
11 maj 2. Bieg Wegański „Łatwiej niż myślisz”. Czyżby? :-)
Impreza: 2. Bieg Wegański „Łatwiej niż myślisz”
Data: 10 maja 2015 r.
Miejsce: teren zielony przy Centrum Olimpijskim, Warszawa
Uczestnicy: Mama i córka
Nagrody: Nowe doświadczenie, dobre samopoczucie i pozytywna energia w pakiecie razem z koszulką i pamiątkowym medalem
Sukcesy: Na sławę i splendor przyjdzie jeszcze poczekać 😉
No nie wiem, nie wiem, czy łatwiej niż myślę, ale było… inaczej niż się spodziewałam.
Czasami element zaskoczenia jest tym, czego potrzebujemy, żeby wydarzenie, w którym bierzemy udział, dostarczyło nam dodatkowej i niespodziewanej dawki adrenaliny, wyzwania i emocji.
Tak było wczoraj podczas wiosennej edycji Biegu Wegańskiego na warszawskim Żoliborzu. Do wyboru były dwie trasy na 5 i 10 km, biegi dla dzieci w różnym wieku, miasteczko biegowe, a w nim pasta party, targ wegański, warsztaty i wykłady kulinarne.
Ja wybrałam 10 km, a moja 8-letnia córka bardzo zapragnęła spróbować swoich sił na 500 m – po raz pierwszy.
Biegam z przerwami od niecałego roku, różne dystanse z różną intensywnością. Żadna ze mnie wielka biegaczka, bo bieganie traktuję jako towarzyską zabawę, okazję do poruszania się, sprawdzenia swoich możliwości czy wzmocnienia sił i poprawienia kondycji bardziej niż spinkę i parcie na wyniki. Oczywiście chętnie je poprawiam i choć bieganie stanowi jedynie niewielką część mojej aktywności fizycznej, staram się, aby sprawiało mi po prostu przyjemność. Poza tym lubię brać udział w imprezach biegowych, ponieważ motywują mnie do dalszej pracy, wysiłku i są świetną okazją do poznania naprawdę fajnych ludzi. Stanowią też wyzwanie sportowe, gdyż mam okazję zmierzyć się z innymi.
Temat nabiera natomiast zupełnie innego znaczenia kiedy obserwujące twoje wysiłki dziecko patrzy na ciebie z uznaniem (niezależnie od wyniku), dopinguje, wspiera, aż w końcu nadchodzi taki dzień, że oznajmia ci, że chciałoby spróbować tego samego. Tak więc zaczęłyśmy przygotowania do pierwszego w życiu 8-latki biegu. Przez kilkanaście dni Mała biegała te swoje 500 m ciesząc się z dnia na dzień coraz bardziej i z ekscytacją oczekując na wydarzenie.
W końcu nadszedł dzień biegu, a wraz z nim niespodzianka z nieba. Wielka ulewa. Nie poddałyśmy się, dojechałyśmy na miejsce i wystartowałyśmy i tu pojawiły się kolejne niespodzianki. Trasa piękna, wzdłuż Wisły, ładne widoki, przez las, ale teren okazał się być trudnym, ponieważ ścieżki były kręte i wąskie. Było wiele podbiegów, głęboki piach, błoto i kałuże po nocnej ulewie, ślisko. Od czasu do czasu w poprzek trasy leżały pnie drzew, które musieliśmy pokonywać albo górą albo dołem. Ścieżek było momentami wiele, ale drogi na skróty nie było ze względu na liczne pokrzywy i gałęzie. Na początku biegu było strasznie duszno, a pod koniec dopadła nas kolejna ulewa. No po prostu mały runmageddon 🙂
Jednak to nic, w porównaniu z biegiem dzieci. Cudownie jest je obserwować jak dobrze się bawią i cieszą faktem, że biorą udział w swoim własnym biegu. Widać, że dają z siebie wszystko, a uśmiech nie schodzi im z twarzy. No może niektóre nie były zachwycone faktem, że co chwila lądują w kałuży lub dają nura w błoto, miało to natomiast swój urok i zarówno padający deszcz, panujący chłód, jak i przygody błotne nie odebrały dzieciakom świetnej zabawy. I o to chyba chodziło.
Obie dałyśmy radę, chociaż nie był to mój najlepszy bieg, ale na pewno nowe doświadczenie i przekonanie, że polubiłam bieganie na tyle, żeby podejmować kolejne wyzwania.
Pod koniec dnia dopadło mnie lekkie zmęczenie, które natychmiast przeszło, kiedy podeszła do mnie moja 3-letnia córka i założywszy sobie mój pamiątkowy medal na szyję powiedziała: „Jestem rekordką” 🙂