11 sty Moja niepodległość. O bieganiu ponad podziałami.
Bo miłość do sportu rodzi się w dzieciństwie
Odkąd pamiętam sport zawsze był obecny w moim życiu. Kiedy byłam mała mój tata, kiedy tylko była okazja, wyciągał mnie z domu i szliśmy do pobliskiego lasku rozegrać mecze w badmintona, tenisa, popływać na basenie, pojeździć na rowerze albo na łyżwach. Były narty, konie, bieganie, gimnastyka w lesie. Złapałam bakcyla.
Potem naturalnie w szkole podstawowej i liceum angażowałam się w różne aktywności sportowe – głównie siatkówkę (którą uwielbiałam), piłkę ręczną i koszykówkę (za którymi nie przepadałam), biegi w sztafecie (jeździłam na międzyszkolne zawody sportowe) i skoki w dal (w których byłam niezła). I tak przez kilka lat.
W kolejnych latach chodziłam na zajęcia do klubów fitness, siłowni i wytrwale ćwiczyłam. Do biegania próbowałam wracać wielokrotnie, ale z marnym skutkiem i byłam coraz większą jego przeciwniczką.
Przeciwniczka biegania biega
Wielokrotne próby podjęcia tematu biegania kończyły się fiaskiem. Nie umiałam biegać, choć człowiek bieganie podobno ma w genach. Biegałam złą techniką, więc szybko się męczyłam i stwierdzałam, że to nie dla mnie. Miałam niewłaściwe obuwie, co źle wpływało na moje samopoczucie i powodowało liczne bóle. Negatywne podejście rosło w siłę.
Po raz kolejny do tematu biegania podeszłam w wakacje zeszłego roku. Zdarzyło się tak, że wylądowałam z rodziną w miejscu, gdzie nie było klubów fitness i nie było możliwości wypożyczenia roweru. Zostało mi pływanie w morzu i… bieganie. I choć gorący klimat i rozkład wakacyjnego dnia nie sprzyjał specjalnie bieganiu, wieczorami, kiedy temperatura wydawała się bardziej znośna w ramach zapoznawania się z okolicą podjęłam pierwsze próby biegania. Poznałam też ludzi, którzy biorą udział w maratonach, więc miałam okazję posłuchać o pozytywnych skutkach biegania, jak wzmacnia ono charakter, dystansuje do wielu rzeczy, jaką daje siłę i motywację do podjęcia dalszych kroków. O dziwo spodobało mi się. I znowu złapałam bakcyla.
I tak się zaczęło. Pomału pokonywałam swoje pierwsze słabości, dystanse i nabierałam ochoty na więcej. Konsekwentnie trenowałam ustalając kolejne cele. Moim pierwszym celem był…
XXVI Bieg Niepodległości
11.11.2014 r., godzina 11:11. W tym dniu stawiłam się wraz z 14999 innymi uczestnikami na XXVI Biegu Niepodległości na 10 km. Moje emocje sięgały zenitu. Po raz pierwszy w życiu wzięłam udział w tak dużej, masowej imprezie, doskonale przygotowanej i zorganizowanej, w tak fajnej atmosferze, wśród fantastycznych ludzi. To było prawdziwie sportowe wydarzenie ze zdrową rywalizacją. Byłam szczęśliwa i pełna pozytywnych emocji, dopóki nie wróciłam do domu i nie włączyłam telewizji…
Byłam smutna, rozczarowana, zniesmaczona i bezradna widząc, jak dzień pamięci staje się dniem okładania się po mordach, niszczenia miejsc publicznych i politycznej walki.
Odczułam to tym bardziej dotkliwie, że osobiście doświadczyłam i zobaczyłam na własne oczy różnicę między tym co się działo do południa, a tym co się działo po południu i wieczorem. Jeden kraj, a dwa tak różne światy tego samego dnia.
Na szczęście dla mnie Bieg Niepodległości miał wymiar nie tylko symboliczny, ale był też początkiem pewnego etapu w moim życiu, a medal jaki otrzymałam za uczestnictwo jest wyjątkowy nie tylko ze względu na swoją symbolikę, ale również dlatego, że jest dowodem na to, że dałam radę. Poza tym jest srebrny, ładny i jest mój 🙂
9. bieg „Policz się z cukrzycą”
11.01.2015 r., godzina 13.00. Dzisiejszy dzień jest również dla mnie wyjątkowy, ponieważ wzięłam udział w 9. biegu „Policz się z cukrzycą” na 5 km. Zrobiłam to dla rodzin, których dzieci chorują na cukrzycę, dla wszystkich dzielnych dzieciaków, które zmagają się z chorobą każdego dnia, dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (organizator biegu) i dla siebie.
Z WOŚP jest podobnie jak z Dniem Niepodległości. Żyjemy sobie dobrze z ludźmi i nagle kiedy zbliża się dzień finału WOŚP, w ludzi wstępuje diabeł. Niby wiemy skąd się to bierze, ale czy aż tak bardzo poróżnia nas religia, doświadczenie i percepcja? Przecież na co dzień zachowujemy się zupełnie inaczej.
Podczas biegu na szczęście tego nie ma. Podczas biegu chcesz biec, czuć wolność, endorfiny, radość i ból w tyłku. Nikt nie myśli wtedy o tym czy lubi czy może jednak nienawidzi Owsiaka, czy jego fundacja jest wystarczająco transparentna, nikt nie węszy sensacji i nie wydaje werdyktów. A przede wszystkim nie przeszkadza pomagać.
Podczas biegu nie ma podziałów, jest czysta, zdrowa, sportowa rywalizacja z uśmiechem na twarzy i wsparciem kibicujących, częstokroć również uczestników biegu. Bo biegi publiczne to pozytywne imprezy pozbawione politycznego i religijnego zabarwienia. Bo w takim dniu jak dziś każdy biegnie dla szczytnego celu. Biegnie również dla siebie. Tak jak wszyscy, którzy biegną ponad podziałami.
Szkoda, że nie jest tak podczas samej akcji wspierania WOŚP. Mam nadzieję, że pewnego dnia Owsiak nie pieprznie całego tego przedsięwzięcia i nie zabraknie mu pary, bo ja więcej dzieci mieć już nie będę (moje nota bene skorzystały ze sprzętu finansowanego przez WOŚP), ale kiedyś będę stara i być może będę potrzebować specjalistycznego sprzętu, który dostarcza Owsiak.
Dodaj komentarz