17 kwi Moje chwile hygge i pierwsze w życiu racuchy z jabłkiem
Święta wielkanocne w tym roku były dla mnie zupełnie inne niż do tej pory. Zabrakło w nich szału przygotowań i pakowania, podróży do rodziny, gwaru, śmiechu i rozmów z bliskimi, przemieszczania się od domu do domu, cieszenia się atmosferą świąt oraz suto zastawionego stołu. Było za to wyciszenie, dużo snu i odpoczynku, czytanie książek i książeczek, wspólne oglądanie filmów, dużo domowych zabaw, przytulania i chwil hygge z moim zawirusowanym dzieckiem. Były też, nie uwierzycie, ale pierwsze w życiu, racuchy z jabłkiem własnej roboty, ale o tym za chwilę.
Początkowo, kiedy objawy grypy żołądkowej wystąpiły u mojego najmłodszego dziecka tuż przed planowanym wyjazdem na święta żyliśmy w zawieszeniu, nie wiedząc czy uda się pokonać wirusa przyniesionego z przedszkola w możliwie jak najkrótszym czasie. Złość narastała, plany brały w łeb, a ja po raz pierwszy stanęłam w obliczu podjęcia decyzji czy zostajemy wszyscy w domu czy wyjeżdżamy razem czy może jednak rozdzielamy się na święta. Kolejne godziny rozwiały moje złudzenia co do tego, że wyjedziemy w pełnym składzie i po naradzie rodzinnej zapadła decyzja, że zostaję z Małą w domu, a mąż z dwójką wyjeżdża na święta.
O ile nie przepadam za przedświąteczną gorączką i swoją aktywność w tej kwestii staram się ograniczać do minimum, o tyle uwielbiam świąteczne zamieszanie spędzając czas z rodziną. W tym roku tego zabrakło, ale pozostanie w domu i spędzenie chwil tylko we dwie, to nagroda za rozdarcie, kiedy musiałam oswoić się z myślą, że tych świąt nie spędzimy razem z całą rodziną. Nasz wspólny czas wykorzystałyśmy co do minuty spędzając go w rytmie slow. Dawno, dawno temu tak nie odpoczęłam, wyciszyłam się i w spokoju przeczytałam książkę. Z jednej strony to taka lekcja pokory i prztyczek w nos, że nie zawsze wyjdzie to co sobie zaplanujemy, z drugiej utwierdzenie, że takie chwile są ważne i potrzebne każdemu, a przed którymi tak często wzbraniamy się tłumacząc obowiązkami i brakiem czasu. Osobiście trochę mi wstyd, że dopiero niedyspozycja dziecka spowodowała, że przeczytałam książkę za jednym zamachem i oddałam się tylu beztroskim zabawom jednego dnia celebrując chwile hygge. Z drugiej strony, cóż, czasu na przyjemności wszyscy mamy za mało.
Dzisiaj jednak jej sobie nie odmawiam i z racji tego, że jedzenie ograniczyłam do minimum wtórując diecie swojego dziecka, uznałam, że upieczenie – uwaga, pierwszy raz w życiu! – racuchów własnej roboty, będzie dopełnieniem spokojnej atmosfery i podzieleniem się inspiracją zaczerpiniętą z książki: „Hygge. Duńska sztuka szczęścia” autorstwa Marie Tourell Søderberg. Do jej przeczytania gorąco zachęcam wszystkich zainteresowanych tematyką hygge i slow life. Z racji tego, że przepis pochodzi z tej właśnie książki, tytułem wstępu pozwolę sobie zacytować zdanie wprowadzające do przeżywania hygge w kuchni: „Teraz się wycisz – i to samo zrób z dziećmi i telefonem” 🙂
Hygge-racuchy z jabłkiem
Składniki na 35 sztuk:
- 500 ml mleka
- 50 g świeżych drożdży
- 8-10 jajek
- 500 g mąki
- szczypta soli i cukru
- pokrojone na cienkie plastry jabłko
- olej słonecznikowy (ja użyłam rzepakowego)
Przygotowanie:
Mleko podgrzej (powinno być lekko ciepłe) i rozpuść w nim drożdże, a następnie dodaj do niego mąkę, oddzielone od białek żółtka, sól oraz cukier. Całość wymieszaj do konsystencji naleśnikowego ciasta. Duże naczynie wypełnij wrzątkiem i umieść powstałe ciasto w kąpieli wodnej (chodzi o to, żeby nieco urosło). Białka ubij na sztywną pianę i dodaj do ciasta nie wyjmując go z kąpieli wodnej. Na koniec dodaj cienkie i nieduże plastry jabłka. Na dobrze rozgrzaną patelnię wylej olej i krótko smaż o dowolnym kształcie racuchy. Każda porcja powinna być smażona na nowej porcji oleju. Racuchy odsącz z tłuszczu na papierowym ręczniku. Ja użyłam cukru pudru, ale racuchy można też podać z dżemem, duszonymi jabłkami czy kisielem.
Mam nadzieję, że Wasze święta były przede wszystkim zdrowe i rodzinne, ale też spokojne i pełne refleksji.
Tymczasem kończę pomału, bo lada moment wróci moja „banda” i nasz dom znowu wypełni charakterystyczny dla niego gwar, radość i energia 🙂
♥ ♥ ♥
Jeśli spodobał Ci się ten wpis lub uważasz, że może się komuś przydać, będzie mi bardzo miło, jeśli go skomentujesz lub/i udostępnisz. Dziękuję, że jesteś i wspierasz.
Jeśli chcesz być również na bieżąco z kolejnymi artykułami na blogu i tym co udostępniam na kanałach społecznościowych, polub Esencję na Facebooku, zajrzyj na Instagram i na Instagram Stories (jestem tam nie tylko codziennie, ale potrafię się też nieźle rozgadać) i odwiedź Twittera.
No niestety tak czasem bywa 🙁 U nas podobnie przebiegły święta Bożego Narodzenia w 2014 roku gdy moja niunia trafiła do szpitala na dzień przed Wigilią i wyszłyśmy ze szpitala po dwóch tygodniach. Co prawda to były dla mnie najbardziej stresujące dwa tygodnie w życiu i nie zwolniłam w żadnej kwestii, ale też ta pokora dała o sobie znać 🙂
Racuchy wyglądają pysznie! <3
Szkoda, że w ten sposób, ale ten czas był mi potrzebny i dobrze go wykorzystałam. Pozdrawiam.
Ojejku, ale cudowności u Ciebie! Aż mi smaka narobiłaś 😉 Ja co prawda nie lubię określenia hygge, bo wszędzie go pełno. Ale samą ideę popieram! 🙂
Hygge, slow life, gluten, alergia, depresja, rodzicielstwo bliskości, ADHD, itd. Wszędzie pełno różnych haseł, które nie zawsze właściwie są interpretowane, a często i chętnie nadużywane. Mnie moda na różne rzeczy też nie rusza, a przypisywanie sobie tego co nas nie dotyczy irytuje, ale w niektórych przypadkach znajduję uzasadnienie i chętnie z tego korzystam 😉
Tegoroczne święta też starałam się przeżyć dużo spokojniej – zamiast przygotowaniom czas poświęciłam Bogu i rodzinie 🙂 Książki Hygge nie czytałam, ale od dawna kusi mnie z półek księgarni – podobnie jak racuchy z Twoich zdjęć 🙂
Podoba nam się sposób, w jaki spędziliście Wielkanoc. Właśnie o to chodzi, aby był to rodzinny i spokojny czas i chwila odpoczynku. My uskutecznialiśmy gry planszowe oraz komedie 🙂
Uwielbiam racuchy 🙂 ztobilas mi takiego smaka ze chyba dzisiaj sobie zrobie 🙂
Racuchy, jak ma się talent do wypieków, zawsze warto zrobić. Takie chwile zatrzymania, pobycia wspólnie też są bezcenne. Zazwyczaj choroba własne lub czyjaś do takiego zwolnienia życia skłania. Z drugiej strony, to Hygge, to… taki zgrabny chwyt marketingowy, świetnie o tym pisze Natalia Knopek na swoim blogu, która dobrze zna Danię i ma męża Duńczyka.
Takich „chwytów” było i jest znacznie więcej, wszystko dostosowane do potrzeb ludzi, ale chętnie spojrzę do Natalii. Zrobię to jednak dopiero po napisaniu artykułu nt. hygge w odniesieniu do swojego życia. Mam pewną teorię na ten temat i niie chcę się sugerować nowym na niego spojrzeniem.
Słuszne podejście. Chyba każdy ogólną ideę powinien dopasować do siebie, do własnego charakteru, przekonań, wartości…
Otóż to, To właśnie będzie myślą przewodnia mojego nowego wpisu 🙂
Uwielbiam takie chwile wyciszenia, zawsze dodają mi energii :). U mnie natomiast Święta w tym roku były bardzo rodzinne, dynamiczne i pełne spotkań. Do pełni szczęścia zabrakło mi tylko spacerów 🙂
No właśnie u nas rodzinne spotkania też tak zawsze wyglądają, tylko tym razem niedyspozyja najmłodszej córki wszystko odmieniła 😉 W sumie i takie chwile są potrzebne. My w każdym razie dobrze je wykorzystałyśmy.
Jakoś mnie te hygge nie zainspirowało, może dlatego że od dawna ciesze się z małych rzeczy 🙂
Sęk w tym, że niewiele osób potrafi to robić. Ja hygge odkryłam długo po tym jak je od czasu do czasu uprawiam 😉
Może zaskoczę, ale ja też nigdy nie piekłam racuchów choć uwielbiam. Dziękuję za przepis! Pozdrawiam. Trendy Mama, http://www.trendymamasite.wordpress.com
Uff, myślałam, że jestem jedyna :-p