
20 kwi Życie w rytmie slow, czyli o tym jak uciekłam wczoraj… do miasta
Niedziela. Teoretycznie dzień wolny od … no właśnie od czego?
Dawniej mówiło się, że niedziela to leniwy dzień, dzisiaj to dzień aktywny, a raczej wypełniony obowiązkami, których nie dopełniliśmy w ciągu całego tygodnia, bo zwyczajnie nie mieliśmy na nie czasu.
Pozostają nam zatem dwa wyjścia: albo zakasać rękawy i odrobić zaległości albo zająć się tym na co mamy ochotę, czy to będzie wspólnie spędzony czas z rodziną, czy wypad na weekend czy oddanie się ulubionym zajęciom. Jednak świadomość, że zaległości same się nie odrobią, a od poniedziałku wpadamy z powrotem w kierat (pardon), psuje nam całą zabawę. Choć nie zawsze. A gdyby tak tym razem uciec… do miasta?
Tak właśnie zrobiłam wczoraj w ramach odczarowywania niedzieli.
Wiosny brak, więc zapakowałam dzieciaki do samochodu i wybrałyśmy się w trójkę w babskim gronie (chłopaki zostały w domu) na dwie niezwykle sympatyczne i pouczające imprezy. Do miasta.
Być SLOW, czyli… jak skutecznie uciec z miasta
Impreza promująca filozofię życia w stylu slow.
Jestem fanką slow life ze względu na jego ideę. Dzisiaj coraz więcej osób pragnie uciec z miasta (wg badań ok. 40% mieszczuchów), zrezygnować z wielkomiejskich przywilejów i możliwości na rzecz spokojniejszego, uważniejszego życia poza miastem czy na wsi. Ja na taki krok zdecydowałam się kilka lat temu i nie żałuję.
Moja mama, własna, osobista, zadała, a właściwie wykrzyczała ostatnio do słuchawki:”Cooo? Twoje życie w rytmie slooow? No nie, to ja dziękuję za taką filozofię życia” (mama wie jak jest 😉 ). Otóż, droga Mamo, śpieszę wyjaśnić, że życie w rytmie slow to nie jest życie w wolnym tempie, którego rzeczywiście nie znam, tylko życie bardziej świadome, spełnione pod względem naszych oczekiwań, wyborów i decyzji jakie podejmujemy każdego dnia. Żyjemy według własnych zasad, a nie narzuconych przez wszystkich dookoła. Czy są plusy? Jasne. Wiele. A minusy? Pewnie. Ale to są moje decyzje i moje minusy, jak również moje plusy, przy czym tych ostatnich jest znacznie więcej.
Ile trzeba odwagi, determinacji, niezależności finansowej, a ile wyobraźni, żeby zdobyć się na przeprowadzkę poza miasto? Czasami wystarczy silna wola, motywacja do zmiany, chęć podjęcia trudnego wyzwania, a także pomysł, który spowoduje, że nasze życie odmieni się na naszą korzyść. Zmiana okupiona własną, ciężką pracą, ale jakże satysfakcjonująca. O tym mogłam przekonać się słuchając wczoraj ludzi, którzy zdecydowali się na taki krok i dzisiaj z ogromną pasją opowiadają o swoim życiu, pracy i radości jaką przynosi im codzienne życie.
Podczas tej imprezy moje córki (3,5 oraz 8 lat) siedziały i słuchały jak urzeczone zaproszonych gości, którzy założyli własną, lokalną cydrownię na Mazurach, produkują ser kozi na dużą skalę, czy wspierają rozwój branży rolnictwa ekologicznego. Miały okazję przyjrzeć się z bliska jak robi się sok z ekologicznych jabłek, spróbować różnych soków z ekologicznych upraw, koziego sera, kilku gatunków naturalnego pieczywa, wzięły także udział w warsztatach kulinarnych, wyrabiały i piekły drożdżówki, a także miały możliwość zagrania w pierwszą na polskim rynku kulinarną planszówkę i pobawić się z innymi dziećmi. Na znane im produkty spojrzały z zupełnie innej strony, a ja utwierdziłam się w przekonaniu, że czasem warto z czegoś zrezygnować, żeby podążać za marzeniami.
Bloggers Family Wawa #6
Impreza, a raczej rodzinne spotkanie rodziny blogerów w rodzinnej atmosferze.
Okazało się, że rodzinka blogerska jest niezwykle przyjazna, sympatyczna i otwarta nie tylko na nowicjuszy, ale i na dzieciaki. Moje córy czuły się od początku wyśmienicie w nowym dla nich środowisku, jakby uczestniczyły w tego typu imprezie po raz kolejny. Aż strach pomyśleć co będzie po kilku takich spotkaniach. W każdym razie rysowały, lepiły, fikały, biegały, jadły, piły i smakowały, przepysznie. Ileż w tym było radości, ileż ruchu i ekscytacji. Poznały nowych ludzi i miejsca, weszły w nowe środowisko, nauczyły się czegoś nowego – tory bowlingowe opanowane. Były konkursy z nagrodami i szaleństwo na placu zabaw w klubie. Do domu wróciły własnoręcznie wykonane prace, zadowolenie z opanowania nowych umiejętności i błagalne prośby, żebym od tej pory zabierała je na spotkania blogerów za każdym razem (heh).
I dla mnie było to niezwykle wartościowe i pomocne spotkanie. Uczestniczyłam w nim po raz pierwszy i na pewno od tej pory będę uczęszczała na nie regularnie. Moim nowo poznanym znajomym-blogerom dziękuję za przesympatyczne rozmowy, cenne wskazówki, inspiracje, dodatkową motywację i kopniaka w tyłek 😉 #sierobi
Jak to w życiu bywa, potrzebna jest równowaga i okazuje się, że czasem dobrze jest uciec także… do miasta 😉 Nie tylko ja skorzystałam z uczestnictwa w tych imprezach, ale i moje córki, które do do domu wróciły zachwycone, pełne wrażeń i nowych doświadczeń.
Mnie niestety coraz częściej zdarza się spędzać weekendy w pracy, ale staram się tak często jak mogę (czy to w tygodniu,czy w weekend) wypaść gdzieś poza moje miasto i pozwiedzać. Mnie to niesamowicie bawi i jednocześnie relaksuje 🙂 Także mnie też się zdarza odpoczywać w mieście 🙂
Bardzo miło było Cię poznać. Do następnego 🙂