenariuszy i nie twierdzę, że mam w sobie pokłady optymizmu, ale bardzo staram się panować nad paniką i strachem, które w obecnych okolicznościach są najgorszym doradcą. Jeszcze przyjdzie czas, kiedy będziemy potrzebowali siły na walkę ze skutkami pandemii, a ja chcę być na to w miarę swoich możliwości przygotowana.
Trzymajcie się zdrowo i bądźcie silni.
E.
P.S. Nie wstydzę się swoich emocji, byłam bliska konsultacji z psychologiem i Was również zachęcam do rozmów z innymi albo do skorzystania w miarę potrzeby z pomocy specjalistów. W związku z epidemią koronawirusa powstało wiele darmowych miejsc, gdzie możecie skorzystać z bezpłatnej telefonicznej albo online pomocy psychologicznej, Poszukajcie jej w swoim regionie, na Facebooku, a ja podrzucam Wam te, które wpadły mi ostatnio w ręce:
- Całodobowe Centrum Wsparcia dla Osób w Kryzysie Psychicznym, fundacja ITAKA, tel. 800 70 22 22
- Akcja „Psychologowie dla społeczeństwa” (KLIK)
- Infolinia NFZ dotycząca koronawirusa, tel. 800 190 590
- Psychologiczne wsparcie WOT (Wojsk Obrony Terytorialnej) (KLIK)
- Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży, tel. 116 111 (KLIK)
- Dobre Słowa – telefon dla seniorów 12 333 70 88 (codziennie w godz. 10:00-12:00 i 17:00-19:00)
- Telefon zaufania dla osób starszych 22 635 09 54
- Halofon dla seniorów, tel. 739 903 452 (od poniedziałku do piątku 12:00 – 17:00)
- Fundacja Vis Salutis, tel. 888 960 980 i 888 900 980 (codziennie 10:00-18:00)
Poprzedni wpis przeczytacie poniżej.
Jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko siebie i jednocześnie tak daleko
[…] w oddzielnym artykule, a tymczasem o emocjach w czasie pandemii możecie poczytaj tutaj, a o emocjonalnym […]
[…] „Skrajne emocje w czasie pandemii. Czy naprawdę muszę z nimi walczyć?” (KLIK) […]
[…] „Skrajne emocje w czasie pandemii. Czy naprawdę muszę z nimi walczyć?” (KLIK) […]
[…] „Skrajne emocje w czasie pandemii. Czy naprawdę muszę z nimi walczyć?” (KLIK) […]
[…] „Skrajne emocje w czasie pandemii. Czy naprawdę muszę z nimi walczyć?”… […]
Ja czuję przede wszystkim bezradność – kompletnie nie mam na to co się dzieje wpływu, dlatego czytam jak najmniej wiadomośc itp bo tylko mnie stresowały. Staram się robić swoje i nieco zwolnić, chociaż to trudne bo jestem bardzo aktywna. Dzięki za wpis 🙂
Bezradność towarzyszy chyba nam wszystkim, przynajmniej tym, którzy do tej pory byli aktywni, mieli swoje plany i cele, a teraz muszą odnaleźć się w zupełnie nowej rzeczywistości. Przyznaję, że jako aktywna osoba, miewam naprawdę trudne momenty, ale cały czas staram się pracować na tym, żeby nie popaść w jakieś stany, których będę potem żałować.
Detoks informacyjny to jedna z lepszych rzeczy, jakie możemy w tej chwili dla siebie zrobić. I aktywność fizyczna, która dobrze wpływa nie tylko na ciało, ale też głowę.
Trzymaj się Agnieszko.
Nawet nie pamiętam co czułam na początku, ale chyba cały czas jest to strach przed utratą bliskich. Ze względów bezpieczeństwa zdecydowałam się nie wracać do domu rodzinnego i nie narażać moich rodziców. Została w mieście w którym studiuję. Obecnie bardziej niż stres czy złość, odczuwam zmęczenie związane ze studiami online, które niestety do gustu mi nie przypadły y zdecydowanie wolałabym wrócić na uczelnię.
Karolina, można chyba powiedzieć, że prawie wszyscy jedziemy na tym samym wózku, choć na pewno nie wszyscy przeżywamy tę sytuację w taki sam sposób. Bardzo trudny to czas dla wielu, u mnie emocje wciąż na huśtawce, ale obecnie przeżywam raczej tylko i wyłącznie złość na przemian z wyciszeniem.
Mój syn też studiuje online i to w dodatku z kanadyjską uczelnią. Dzisiaj miał egzamin.
Ja jestem ZŁA! Serio, uważam, że zamykanie nas w domach na dłuższą metę nie tylko nic nie da- wirus ma zaatakować w czerwcu, ale przede wszystkim doprowadzi do wielu dramatów ludzkich 🙁
Aga, zgadzam się z Tobą. Moje stanowisko zmieniło się po tym jak zrozumiałam, że nasz rząd nie ma żadnych skrupułów i nie interesuje go ani walka z epidemią, ani wsparcie konającej służby zdrowia czy skutki izolacji społeczeństwa i zamrożonych biznesów. Znaleźliśmy się w naprawdę fatalnej sytuacji.
Wiem i jestem wkurwiona i przerażona jednocześnie! 🙁
Odczucia jak najbardziej uzasadnione. Póki co możemy tylko obserwować rozwój sytuacji i kierować się zdrowym rozsądkiem słuchając ekspertów zamiast mediów i znajomych, którzy rozsyłają straszące artykuły.
Pozostaje jeszcze nadzieja i wiara, że społeczeństwo oprzytomnieje i odpowiednio zareaguje we właściwym czasie.
Po wysłuchaniu dzisiejszej konferencji jestem załamana..
Ha, nie słuchałam, nie oglądałam, od kilku dni tak robię i czuję się zdrowsza psychicznie, a także spokojniejsza. Przestałam czytać też media, a w domu mam 2 dojrzałych krytyków, którzy przepuszczają mi wszelkie informacje przed odpowiedni filtr. Bazą jest ich ekonomiczna wiedza, obserwacja tego co dzieje się na świecie i zdrowy rozsądek. Póki co, taki scenariusz mi pasuje 😉
Takie zrodla informacji w domu – rzecz bezcenna 😀
Ja bardzo sobie cenię, bo pewnie już dawno bym spanikowała. Potrzebuję takiego sita.
To jest wyjątkowa sytuacja i targają nami różne emocje. Dobrze jest wiedzieć gdzie się można zgłosić.