08 lut Nas(troje) walentynkowe
Nie lubię walentynek. Zniszczyła je komercja, wszędobylskie serduszka i mnóstwo plastikowego badziewia. Do tego ceny pakietów „we dwoje” od czapy i te nazwy: Francuski Weekend we Dwoje, Walentynki z Afrodyzjakami, Weekend Love & Romance, Walentynki w Młynie, Zmysłowa Noc.
Uwielbiam czerwony kolor, ale nie wtedy kiedy inni walą mi nim po oczach i napędzają nim swoją machinę. Nie chcę obchodzić czegoś co ktoś narzuca mi z góry i to w jeden ustalony dzień w roku. Swoje święta chcę obchodzić na własnych zasadach i kiedy mam na to ochotę, a nie danego dnia w roku pchając się w tłumy spanikowanych ludzi kupujących prezenty w ostatniej chwili, rozhisteryzowanych i chichoczących małolat czy unikając telefonu do smutnych tego dnia singli, którzy twierdzą, że w dupie mają takie święta. A co mają powiedzieć świeżo rozwiedzeni czy owdowiali?
Czy dzień zakochania nie powinniśmy obchodzić we własnym zaciszu? Po swojemu, bez afiszowania się i wkurzania innych, każdy na swój intymny sposób?
To nie jest święto zakochanych, bo w dobrym związku obowiązkowe święto nie jest potrzebne, a złego nie uzdrowi.
Nie świętujemy z mężem walentynek (choć zawsze coś przywlecze do domu). Obchodzimy za to rocznicę poznania się (!) i czasem rocznicę ślubu (głównie pamięta on, tak wiem, powinnam się wstydzić). Rozbraja mnie natomiast kiedy 14 lutego przynosi kwiaty również naszym córkom. Małe cieszą się jak dzikie, a oczy dziwnie im się błyszczą 🙂 Podobnie jak ich tacie.
Nie lubię też i nie obchodzę imienin, co to za pomysł z tym kalendarzem? Każdy podaje inne daty twoich imienin. Zdecydowanie wolę świętować urodziny. No bo jest co świętować, nie? 😉 I co roku wyglądają inaczej.
Nie cierpię też Dnia Kobiet, jestem wręcz zażenowana przymusowym kwiatkiem, choć uprzejmie się uśmiecham kiedy ktoś mi go wręcza, ale w głębi duszy żal mi tych wszystkich biedaków, którzy czują się niezręcznie ze swoim skrępowaniem wręczając koleżankom z pracy przysłowiowy „goździk”. Że też tyle bab musieli zatrudnić w firmie.
I podobnie jak z Walentynkami. Czy Dzień Kobiet nie powinien trwać przez cały rok, a właściwie na co dzień i nie chodzi o wręczanie kwiatów, tylko szacunek, ciepłe uczucia, szczerą rozmowę, wsparcie i sprawianie sobie drobnych przyjemności poprzez zaskoczenie? Kobietami jesteśmy cały rok, a nie tylko 8 marca!
Dobra, wypluję to z siebie. Z trudem toleruję Dzień Dziecka. I nie byłoby w tym dniu nic złego, bo dzieci go kochają i bardzo na niego czekają. Tylko problem polega na tym, że nawet jeśli masz mnóstwo zorganizowanych atrakcji, to znakomita większość jest nie do zdobycia, bo towarzyszą im nieziemskie tłumy i zbiorowa, dziecięca histeria. Dodatkowo mam alergię na gadżety napędzające komercję i kupowanie za wszelką cenę. Prezenty robię od lat świadomie i z pewnym wyprzedzeniem, więc krew mnie zalewa jak zbliża się 1 czerwca, a reklamy telewizyjne prześcigają się w mydleniu oczu dzieciom swoimi pomysłami na najlepszą zabawkę, która w rzeczywistości okazuje się być nic nie wartą kupą toksycznego plastiku.
Dzień Dziecka wolę organizować swoim dzieciom znacznie częściej niż raz w roku. I nie chodzi o odpuszczenie wieczornej kąpieli, tylko o okazywanie należytej troski, zainteresowania, ciepła, przytulanie, zabawę i naturalne zachęcanie do poznawania świata. Po prostu czynienie z nich małych, szczęśliwych ludzi każdego dnia. Uwielbiam też obdarowywać je różnego rodzaju niespodziankami, bo zawsze spotykam się z ich entuzjastyczną reakcją, choć często nie są to rzeczy materialne.
Ale wróćmy do tego Świętego Walentego. Ostatnio znajoma wyjawiła mi, że bardzo stresuje ją to święto, bo nie wie co z nim zrobić, gdzie podziać się tego dnia i jak zareagować na ewentualny przypływ sztucznych uczuć ze strony męża (?).
– Jak to? – pytam. – Sprawa jest dosyć prosta – mówię do niej, bo nie rozumiem jaki ma z tym problem, a ona ze smutkiem odpowiada:
– Bo widzisz, nas jest troje w to święto walentynkowe…
Tego nie przewidziałam.
Dodaj komentarz