
04 lis Podejmij wyzwanie i spraw sobie przyjemność #joychallenge
Kiedy byłam młodą dziewczyną, bardzo interesowałam się psychologią, szczególnie w kontekście międzyludzkich relacji i interakcji z otoczeniem. Czytałam książki psychologiczne, lubiłam poznawać ludzi, odkrywać ich indywidualne cechy charakteru, docierać do zakamarków ich duszy, ale ponad wszystko rozmawiać z nimi i dzielić się spostrzeżeniami na temat życia. Odnoszę wrażenie, że odkąd prowadzę bloga stałam się jeszcze baczniejszą obserwatorką życia, a ponieważ mam możliwość dotarcia do wielu różnych osób, zbieram swoje obserwacje i układam w pewien schemat.
Większa świadomość życia
Z racji tego, że jestem kobietą, żoną i matką, skupiam się najczęściej na kobietach, rolach jakie pełnią w swoim życiu, odpowiedzialności jaką biorą na siebie, ale też konsekwencjach decyzji, które podejmują. W tym zakresie dostrzegam coraz większą świadomość życia, potrzebę własnego rozwoju osobistego, bycia nie tylko dobrą matką czy pracownikiem, ale też dobrym człowiekiem, szukającym szczęścia i spełnienia, zwracającym uwagę na swoje potrzeby i egzekwującym swoje prawa.
Coraz więcej kobiet wykazuje też zależność między własną produktywnością, kreatywnością czy motywacją do działania i potrzebą odpoczynku, sprawiania sobie drobnych przyjemności czy dbania o siebie.
Ale żeby nie było tak różowo, to kobiety właśnie najczęściej narzekają na zbyt krótką dobę i brak czasu dla siebie, bo wciąż zbyt wiele z nas stawia potrzeby innych nad swoimi. Tymczasem znalezienie chwili dla siebie może wiele zmienić, zaowocować nie tylko lepszym samopoczuciem, ale sprawić też, że więcej się uśmiechamy, jesteśmy spokojniejsze, chętniej wykonujemy swoje obowiązki czy stawiamy czoła codziennym wyzwaniom. Stajemy się też pewniejsze siebie i bardziej świadome swoich realnych potrzeb.
Wyzwanie Joy Challenge
Kilka tygodni temu wspomniałam na Insta Stories, że biorę udział w pewnym wyzwaniu. Pozornie nic wielkiego i nic dla mnie nowego, ale przystąpiłam do niego, ponieważ byłam ciekawa reakcji innych kobiet, które do niego przyłączyły. Wyzwanie Joy Challenge, czyli wyzwanie przyjemności było zorganizowane dla garstki znajomych (w sumie 36 dziewczyn) i nie było upublicznione. Polegało na tym, żeby KAŻDEGO dnia przez cały miesiąc sprawić sobie jakaś przyjemność i wspomnieć o niej w utworzonej na ten cel grupie na Facebooku. W ten sposób miałyśmy dokumentować swoje drobne przyjemności, motywować się nawzajem do pomyślenia o sobie, ale też utrwalać nawyk dbania o siebie. Przed wyzwaniem niejednej z nas przemknęła przez głowę myśl, że codzienne poświęcanie sobie czasu to zbyt wiele w świetle licznych obowiązków i wciąż zbyt krótkiej doby.
Jak się domyślacie wyzwanie nie było dla mnie trudne, bo często podkreślam jak duże znaczenie ma myślenie o sobie, dbanie o swoje zdrowie i potrzeby. Wyrobienie nawyku poświęcania sobie czasu wymaga przede wszystkim konsekwencji, sprawnej organizacji, nadania ważności określonym zadaniom, umiejętności odpoczynku od obowiązków i pozbycia się poczucia winy, kiedy mamy ochotę lub potrzebę relaksu.
Wnioski po wyzwaniu przyjemności
Zapytałam inicjatorkę tego „zamieszania”, moją kuzynkę, Halinkę i niektóre uczestniczki o wnioski płynące z tego co wydarzyło się w ciągu miesiąca eksperymentu. Wiedzcie, że wszystkie są aktywne, zapracowane i żyją w ciągłym biegu. Tak jak my. Oto co o sobie napisały.
Halinka, szczęśliwa 50-latka pełna ciała, życia i humoru. Na co dzień pracuje w korporacji, klasyczny ekstrawertyk, mama dwóch dorosłych synów. Nic nie odkłada na później – trzeba żyć!!!:
„Wyzwanie Joy Challenge to był mój pomysł. Chciałam zrobić coś, by moje kochane koleżanki nabrały nawyku CODZIENNEGO sprawiania sobie przyjemności. Nieważne czy małej czy dużej, drogiej czy taniej, łatwej czy trudnej, ważne, że istotnej dla każdej z nich. Ciekawa byłam ile osób przystąpi do wyzwania, ile w nim wytrzyma i jakie będą tego konsekwencje.
Jakie wnioski dla mnie?
Zaskoczeniem było to, że przyjemności mogą być naprawdę różne: od wizyty u ginekologa, poprzez wypicie kawy o poranku we własnym ogrodzie, zabawę z psem, wyjście do lasu na spacer czy na manicure aż po zabawę z przyjaciółmi. To co dla jednych jest obowiązkiem – dla innych jest przyjemnością i relaksem.Zauważyłam, że my, kobiety, mamy tak rozbuchane poczucie obowiązku jak politycy ego. Ciągłe zapominamy o sobie, swoich potrzebach i przyjemnościach. A jak już nawet robimy coś dla siebie, to zwykle w pośpiechu (bo obowiązki czekają, bo w tym samym czasie można zrobić coś dla domu, dzieci, męża) i w poczuciu winy.
Wiesz, kto mnie kilka lat temu nakierunkował na myślenie o sobie? Zgadniesz? Moi synowie! I to nie dlatego, że tak bardzo się o mnie troszczyli, o nie! O SIEBIE się troszczą; odpoczynek przed pracą, przyjemności przed obowiązkami, itd. Pomyślałam sobie: Czemu ja się mam spinać i męczyć? Będę jak oni!
Cieszę się, że sprawiłam koleżankom trochę radości. A jeszcze bardziej cieszy mnie to, kiedy słyszę, że ta radość została z nimi na co dzień.”
O ile w pierwszej chwili idea wyzwania przypadła do gustu pracującej i myślącej przede wszystkim o innych, na końcu o sobie Beacie, o tyle chwilę później wywołała pewne obawy czy będzie na tyle zdyscyplinowana, żeby nie tyle pomyśleć o sobie każdego dnia, ile znaleźć kilka chwil na podzielenie się swoim przeżyciem i opisanie go na grupie.
„Nie zdajemy sobie sprawy z tego jak wiele robimy dla innych, a swoje potrzeby odkładamy na później. Narzekamy na to, że nie realizujemy swoich marzeń i prywatnych planów, tymczasem sprawianie sobie przyjemności możemy zacząć od małych kroków.
Naukę języka włoskiego odkładałam w sumie już… 6 lat. Dzięki wyzwaniu przyjemności zapisałam się na włoski i to jest moja największa radość z przystąpienia do tego wyzwania.”
Karolina, mama dwójki dzieci i żona. Z dużym dystansem do siebie i złośliwym poczuciem humoru. Od poniedziałku do piątku pracownik tej samej korporacji co Halinka. Lubi gotować i jeść też lubi. Czerwone wino wymienia na prossecco, a netflixowe seriale na gry planszowe:
„Wiedziałam, że wyzwanie to będzie coś ciekawego i ekscytującego, ponieważ dobrze znam jego pomysłodawczynię. Wyzwanie nie było trudne. Raczej urocze, ciepłe i troskliwe. Podeszłam do niego bez stresu, że każdego dnia będę musiała coś wykazać czy udowodnić sobie i innym. Uczestnicząc w wyzwaniu byłam zmotywowana i zaciekawiona. Bardzo też wszystkim kibicowałam. Poza tym to była świetna i bardzo potrzebna zabawa z przymrużeniem oka.
Wyzwanie przyjemności uświadomiło mi, że każdego dnia możemy znaleźć czas dla siebie, że go mamy, że jest na wyciągnięcie ręki i że trzeba jedynie z niego skorzystać. To od nas zależy czy będziemy marudzić „nie mam czasu” czy wymienimy to na chwilę dla siebie.
Czas dla siebie kryje się w szczegółach. Można go znaleźć w drodze do pracy, w korku ulicznym, w wannie z pianą, na siłowni. Wszystko zależy od naszego podejścia i postawy.”
Dominika, właścicielka agencji marketingowej. Miłośniczka jazzu, gór i wegańskiej kuchni. Przez 11 lat pracowała w tej samej korporacji co Halinka i Karolina, aż do momentu kiedy straciła serce dla przystojnego Teksańczyka i wyprowadziła się na drugą półkulę. Jej motto: „Nie licz dni, sprawiaj by dni się liczyły.”:
„Z natury nie jestem osobą, która podąża za schematami. Od bez mała dwudziestu lat bezskutecznie próbuję wypracować rutynę, która uczyni moje życie lepszym, bardziej zorganizowanym, po prostu pełniejszym.
Na słowo “challenge” reaguję z reguły entuzjastycznie, ale jeśli temat dotyczy obowiązkowości i czynności powtarzalnych – napawa mnie strachem, nawet jeśli chodzi o sprawianie sobie przyjemności.
Przed podjęciem wyzwania zastanawiałam się czy podołam, czy to dla mnie, czy systematyka w umilaniu sobie życia się u mnie sprawdzi. Halinka dała nam jednak tyle pozytywnej energii, że schowałam obawy do kieszeni i oficjalnie przystąpiłam do zadania.Sama idea była wspaniała. Szło mi naprawdę nieźle, zaangażowałam się myśląc: “Dominika, coś z ciebie jednak będzie.” Los miał na to nieco inny pomysł. W drugim dniu wyzwania skręciłam dość poważnie nogę i zaczęły się schody. Jak sprawiać sobie przyjemność, jeżeli sukcesem było dokuśtykanie do łazienki? Naprawdę się starałam. Czytałam książki, oglądałam seriale, ale po 11 dniach złość na cały świat wzięła górę i niestety porzuciłam wyzwanie.
Czy mimo to wyzwanie zmieniło coś w moim życiu?
Absolutnie tak. Mimo, że w wyzwaniu byłam stosunkowo niedługo, idea sprawiania sobie drobnych przyjemności została zaszczepiona. To jest troche jak efekt domina – zarażasz sama siebie pozytywną energią i potem samo się dzieje! Często myślę o naszym Joy Challenge, szczególnie kiedy chcę zrobić dla siebie coś miłego, a mój umysł usiłuje to sabotować.Już samo czytanie o przyjemnościach innych było dla mnie tak samo fajne jak sprawianie ich sobie. Zaglądając na nasze wydarzenie na Facebooku, widząc tyle małych, prostych radości uświadomiłam sobie, że wcale nie trzeba kombinować, że czasem, kiedy mamy gorszy dzień, prosty spacer czy dobra kawa całkowicie wystarczą. Że już nie wspomnę o morzu inspiracji!
Jakie wnioski po realizacji wyzwania?
Trochę słodko-gorzkie. Wyzwanie było świetnym pomysłem, ale wstyd mi przed samą sobą, że nie wytrwałam do końca i pozwoliłam czynnikom zewnętrznym wpłynać na sprawianie sobie przyjemności. Niemniej takie jest życie – czasami mamy minimalny wpływ na to czy i jakie kłody rzuci nam pod nogi los, w moim przypadku doslownie.
To nasze nastawienie ma tutaj kluczowe znaczenie. Same decydujemy czy chcemy poświecić 5 minut dla siebie czy nie. Nie zawsze są to proste wybory, ale życzę sobie i nam wszystkim, żeby pozytywna strona mocy wygrywała jak najczęściej!”
Kasia, 45+ lat, pogodny wieczny tułacz, na chwilowej emigracji. Pracuje za dużo – bo na emigracji – a jak nie pracuje to… pracuje nad lokalnymi nutkami (na emigracji z pasji się nie rezygnuje). Żałuje, że doba ma tylko 24 godziny, bo tyle jest fajnych ludzi i miejsc i że w tym wieku 4 godziny snu już nie wystarczają:
„Przystąpiłam do wyzwania z podziwu i wielkiej sympatii do pomysłodawczyni. Bardziej “zobaczmy co w tym jest dla mnie i innych”, niż z wielkiej potrzeby wykorzystania wydarzenia jako motywatora.
Po kilku dniach stwierdziłam, że poświęcanie sobie czasu i sprawianie przyjemności to kwestia podejścia. W momencie kiedy sobie uświadomiłam, że wszystko może być przyjemnością, przestałam traktować to jako challenge, bądź punkt do odhaczenia czy dodatkową czynność na mojej liście. Przestawiłam się na uważność.W szukaniu przyjemności do odhaczenia istnieje też pewne ryzyko popadania w hedonizm lub zawężenia przyjemności do wyjść z domu, zakupów, słodkości (ryzyko tycia), drinków (inne ryzyka), itd. Ale już powiązanie tego co robimy codziennie z uczuciem wdzięczności, dumy, zadowolenia z przekroczenia jakiejś choćby małej granicy, zmiany niekoniecznie dobrego nawyku (np. wyprasuję bluzkę dziś, a nie jutro w biegu jak zwykle), sprawiło, że w zwykłej codzienności, w najtrudniejszy dzień, zawsze zdarzyło się coś przyjemnego.
I co dla mnie dodatkowo bardzo ważne, takie podejście do przyjemności, nie dokarmia wszechobecnej zarazy konsumpcjonizmu. Zatem akcja zadziałała pozytywnie.”
Ania, 46-latka. Pracuje w korporacji. Ciągle w biegu:
„Podejmując wyzwanie przez głowę przeszło mi wiele myśli typu: Co ja napiszę tym kobietom? Kiedy znajdę na to czas? Właściwie to po co mi to? Potem przypomniałam sobie, że od miesięcy przekładam z miejsca na miejsce torbę do ćwiczeń powtarzając sobie w kółko, że jutro pójdę na trening, jutro, jutro, jutro na 100%.
Pewnego dnia mój ukochany namówił mnie na rowerowy wypad. To była piękna, słoneczna i ciepła niedziela – początek jesieni. On szczęśliwy, uśmiechnięty, gotowy do wyjścia, ja przeciągam na maksa. Wymyślam kolejne rzeczy do zrobienia, bo przecież nie lubię jeździć na rowerze aż tak bardzo jak on. Męczy mnie perspektywa 40 km. Zakładanie specjalnych ciuchów, wycisk, podkręcanie tempa, w połowie tej całej przejażdżki chce mi się wyć z rozpaczy. Czuję się bezsilna, ale nie mogę przestać pedałować, bo co zrobię? Wracamy do domu. On nawet nie jest zmęczony, ja padam półżywa. Na nic więcej nie mam już siły. Dzień się kończy i… przypominam sobie o wyzwaniu. Piszę 40 km… i dopiero wtedy uświadamiam sobie co fajnego dla siebie zrobiłam. Przecież to było piękne. Byliśmy razem. Dawno się tak nie śmiałam. Zjedliśmy dobry obiad.
Potem już było tylko łatwiej. Każdego dnia robiłam coś dla siebie. Odkryłam, że zaczęłam patrzeć na drobne rzeczy, które robiłam wcześniej z innej perspektywy. Np. kupno kremu – wybierając odpowiedni dla siebie celebrowałam z ekspedientką każdą chwilę, korzystałam z jej wiedzy na temat innych kremów, poznałam ich walory. Nie wpadłam do sklepu jak wiatr, tylko na chwilę się zatrzymałam.
Innego dnia, jadąc samochodem po prostu z niego wysiadłam i poszłam na lody. Usiadłam i cieszyłam się chwilą nigdzie się nie spiesząc. Nie szukałam w codzienności niczego nadzwyczajnego. Nie naginałam zasad wyzwania do czegoś ekstra. Poczułam przyjemność i radość z tego co robię, cieszyłam się również tym, że mogę pobyć sama ze sobą i spokojnie oddać się myślom.
Jestem ciągle w drodze. Moja walizka jest zawsze gotowa. Mam zaplanowany każdy dzień. Jednak do dziś mam w sobie uczucie niewymuszonej przyjemności. Zrozumiałam, że czytanie mojego ulubionego magazynu dla kobiet to również mój czas i że na sprawianie sobie przyjemności nie musi składać się nic wielkiego i niezwykłego.
W ciągu trwania wyzwania uświadomiłam sobie też, że ciągle coś muszę. Muszę kupić, dojechać, pójść, posprzątać, ugotować, zrobić. Żyję w ciągłym pośpiechu. I zawsze jestem na drugim planie. Zaczęłam się zastanawiać czy ja mam czas dla siebie? I co tak naprawdę sprawia mi przyjemność? Dzięki wyzwaniu nauczyłam się nie musieć, czytać artykuł bez pośpiechu, gapić się na liście, nie iść na imprezę, bo tak wypada, spędzać wieczór z ukochanym i od czasu do czasu sprawić sobie jakiś prezent, ale przede wszystkim robić coś dla siebie.”
Jak widzicie, wniosek płynący z powyższych wypowiedzi sprowadza się do jednego – to czy wygospodarujemy dla siebie czas i czy określimy go mianem przyjemności, niezależnie od tego czy jest to wizyta u ginekologa czy fryzjera, obejrzenie filmu, robienie jesiennych zdjęć, zbieranie grzybów w lesie, wypicie gorącej czekolady, pójście na trening czy nauka języka włoskiego, jest kwestią naszego podejścia do siebie, szacunku do swojej osoby i dbałości nie tylko o swoje zdrowie, ale też samopoczucie.
Pomimo przewrotnego tytułu, chciałabym zaapelować, żeby sprawianie sobie przyjemności nie traktować jako wyzwania, lecz jako coś zupełnie normalnego i naturalnego w naszym codziennym życiu, czego oczywiście życzę wszystkim kobietom.
Dajcie znać czy podpisujecie się pod tym apelem? 🙂
Halinka, dziewczyny, to była czysta przyjemność brać udział w wyzwaniu Joy Challenge razem z Wami <3
* * *
Jeśli uważacie, że artykuł ten powinna przeczytać Wasza koleżanka, przyjaciółka, mama, siostra, ktoś bliski, udostępnijcie i sprawcie, że zmieni się ich podejście do poświęcania sobie odrobiny czasu każdego dnia.
Jeśli chcecie być na bieżąco z kolejnymi wpisami na blogu i tym co udostępniam na kanałach społecznościowych, zapraszam do polubienia Esencji na Facebooku, zajrzenia na Instagram (jestem też codziennie na Instagram Stories) i odwiedzenia Twittera.
[…] „Podejmij wyzwanie i spraw sobie przyjemność #joychallenge” (KLIK) […]
[…] Szanuję swoje potrzeby, ale zwracam też uwagę na potrzeby bliskich. Świadome życie to nie tylko znajomość swoich potrzeb, ale też ich zaspakajanie. Jeśli potrzebujecie motywacji, zajrzyjcie do tego artykułu -> KLIK. […]
[…] myl zmęczenia z brakiem motywacji” „Podejmij wyzwanie i spraw sobie przyjemność #joychallenge” „Im jestem starsza tym mniej potrzebuję” „5 rzeczy, które mogę, a nawet […]
[…] z punktów, które się w nich znalazły dotyczą rutynowych czynności, a także drobnych przyjemności, o których staram się pamiętać każdego dnia i które pomagają mi utrzymać względną równowagę. Wszystkie składają się […]
[…] i kilka prywatnych, które mają związek z kontynuowaniem wyzwania, a raczej nawyku poświęcania sobie odrobiny czasu każdego dnia, czyli sprawiania sobie drobnych przyjemności, ale też nieodkładania na później tego […]
Bardzo potrzebna akcja, sama chętnie wzięłabym w takiej udział.
Możesz wziąć w niej udział w każdej chwili poświęcając sobie czas każdego dnia. To może być chwila przyjemności w postaci wypicia w spokoju kubka gorącej kawy lub ulubionego koktajlu, przeczytania książki, wieczornego spa albo wizyta u ginekologa czy wypad do kina z przyjaciółmi.
Byłam uczestniczką akcji ale powiem szczerze, że nie było mi łatwo skupić się na własnych przyjemniściach, nawet jeśli je miałam to uświadomienie sobie tego i uważna celebracja chwili sprawiała mi kłopot. Dlatego pomimo zakończonego wyzwania ja dalej będę ćwiczyć :-)!
A to jest Ania akurat bardzo dobry pomysł i ja Cię przypilnuję. Na początek wspólny urodzinowy teatr i kolacja. Coming soon ?
Ciekawe wyzwanie, a wyzwania mają to do siebie, że nas rozwijają i czynią życie lepszym oraz bardziej interesującym
Fajne wyzwanie, ja i bez niego codziennie robie sobie przyjemność. pamietam jak po raz pierwszy mowilam o tym warsztatach, ludzie nie wiedzieli co mogloby im sprawic przyjemnośc.
tak sobie pomyślałam co ja mogłabym zrobić dzisiaj dla siebie, może pójdę na spacer
Koniecznie!
Sprawianie sobie przyjemności powinno być codziennością. Oczywiście nie mówię tu o leżeniu na kanapie z pilotem w reku i paczką chipsów dzień w dzień bo mi się należy. Mam namyśli dobre, zdrowe, podejście do dbania o siebie i swoje życie. Takie drobnostki je budują i dają poczucie szczęścia 🙂
Absolutnie tak <3 To odnośnie dwóch ostatnich zdań.
A leżenie na kanapie z pilotem w ręku i paczką chipsów do moich przyjemności na szczęście nie należy 😀
Coś w tym jest co napisałaś. Moja doba też wydaje mi się wciąż za krótka, a postanowiłam nie wracać do pracy zawodowej, tylko zająć się trójką dzieci, więc teoretycznie mam więcej czasu niż matki pracujące. Mam wrażenie, że ile bym nie zrobiła, to i tak za chwilę wszystko trzeba robić od początku. Mam ten luksus, że jak dzieci są w przedszkolu i szkole to mogę wszystko pizdnąć w kąt i pogapić się na chmury.Ale czy z tego korzystam?NIE!Bo szkoda mi czasu.Czasem w piątek robię sobie wieczór spa, długo siedzę w wannie a potem nakładam maseczkę z brokatem. Chociaż raz w… Czytaj więcej »
Ciii, nie mów nikomu, że matka trójki dzieci (ja też nią jestem) może p.. wszystko w kąt i pogapić się w chmury. No nikt w to nie uwierzy 😉 Jasne, ja też tego nie robię, bo zaległości to są moje wampiry energetyczne (pisałam o tym w jednym z poprzednich wpisów na blogu), ale za to uważam, że odpoczynek lub każda inna forma relaksu, sprawianie sobie przyjemności, a także dbanie o siebie należą mi się i nie muszę się z nich nikomu tłumaczyć. Zresztą nie ma nawet takiej potrzeby, bo moi bliscy doskonale to rozumieją (tak ich wychowałam) i widzą jak… Czytaj więcej »
Bardzo fajna akcja i przypomina nam o tym, że takie drobne przyjemności są kluczem do szczęścia 🙂
Dokładnie! Często o tym zapominamy!
Tak po prostu 🙂
Zdrowy egoizm jest bardzo potrzebny. Niestety nie każdy to rozumie…
Zatem nie przejmujmy się tymi, którzy tego nie rozumieją, tylko róbmy swoje 🙂
Świetny artykuł bo uświadomia co robimy a czego nie robimy dla siebie w obszarze przyjemności. Mi uświadomił akurat, że dużo robie dla siebie. Zrobiłam rachunek sumienia z ostatniego tygodnia i o dziwo zrobiłam 5-6 rzeczy przez 7 dni dla siebie będąc nieświadomą Twojego artykułu Ola??? Dziękuje
Fantastycznie Kasia. Chodzi między innymi o to, że czasami rzeczywiście robimy coś dla siebie, ale tego praktycznie nie dostrzegamy narzekając, że nie mamy dla siebie czasu. Ja sprawiam sobie dużo przyjemności, bo uważam, że zdrowy egoizm służy mojemu otoczeniu, bliskim, pracy, a przede wszystkim mojemu zdrowiu psychicznemu i fizycznemu. I nieważne czy tą przyjemnością jest weekendowy wyjazd z przyjaciółmi, trening, przeczytanie ulubionej książki czy wypicie w spokoju gorącej kawy. Chodzi o to, żeby rozumieć, że poprzesz poprzez sprawianie sobie nawet najdrobniejszych przyjemności, dbamy o siebie również w kontekście rozwoju osobistego. Pozdrawiam serdecznie.