
16 lut Self love i kilka sposobów na to jak pielęgnować miłość do siebie
Self love to największy objaw szacunku do siebie i innych. Jak pielęgnować miłość do siebie?
„Pamiętanie o sobie jest cnotą, zapominanie o sobie jest grzechem.”
Sri Nisargadatta Maharaj
Self care i self love to chyba jedne z najczęściej ostatnio spotykanych haseł nie tylko w kobiecych mediach, ale też na stronach o tematyce psychologicznej.
Z racji tego, że o idei osiędbania, byciu dla siebie dobrym, dbaniu o siebie czy akceptacji piszę na blogu i swoich profilach już od dawna, dziś nie będę wracać do ich podstaw. Podzielę się z Wami natomiast sposobami na to jak pielęgnować miłość do siebie, co powinno być dla nas ważne i co ma znaczący wpływ na poprawę jakości naszego życia. Szczerze mówiąc artykuł ten pierwotnie miał tytuł: „Zmieniam swój świat na lepszy. Wchodzisz w to ze mną?” i było w nim jeszcze kilka innych punktów, ale myślę, że do tego wrócę, ponieważ trudno jest wyczerpać ten pozornie prosty temat jednym wpisem. Najwyraźniej porusza się go tak często ze względu na to, że wciąż mamy problem z takimi kwestiami jak kochanie siebie i podążanie za swoimi potrzebami czy traktowanie ich na równi z potrzebami innych.
Miłość do siebie jest bardzo często niewłaściwie interpretowana, bo łączona z egoizmem, narcyzmem czy manią. Tymczasem jest to największy objaw szacunku do siebie i innych, bo czy jest coś co ma większy wpływ na naszą postawę, podejście do życia, wybory i budowanie relacji z otoczeniem niż to co wypływa z naszego wnętrza – wewnętrznego świata niedostępnego i niewidocznego dla innych? To o nim, jego budowaniu i wzmacnianiu jego fundamentów mówi się teraz najczęściej w kontekście pandemii i naszego radzenia sobie (lub nie) ze wszystkim co jest z nią związane i co dotyka naszego osobistego i zawodowego życia.
Miłość do siebie to nie tylko to co wynieśliśmy z domu i dzieciństwa, ale też wpływ osób z naszego najbliższego otoczenia i nasza wieloletnia praca nad sobą oraz codzienne nawyki. Tak więc porzućcie wyrzuty sumienia, że czasem zajmiecie się sobą lub czule o sobie pomyślicie. Wystarczy uświadomić sobie, że ilość rzeczy, którą robicie dla innych jest wprost nieproporcjonalna do tego co robicie dla siebie. Zmęczeni, sfrustrowani, nieszczęśliwi czy chorzy nie dacie rady dbać o innych i ich wspierać. Nie mówiąc o codziennym stawianiu czoła problemom czy produktywności w pracy.
Myślenie na szarym końcu o sobie, to już przeszłość. A wiecie co sprawiło u mnie takie podejście? MACIERZYŃSTWO. Po urodzeniu pierwszego dziecka zrozumiałam jak jestem ważna i potrzebna, że muszę być odpowiedzialna i że moim nie tyle przywilejem ile obowiązkiem jest należyte dbanie o siebie. Przyznam też, że w pierwszych miesiącach życia mojego syna (pierwsze dziecko) miałam nawet lekką schizę, że zachoruję albo coś mi się stanie i tym samym unieszczęśliwię małego, bezbronnego człowieka. To skutecznie wyleczyło mnie z myślenia, że moje potrzeby są mniej ważne od potrzeb innych, w tym również dziecka.
Pamiętacie kto zakłada w pierwszej kolejności maskę tlenową w przypadku awarii samolotu? Najpierw rodzic sobie, a dopiero potem dziecku. No właśnie.
Mówią, że miłość do siebie to ta najtrudniejsza, ale konieczna. Przeczytajcie poniżej jak ją ostatnio pielęgnuję.
Uczę się żyć swoim życiem zamiast przeżywać życie innych
Tak, przejmuje mnie to co przeżywają inni i za bardzo przeżywam to co dzieje się wokół mnie. Kiedy jednak przekraczam granicę swojej empatii (jestem osobą wysoko wrażliwą), biorę się w garść i mówię do siebie: Hej, zagalopowałaś się. Skoncentruj się na tym jak możesz pomóc, a nie przeżywać to co nie jest w jakimś sensie nawet częścią twojego życia. Niestety czasami dzieje się tak, że muszą mi o tym przypomnieć moi bliscy. Po ich reprymendzie i ustawieniu mnie do pionu odcinam się na chwilę od zewnętrznego świata i całkowicie skupiam na swoim. Tu też przecież jest się czym zająć.
Retrospekcja przeszłości vs wizualizacja przyszłości
„Przeszłości nie można zmienić, zapomnieć, edytować ani wymazać.
Można ją tylko zaakceptować.”
Manufaktura Radości
Rozliczenie się z przeszłością bywa bardzo trudne, ale to właśnie dzięki sztuce odpuszczania, o której ostatnio pisałam (tutaj) i akceptacji nowego stanu rzeczy, łatwiej jest zamknąć pewien rozdział i zmienić swoje podejście dostosowując je do własnych możliwości i realiów. Ja np. zbyt mocno przeżywałam to, że przez pandemię jeszcze przez długi czas będę musiała poczekać z realizacją swoich zawodowych czy podróżniczych planów doprowadzając się tym samym do frustracji. Teraz jestem dla siebie lepsza. To co wydarzyło się przez cały ostatni rok, miało na mnie ogromny wpływ, ale ze swoich nowych doświadczeń wyciągam lekcje, korzystam z tego czego się nauczyłam i zmieniam to na co mam wpływ w najbliższej przyszłości. Nie krzywdzę już siebie wyrzucaniem sobie błędów, które popełniłam i rzeczy, które mogłam zrobić, a nie zrobiłam.
Nigdy nie reprezentowałam postawy: „co by było, gdyby było”, ale lubię wizualizować to co może się wydarzyć. Wiem czego chcę, nie jestem tylko pewna kiedy i w jaki sposób przyjdzie mi to osiągnąć, bo ostatni rok wielokrotnie pokazał mi, że wszystko jest możliwe. Świadomość tego pomaga mi w myśleniu, że mogę kreować swoją rzeczywistość tak jak potrzebuję, pomimo, że wciąż jest zależna od wielu zewnętrznych czynników. Zaakceptowałam też fakt, że moje działania mogą być teraz nieco spowolnione, ale równie skuteczne, tyle, że inaczej osadzone w czasie.
Dbam o swój rozwój osobisty
Na ten temat pisałam już tyle razy, że głupio mi się powtarzać, ale może zwrócę uwagę tylko na to, że właśnie teraz, czyli podczas pandemii i lockdown’ów mamy więcej czasu na to, żeby przyjrzeć się swojej życiowej i zawodowej ścieżce. To dobry czas na to, żeby zmienić kierunek, dokształcić się w domu, przyjrzeć się możliwościom i pomału zacząć robić rzeczy, na które zawsze brakowało nam czasu.
Analizuję, a potem akceptuję swoje emocje i nastroje
O emocjach piszę dużo, szczególnie tych, które pojawiały się w czasie pandemii lub tych, które nadały mojemu życiu nowy sens. To ważne, żeby czasem zatrzymać się, pobyć i porozmawiać z samym sobą, zrozumieć co się z nami dzieje i co możemy zmienić, żeby było lepiej. Emocje bywają bardzo absorbujące i zakłócające naszą równowagę, dlatego zrozumienie ich, „przerobienie” i akceptacja pozwalają nam iść dalej. Nie zawsze łatwo jest zrobić to samemu, dlatego warto czasem porozmawiać z kimś nam życzliwym lub skorzystać z pomocy specjalisty.
Zaprosiłam do swojego życia spokój
Nie myślałam, że dożyję czasów, w których wyścig szczurów przestanie mieć znaczenie, a ludzie wieczny pośpiech przedłożą nad święty spokój. Rzecz jasna nie każdego to dotyczy, ale widzę tu utrzymujący się od dłuższego czasu trend kultywujący dbałość o swój dobrostan psychofizyczny, zaprzestanie gonienia własnego ogona, ciągłe porównywanie się z innymi czy „ciśnięcie” za wszelką cenę.
Nie pamiętam też kiedy było mi aż tak dobrze z tym, że w moim życiu regularnie pojawia się spokój. Nie zrobiłam żadnego kursu uważności, a cały czas ją praktykuję, znajduję też wiele powodów do wdzięczności i jestem zdrowa. Rzeczy stresujące i negatywne staram się od siebie odsuwać albo przynajmniej podchodzić do nich z większym dystansem. To, że w ostatnich miesiącach emocjonalnie mocno oberwałam, nauczyło mnie postawy: nie wymagaj od siebie więcej niż możesz dać w danym momencie, posłuchaj swojej intuicji i organizmu, odpuść, nie miej wyrzutów sumienia, że coś ci nie wyszło, twoje priorytety chwilowo się zmieniły i to jest ok, na wszystko przyjdzie właściwy czas. Przestałam też zadawać sobie pytanie: Przepraszam, a kiedy ten czas nastąpi?
Przebywam z ludźmi, którzy nastrajają mnie pozytywnie
To bardzo ważne kim się otaczamy. Albert Einstein mawiał: „Trzymaj się z dala od negatywnych ludzi. Oni mają problem na każde rozwiązanie.”
Teraz kiedy większość z nas pracuje i uczy się zdalnie, wydaje się to łatwiejsze, bo nie musimy przebywać z tymi, którzy zakłócają nasz wewnętrzny spokój. Pandemia to doskonała okazja, żeby zweryfikować swoje znajomości. Zwłaszcza te toksyczne. Ja to ćwiczenie mam już dawno za sobą, bo odrobiłam je wiele lat temu i od tamtej pory żyje mi się lepiej.
Poza tym z ludźmi z pozytywnym podejściem do życia można wymienić się cudowną energią, nawet w tych najtrudniejszych chwilach, a pozytywne myślenie powoduje… więcej pozytywnego myślenia.
Organizuję sobie swoje chwile szczęścia
„Nieszczęście jest prawie zawsze oznaką fałszywej interpretacji życia.”
Henry de Montherlant
Gorąca kawa o poranku z ulubioną lekturą, spacer z psem w pobliskim lesie, poranny slow jogging, krótka medytacja z wysłaniem intencji do świata, a może zaplanowanie dnia w kalendarzu i wpisanie do niego wieczornego odpoczynku? Dla mnie to również spacer boso po śniegu w ogrodzie, tworzenie swojej muzycznej playlisty (muzyka absolutnie wypełnia moje wnętrze), zakup nowej książki, wyjście na zajęcia aerial jogi, posiedzenie przy kominku, dłuższy poranek w łóżku, przeglądanie zdjęć w telefonie przywołujących to co wydarzyło się w moim życiu dobrego, ugotowanie czegoś nowego (ostatnio ćwiczymy kuchnię wege z racji tego, że nasz syn rezygnuje z mięsa). Wszystko co sprawia mi przyjemność jest moją chwilą szczęścia. Nie patrzę na ilość, lecz jakość tego co poprawia moje samopoczucie. I zapewniam Was, że nie są to czasochłonne rzeczy, wystarczy poświęcić im kilka minut dziennie.
Ostatnio zadzwoniłam do znajomej zastając ją w samochodzie. Pytam: „Gdzie jedziesz?” A ona odpowiada: „Jadę kupić sobie czapkę. Cholera, nawet nie wiesz jak się cieszę, że jadę kupić sobie tę czapkę! Jadę kupić czapkę i dawno nic mnie tak nie cieszyło.” 🙂
Rozbawiło mnie to, bo jej głos po prostu promieniał, a ja cieszyłam się razem z nią. Pomyślałam sobie też, że to jest zupełnie niewiarygodne co wielomiesięczne „zamknięcie” nas w domach, pozbawienie nas aktywności i możliwości pracy, która dawała nam energię do życia, zrobiły z naszym podejściem do wielu spraw. Nawet tych najbardziej trywialnych.
Dbam o kobiece rytuały, poświęcam sobie czas
Codzienna pielęgnacja to rytuał i nawyk, a nie pożeracz czasu. Mając nawet niemowlęta w domu, zawsze znajdywałam odrobinę czasu dla siebie – relaksująca kąpiel przy świecach czy z olejkami, makijaż, maseczka czy małe domowe spa. Która kobieta i świeżo upieczona mama tego nie lubi?
Z racji tego, że w domu mam dwie dorastające córki, jestem na bieżąco z różnymi kosmetycznymi nowinkami, ale lubimy też tworzyć swoje własne. Na blogu znajdziecie kilka przepisów na kosmetyki domowej roboty, które możecie zrobić w zgodzie z ideą zero waste, czyli np. resztek z kuchni (fusy z kawy, „zmęczone” owoce) lub łącząc składniki domowe z kupnymi.
Jeśli miałabym wskazać co w tej chwili jest moim numerem jeden to wszelkiego rodzaju naturalne oleje. Jak wiecie jestem wierna kilku polskim markom i ich naturalnym produktom, a olejki stosuję zarówno w codziennej pielęgnacji skóry i włosów, w domowym spa, do aromaterapii i relaksacji, jak i w kuchni podczas gotowania. W temacie naturalnych olejków i ich zastosowania planuję przeprowadzić wkrótce live na Instagramie.
Jeśli chodzi o pielęgnację uwielbiam olej z pestek malin marki Mokosh, który dodaję do kremów czy olejek do ciała Imbir i Trawa Cytrynowa marki Orientana, a jeśli chodzi o maseczki to podpięłam się ostatnio pod moje córy, które bardzo lubią naturalne maseczki Glow Orientana. No i nie mogę pominąć mojego hitu, który od czasu wyjazdu do Kambodży jest również i Waszym chyba ulubionym kosmetykiem, czyli balsam do ciała w kostce Jaśmin i Zielona Herbata Orientana (więcej w tym i w tym wpisie).
A jeśli nie olejek to co? Moim ostatnim odkryciem, ale to dlatego, że dostałam ją w prezencie jest świeca sojowa Jodłowy Bór Mokosh. Jako dziewczyna lasu oświadczam, że ta mieszanka olejków eterycznych to czyste dobro dla zmysłów. Przeczytajcie opis tego produktu.
Z racji tego, że pracuję i obecnie więcej czasu spędzam w domu, częściej daję odpocząć skórze od makijażu. Jeśli natomiast miałabym coś polecić do jego wykonania, to kosmetykami, które są ze mną od dawna są: bardzo wydajny rozświetlający fluid Everlasting Youth Fluid marki Clarins, rozświetlacz do twarzy Bright Champagne Douglas i rozświetlający puder Aquarelle Douglas. Natomiast z kosmetyków kolorowych używam ostatnio bardzo praktycznej, również podczas wszelkich wyjazdów, paletki cieni do oczu Beauty Palette marki Douglas lub mniejszej wersji do torebki cieni do powiek Quattro Harmony of 4 Colors, również marki Douglas.
Jest jeszcze jedna rzecz, od której się uzależniłam i którą „zaraziłam” już wiele osób. To Brązujący Balsam Do Ciała i Twarzy Pomarańcza z Cynamonem marki Mokosh. Obłędnie pachnie (to duży plus tego kosmetyku w zestawieniu z tradycyjnymi samoopalaczami), jest w 100% naturalny i łatwo się rozprowadza tworząc delikatną i naturalną opaleniznę. Świetnie się sprawdza szczególnie teraz, zimą, kiedy naszej cerze brakuje muśnięcia słońcem.
No dobra, ja mogłabym tak jeszcze długo, więc jeśli chcecie w temacie kosmetyków, których używam przygotuję oddzielny wpis. Co Wy na to?
Oddycham 🙂
Brzmi śmiesznie, bo każda żywa istota potrzebuje oddechu do przeżycia, ja mam jednak na myśli świadomy oddech i jego właśnie się uczę. Zaczęłam od jogi, potem przyszła medytacja, testowałam różne aplikacje do relaksacji i lepszego snu, ale wciąż brakowało mi w tym wszystkim regularności. Zmieniła to mata do akupresury, którą zawsze mam pod ręką (swoje pierwsze kroki z matą opisałam tutaj) i dzięki której nauczyłam się relaksować, wyciszać, wyłączać i tym samym praktykować świadomy oddech. W tym temacie, zapowiadałam to już też wcześniej, będę miała dla Was już wkrótce coś zupełnie nowego.
Założyłam dzienniczek obserwacji organizmu i wsłuchuję się w swój organizm
Z racji tego, że przez bardzo długi czas zmagałam się z emocjonalnym rollercoasterem, niecałe dwa miesiące temu spontanicznie wpadłam na pomysł, żeby wprowadzić do swojego życia dzienniczek obserwacji organizmu. Nie wiem czy robię to dobrze, ale robię to intuicyjnie i zapisuję wszystko co mną miota lub mnie cieszy danego dnia, jak się czuję, czy coś mnie boli, jak reaguję na rzeczy, które się wydarzyły. Liczę na to, że po przeanalizowaniu kilku miesięcy, znajdę jakąś prawidłowość lub wspólny mianownik i tym samym odpowiedź na nurtujące mnie pytania. Zatem i do Was wrócę z tym tematem.
Self love to największy objaw szacunku do siebie i innych i nie chodzi o pewność siebie i myślenie o czubku własnego nosa. Wręcz przeciwnie. Miłość i akceptacja siebie poszerzają nasze horyzonty, zmieniają miłość do świata i ludzi. W końcu sprawiają, że inni zaczynają szanować nas, nasze potrzeby i nasz świat. Do tego tematu na pewno jeszcze wrócę nie raz, a tymczasem idąc za ciosem, co myślicie, może powinnam jednak przygotować artykuł o tym jak pokochać siebie od podstaw? Albo jak pokochać siebie na nowo po tym jak w naszym życiu wydarzyło się coś co tej miłości podcięło skrzydła? Koniecznie dajcie znać w komentarzu.
Przeczytajcie też koniecznie:
- „Emocjonalny lifting, czyli jak budować swoją siłę i spokój w trudnych czasach” (KLIK)
- „Trzeba nam więcej dystansu i szukania pozytywów. Zacznijmy żyć intencjonalnie. Część I” (KLIK)
- „Sztuka odpuszczania jako element intencjonalnego życia. Część II” (KLIK)
- „7 sposobów na to jak poprawić poczucie własnej wartości” (KLIK)
- „Warsztaty dla Świadomych Kobiet #mójpierwszyraz (7 z 12)” (KLIK)
- „Świadoma kobieta, czyli jaka? Mój dekalog współczesnej kobiety” (KLIK)
Partnerem tego wpisu jest marka Douglas.
Zdjęcia: archiwum prywatne i Unsplash
[…] byłoby powiedzieć sobie: wyluzuj, odpuść, miej dystans do życia, poświęć sobie czas, odpocznij, ale często o tym po prostu zapominamy. Jednak zanim będzie […]
[…] o self love wspomniałam, że w styczniu założyłam dzienniczek obserwacji organizmu. […]
Inspirujące!
Bardzo, ale to bardzo ważny wpis pełen cennych słów. Jako ludzie nie możemy cały czas „cisnąć” i to świetnie, że coraz popularniejszy staje się trend zwolnienia w tej gonitwie. Jednocześnie niesamowicie istotna jest dbałość o siebie – zarówno o to, co mamy w środku, jak i o to, co nas otacza. Często bardzo chcemy „osiędbać”, ale jeszcze częściej o tym zapominamy i dajemy się porwać temu, co zwykle. A czasem warto po prostu się zatrzymać i powiedzieć do siebie „hej, może będziemy przyjaciółmi?”. 🙂
PS
Kuchnia wege jest super, więc zachęcamy do eksperymentowania! 🙂
Jestem zdania, że pandemia zmusiła nas do zwolnienia tempa, stąd tak często słyszy się, że mamy wirusa, na którego zasłużyliśmy nie doceniając tego co było wcześniej, nie dbając o swoje zdrowie, ignorując bliskich, nie starając się należycie o pracę i życie prywatne. Może za dużo gorzkich tu padło słów, ale widzę jak niektórzy dopiero teraz zrozumieli co jest największą wartością w ich życiu.
Fajnie że to usystematyzowałaś i zebrałaś w jednym miejscu.ja bardzo korzystam bo sama kładąc się na polecanej macie(dzięki za polecenie i to był mój pierwszy krok dla zrobienia czegoś dobrego dla siebie) mam zamiar przeanalizować i nakierowac myśli na odpowiednie tory ale często odpływam myślami. Mam mało czasu dla siebie i potem w ciągu dnia ciągle coś mi ucieka .Ale i tak jest postęp bo łatwiej mi ustawiać się na właściwym torze myślenia po kolejnym wykolejeniu.Dlatego tu zaglądam bo mimo całego chaosu wokół mnie w pracy w domu nie wypadam już zupełnie z dobrego myslenia -no może jedynie między 6.00… Czytaj więcej »
Bardzo Ci dziękuję za Twój komentarz i cieszę się, że mogłam Cię choć troszkę do czegoś zainspirować. Piszesz o kierowaniu swoich myśli na odpowiednie tory, a to doskonały początek drogi do siebie. Nie zawsze mamy czas dla siebie i nie chodzi o to, żebyśmy zawsze go mieli i frustrowali się, że ucieka nam dzień za dniem. Ważne, żeby w tym naszym całym życiowym pędzie nie zapominać o sobie, bo jesteśmy jednak potrzebni innym, bliskim, rodzinie, dzieciom, przyjaciołom. Ja, tak jak napisałam w artykule, zupełnie inaczej zaczęłam traktować swoje potrzeby odkąd zostałam mamą. Nie to, żebym wcześniej nie czuła się ważna… Czytaj więcej »
Tak to jest myśl małymi kroczkami ale wytrwale i zajdziemy daleko.Jak dobrze ,że potrafisz ująć myśli w słowa i od razu łatwiej się pracuje dla siebie bo to już nie jest chaos tylko nazwane ,więc zaczęło istnieć. Do tej pory wiele rzeczy o których piszesz było dla mnie abstrakcją.Pomyślności życzę i pozdrawiam i jak zwykle dzięki.
Bo ja pisząc również układam sobie te myśli w głowie 🙂 Często przelewając je „na papier” nie tylko je nazywam i analizuję, ale też „rozliczam” się z nimi i zwykle traktuję jako własną terapię, bo pisanie jest dla mnie terapeutyczne. A jeśli to jeszcze komuś pomaga, to już w ogóle radość 🙂
Ściskam.
To taki zdrowy egoizm Ola :).
ps. Cudna sesja produktowa!
A jak zdrowy to znaczy, że potrzebny. Dzisiaj szczególnie, bo żyjemy pod duża presją i w pędzie (ja akurat mocno zwolniłam tempo), a badania mówią, że 80% populacji ma problem z zaniżonym poczuciem własnej wartości. Zatrważający wynik.
Bardzo piękny wpis i potrzebny <3 Każda z nas powinna praktykować self-love 🙂
No powinna. Miłość do siebie to nasz fundament. Od niej wszystko się zaczyna – miłość do innych, świata, życia.