11 gru Work-life balance, możliwy, ale nie zawsze akceptowany bull shit
Wspomniałam wczoraj, że potrzeba pisania bloga bierze się m.in. z potrzeby uporządkowania myśli, chaosu w głowie, wewnętrznego głosu o tym co ważne w naszym życiu. Poprzedni tekst był również wprowadzeniem do tematu, który chce poruszyć dzisiaj.
Żyjemy w ogromnym pośpiechu, ciągle gdzieś pędzimy, nieustannie dążymy do tego, żeby było więcej i lepiej, często jednak gonimy własny ogon nawet tego nie zauważając. Do tego stopnia zatracamy się w tej gonitwie, tak bardzo staramy się zaspokoić potrzeby innych, że zupełnie zapominamy o własnych. Nadchodzi jednak taki moment w życiu, czasem jest to tragiczne zdarzenie, a czasem zwykła obserwacja otoczenia, czasem choroba, że zadajesz sobie pytanie czy nie warto się zatrzymać, zweryfikować swoje dotychczasowe życie i odpowiedzieć sobie na kilka pozornie prostych pytań.
Był to czas pracy, życia towarzyskiego, rozwoju osobistego i zawodowego, czas dla przyjaciół, rodziny i zainteresowań. Byłam szczęśliwa i spełniona. Priorytety były jasno ustawione, cele realizowane, plany poukładane. Czas był moim przyjacielem i sprzymierzeńcem. Doba bywała raz dłuższa, raz krótsza, ale dawałam radę. Stres ogarniałam.
Wiodłam bardzo intensywne życie. Zawodowe i prywatne. Było ciekawie, wesoło, kreatywnie, ambitnie i… szybko. Szczerze powiedziawszy, to było wariactwo w najczystszej postaci.
Potem nastąpił okres zmiany priorytetów z dnia na dzień. Jako osoba dobrze zorganizowana, efektywnie zarządzająca swoim czasem, nie zawsze dobrze się z tym czułam, ale byłam elastyczna i robiłam swoje.
Aż nadszedł czas refleksji. Czy są rzeczy i wydarzenia, na które mam wpływ? Czy mogę ten bieg zdarzeń w jakikolwiek sposób zmienić? Czy mogę przeżyć bez rzeczy, które przestają pomału sprawiać mi satysfakcję i radość, czy to tylko chwilowy kryzys, a może wypalenie się? Czy żyję w świecie iluzji?
Z czasem różnice między życiem zawodowym, a prywatnym zaczęły się zacierać. Na rzecz życia zawodowego. Pojawiła się też nowa koleżanka-nieprzyjaciółka – frustracja. Uczucie zadowolenia z życia i zawodowego spełnienia zaczął zastępować stres i wyrzuty sumienia. Miałam dość. I jak zwykle miałam plan.
Zrozumiałam, że najważniejsze jest życie w zgodzie z samym sobą. Wszak obiektywnie rozliczyć się ze swoich dokonań możesz jedynie ty sama.
Zatrzymałam się kiedy uznałam, że jest to właściwy moment zanim będzie za późno.
Miałam też ogromny głód i pragnienie zrealizowania wreszcie tego co lubię, co sprawia mi przyjemność, czemu chcę poświecić więcej czasu.
Nadszedł czas osobistego, duchowego rozwoju.
Byłam zmotywowana, zmian się nie boję, wyzwań również i miałam pretekst w postaci nowonarodzonego dziecka (drugiego). Jakże banalna wymówka, ale jakże uzasadniona, wiarygodna i motywująca do zmian.
W tamtym okresie bycie mamą okazało się fajniejsze i ciekawsze niż codzienna bieganina w stresie. Nadszedł czas spokoju i wyciszenia.
Jakże fascynujące okazało się życie po drugiej stronie korporacji. Nie mniej ciekawe, nie mniej kreatywne, nie mniej pełne wyzwań, wymagające perfekcyjnej organizacji (rodzina się powiększyła, dom też jakoś urósł, odległości do miasta stały się dotkliwsze, a nawarstwiające się od jakiegoś czasu zaległości zaczęły dawać w kość).
Okazało się jednak, że można, a nawet trzeba, wygospodarować więcej czasu dla siebie – wreszcie można iść do teatru, na koncert, odkurzyć stos zalegających przy łóżku książek czekających od dłuższego czasu na przeczytanie, spotkać się z przyjaciółmi, zadbać o dom i rodzinę, oddać się zaniedbanej, choć ulubionej pasji, nauczyć się kolejnego języka obcego, zrobić jeszcze jedne studia podyplomowe, wyjechać tam, gdzie diabeł mówi dobranoc, zrobić coś, na co od dawna miało się ochotę. Mieć plan na życie. I nowy cel.
Moją siłą napędową i myślą przewodnią było to, że wreszcie panuję nad swoim życiem. Bardzo tego potrzebowałam.
Od tamtej pory skupiam się na 4 obszarach:
1. doceniam czas (mój stan umysłu służy innym, moja frustracja wpływa na bliskich, zapragnęłam wyciszyć się, poświęcić więcej na działania, na które nie miałam wcześniej czasu, postanowiłam też wykorzystać dotychczasowe doświadczenie i umiejętności w innych obszarach),
2. żyję z pasją, żyję kolorowo (nie ograniczam się jedynie do tego co przyniesie dany dzień, ale oddaję się w większym lub mniejszym stopniu, w zależności od okoliczności, temu co sprawia mi największą przyjemność i już nikomu nie wykradam czasu dla siebie, po prostu włączam najbliższych w swoje działania),
3. zdrowo się odżywiam (jeden z niezwykle wdzięcznych obszarów, jakże rozległy i ważny szczególnie, że dotyczy również moich bliskich),
4. ćwiczę regularnie i intensywnie (nie ma nic wspanialszego niż endorfiny, dobra kondycja fizyczna i forma psychiczna).
Nie zawsze i nie wszystko przychodzi od razu, ale czasami efekt końcowy może cię mile zaskoczyć. Rób zatem to co jest ci potrzebne w danym momencie życia, co sprawia ci satysfakcję, z czego możesz być dumna.
Rozwijaj się, zainwestuj w siebie, bądź przyjaciółką dla siebie samej, pamiętaj o bliskich i otaczaj się życzliwymi ludźmi (pozostałych możesz sobie darować). Nie oglądaj się na innych. Nie pozwól, aby ktoś inny rządził twoim życiem, bo to ty jesteś za nie odpowiedzialna. Zachowaj równowagę, abyś w przyszłości nie mogła powiedzieć, że coś cię ominęło.
Uważaj jednak na strefę komfortu – bywa zdradliwa. Walcz i dawaj z siebie wszystko. Wykorzystaj dany ci czas najlepiej jak potrafisz. I działaj według swojego planu, aż do momentu kiedy uznasz, że nadszedł czas na kolejne zmiany.
Wybierz pracę, którą kochasz, a nie będziesz musiał pracować nawet przez jeden dzień w swoim życiu.
Konfucjusz
Za sprawą Hegemona dopiero teraz do Ciebie trafiłam i już trochę żałuję, że tak późno. Ale nic straconego, bo jeśli odkrywam bloga, który mnie zainteresuje, to po prostu czytam go od początku. Tak więc wiele tekstów przede mną, ale już czuję, że warto.
Pozdrawiam 😉
O rany, jesteś w 2014 roku 🙂 Nie no, przejrzyj tematy i wybierz co Cię najbardziej interesuje, bo mam taką przypadłość, że piszę dość obszerne artykuły i nie chciałabym, żebyś utknęła wśród ponad 200 sztuk gdzieś po środku, zwłaszcza, że jak to w życiu niektóre są lepsze, niektóre gorsze.
A tak w ogóle to bardzo mi miło, że jestes. Witaj, zaglądaj, odzywaj się to lepiej się poznamy 🙂 Serdecznie pozdrawiam.
Edit. A Ty wiesz, że już u mnie kiedyś byłaś? Disqus mi pokazał 😉