
20 cze O trudach życia, magii i wysokich wibracjach, które powoduje
„Życie jest cudowne.A potem jest okropne.A potem znowu cudowne.A pomiędzy cudownością, a okropnością jest zwyczajne, prozaiczne i rutynowe.Wdychaj cudowne, wstrzymuj oddech, kiedy jest okropne, odpręż się i odsapnij, gdy będzie zwyczajne.Życie po prostu takie jest.Rozczulające, krzepiące, cudowne, okropne, zwyczajne.I oszałamiająco piękne.”
L.R. Knost
Tego wpisu miało nie być. To znaczy miał być, ale w zupełnie innym momencie i o nieco innej treści. Nie przewidziałam tylko tego, że to co się przydarza nie musi być jednorazowym epizodem, lecz ciągiem zdarzeń, po których nasuwa się myśl, że takie to nasze życie #bezfiltra już jest. Różnorodne, barwne, czułe, pełne wyzwań, prawdziwe. Czasem trzeba je czymś podeprzeć, czasem puścić wolno – niech płynie.
I choć może dziwić Was tytuł i moment, w którym go piszę w kontekście ostatnich wydarzeń w moim życiu, to powiem Wam, że wbrew obawom, moim i innych, właśnie teraz czuję się na siłach, żeby Wam coś ważnego przekazać.
„Nie jesteśmy tylko tym, co robimy zawodowo i w czym się spalamy.
Jesteśmy tym, co nas zatrzymuje i wywołuje smutek, gdybyśmy mieli to stracić.
Jesteśmy tym, co wywołuje w nas drżenie i strach i krótkie momenty zapomnienia o całym świecie.”
Autor nieznany
Wszyscy chcielibyśmy żyć pięknie, szczęśliwie i spokojnie, ale zapewniam Was, nie byłoby to możliwe, gdyby nie trudne chwile. Ja z trudności czerpię siłę. Oczywiście nie w pierwszej chwili, tylko kiedy już je oswoję. To one mnie kształtują i wzmacniają, zmieniają moją perspektywę i torują drogę do zmian, więc staram się nie słabnąć tylko dlatego, że życie podrzuca kłody pod nogi. Podsuwa też szczęście, a to biorę garściami i szybko wchłaniam, żeby na jak najdłużej starczyło.
To miał być krótki post na Facebooku o magii
Bardzo możliwe, że tylko część z nas dopuszcza do siebie świadomość tego, że życiem większości z nas kieruje lęk. Boimy się nieszczęść, trudnych decyzji, porażek, braku stabilizacji, niezrozumienia, odrzucenia, zranienia, samotności, chorób, śmierci. Nawet jeśli nie myślimy o tym na co dzień, podświadomie staramy się chronić przed lękiem. Jako kreatorzy własnego życia, planujemy je, próbujemy przewidzieć bieg zdarzeń i kontrolować wszystko, co się nam przytrafia. Tymczasem Wszechświat za nas czasem decyduje, czasem daje, a czasem odbiera i w obliczu takich właśnie nieprzewidzianych kroków, warto być przygotowanym.
Już miałam do Was pisać o zwykłych (?) zbiegach okoliczności, kiedy przypomniałam sobie, że przecież obstaję przy wersji, że w życiu przypadków nie ma i wszystko jest gdzieś zapisane, by w końcu miało się wydarzyć. Z czasem zaczęłam dostrzegać i znajdywać tego potwierdzenie w nauce i filozofii życia, że wszystkie dobre i złe rzeczy, które mają miejsce w naszym życiu i które przeczołgują nas emocjonalnie, otwierają nam też oczy, uwrażliwiają i sprawiają, że zaczynamy widzieć pomiędzy nimi jakieś powiązanie – małą magię, która kroczy z nami przez życie. Wystarczy ją przyjąć, żeby zerwać toksyczny związek z obawami, niepewnościami czy złym nastawieniem, zwolnić wewnętrzne blokady i otworzyć się na szczęście. Podobno to ono jest przeznaczeniem człowieka.
„Spokój ducha i szczęśliwe życie są na wyciągnięcie ręki. Oddzielając się od strachu i zwracając ku miłości, doświadczamy prawdziwej wolności.
Musimy jedynie dokonać wyboru. Odpuścić i pozwolić się prowadzić sile wyższej czy po prostu Wszechświatowi.
Zawierzając mu, otwieramy się na niezliczone możliwości, zaczynamy doświadczać zjawisk synchroniczności,
a Wszechświat daje nam znaki, że droga, którą podążamy, jest tą właściwą.”
Gabrielle Bernstein
I dziś o takiej „małej” magii, która dzieje się w naszym życiu, nawet, a może szczególnie, w trudnych chwilach.
To nie trudne chwile są magią, lecz to co nas na nie przygotowuje
Nie jestem w stanie wytłumaczyć pewnych rzeczy w artykule na blogu, niewątpliwie jest to temat na dłuższą dywagację, dlatego podam jedynie cztery z kilkunastu zdarzeń z ostatnich dni, żeby wyjaśnić co mam na myśli, a co nie jest tylko teorią z książek, które właśnie czytam lub przeczytałam znajdując w nich potwierdzenie swoich słów.
Gdy trudy dnia można obrócić w wysokie wibracje
Przykład 1 – Stare drzewa
Mieszkam w domu z ogrodem wśród pięknych, starych drzew. Te drzewa są dla mojej rodziny bardzo ważne. Są naszą dumą, dają nam schronienie przed palącym słońcem, ukojenie w chwilach refleksji i wytchnienie od pędu dnia i miasta. Dbamy o nie i z bólem się rozstajemy, kiedy któreś pada lub musi zostać usunięte. Tak było z 60-letnią brzozą, na którą mieliśmy już wydane pozwolenie na usunięcie ze względu na jej stan i pochylenie w stronę domu, a więc potencjalne dla nas zagrożenie.
Pewnego słonecznego popołudnia podniosłam alarm, że brzoza chyba pochyliła się jeszcze bardziej, a jej korzeń uniósł trawnik. To była moja intuicja. Inaczej nie potrafię wytłumaczyć mojego uporu, bo choć ze ścięciem brzozy zwlekaliśmy długo, to w tamtej chwili sprawy potoczyły się błyskawicznie. Następnego dnia rano stawiła się ekipa, a ja osobliwie pożegnałam się z naszym drzewem roniąc łzę, przygotowując relacje i robiąc m.in. dokumentację fotograficzno-filmową pt.: „30 minut, które zamyka 60 lat życia. Strata zawsze jest bolesna.” (KLIK).
Dzień później, w sobotę, pomimo deszczu i chłodu, spędzałam czas w ogrodzie. Sadziłam kwiaty, słuchałam muzyki, piłam wino, uziemiałam się, spacerowałam po pieńkach ściętej brzozy. I wtedy zerwał się on. Szkwał, który pojawił się nagle, trwał chwilę i powalił dwa drzewa, w tym 100-letnią lipę, pod którą chwilę wcześniej spacerowałam rozmawiając przez telefon.
ZALEDWIE DZIEŃ WCZEŚNIEJ żałowaliśmy brzozy, ale gdybyśmy jej nie ścięli, doszłoby do ogromnych zniszczeń albo nawet tragedii, bo stała na linii upadku lipy, która pociągnęłaby ją za sobą i ta upadłaby prosto na dom. To jest wręcz nieprawdopodobne, że takie rzeczy się wydarzyły w ciągu jednej doby i trudno je wytłumaczyć inaczej niż tym, że coś nad nami czuwało. Mój mąż całą niedzielę powtarzał: „Jak to możliwe, że takie rzeczy wydarzyły się jedna po drugiej? Przecież rok ma 365 dni, te drzewa stoją tu tyle lat i nagle taki splot zdarzeń. Do tego ty, spacerująca po tych pieńkach brzozy, które zniknęły pod upadającą lipą.”
Tego dnia drzewa straciły życie, ale ja je zachowałam. Tego dnia usłyszałam też, że powinnam zagrać w totka (KLIK).
Jeśli widzieliście moje relacje na Instagramie to symboliki tego zdarzenia było więcej, ja byłam pełna emocji, ale też gotowości na kolejne przeżycia. Następnego dnia szłam na pierwszy po pandemii, przekładany wielokrotnie i bardzo ważny dla mnie koncert Korteza, którego wielki przebój „Stare drzewa” jest mi szczególnie bliski i symboliczny (KLIK).
Magia się wydarzyła, powiązanie było. I to moje ciągłe powtarzanie: KOCHAJCIE I DOCEŃCIE DZISIAJ, BO JUTRA MOŻE NIE BYĆ…
Przykład 2 – Książka
Możliwe, że za wcześnie o tym mówię, ale jest kilka powodów dlaczego to robię inaczej niż inni i już teraz. Sukcesem jest to, że pozbyłam się lęku napisania o tym.
Propozycję napisania swojej książki dostałam już wcześniej dwukrotnie, ale to właśnie teraz mail odczytany pewnego konkretnego, dla mnie również symbolicznego poranka, sprawił, że kiedy większość wyjechała na długi weekend odpocząć i korzystać ze słońca, ja zdecydowałam, że zostanę w domu i te 4 dni wykorzystam na opracowanie i przelanie na papier koncepcji, która chodziła mi po głowie już od jakiegoś czasu.
Kiedy w poniedziałkowy poranek wysłałam spis treści, próbny rozdział i konspekt książki, W TEJ SAMEJ GODZINIE (!) zadzwoniło do mnie inne duże wydawnictwo z propozycją przeprowadzenia wywiadu z Basią Pasek, dziennikarką Dzień Dobry TVN, life coacherką i autorką swojej pierwszej książki na temat, o magio, niezwykle mi bliski i związany z koncepcją mojej potencjalnej książki.
I o ile powiecie, że może to nie jest żaden przypadek, bo wydawnictwo Pascal pewnie zna moją twórczość blogową i dlatego powołało się na moje rozmowy na żywo (live’y, webinar), o tyle wierzcie mi, o dreszcze przyprawiły mnie już pierwsze wersy książki Basi. Basia pisze dokładnie o tym co ja próbuję, mniej lub bardziej udolnie, przekazać od lat na swoim blogu, w swoich postach w mediach społecznościowych czy podczas warsztatów dla kobiet i co jest moją życiową filozofią. Treść książki „Odzyskaj błysk w oku. Naucz się słuchać swojego wewnętrznego głosu. Żyj tu i teraz” tak bardzo ze mną rezonuje, że już po pierwszym rozdziale postanowiłam: Nieważne co się wydarzy dalej. Czy to konkretne wydawnictwo zaakceptuje moją książkę czy nie, podejmę próbę jej napisania. Zrobię to, a jeśli nikt nie zechce jej wydać albo nie uda nam się porozumieć z wydawnictwem co do warunków współpracy, wydam ją sama, w self-publishingu. W najgorszym wypadku w formie e-booka. Kilka dni później czekała już na mnie w skrzynce mailowej wiadomość: „Wydawca akceptuje w całości koncepcję książki”.
Szaleństwo czy magia? Nie jestem pewna, ale skłaniam się ku obu wersjom 🙂
Znak od Wszechświata? Na chwilę obecną jak najbardziej.
I choć wiem, że wszystko może się jeszcze zupełnie inaczej potoczyć, W TEJ CHWILI ważne jest dla mnie to, że zdecydowałam się podjąć to wyzwanie pamiętając o tym co napisała w swojej książce Basia: „Gdy spojrzysz z góry na wszystko, co Ci się przytrafia, możesz zobaczyć, że każde wydarzenie ma sens, swoją przyczynę i dzieje się z jakiegoś powodu.”
Moje spotkanie i rozmowa z Basią Pasek odbędzie się w najbliższy czwartek, 24 czerwca o godzinie 19:00 na fanpage’u wydawnictwa Pascal , post -> tutaj, link do wydarzenia na Facebooku -> tutaj. To będzie rozmowa o bardzo wysokich wibracjach.
Edit. Link do rozmowy z Basią załączam tutaj.
Przykład 3 – Sztuka zen i zalany komputer
W ostatnim czasie wycofałam się troszkę z mediów społecznościowych i rzadziej tworzyłam na blogu, bo zbierałam siły na kolejne rzeczy, które miały się wydarzyć. Owszem wydarzyły się, ale zupełnie inne niż planowałam. To był splot totalnie różnych zdarzeń, nie zawsze dobrych, ale w każdym przypadku wymagających ode mnie dużo siły i przytomności umysłu. To po nich dostawałam wiadomości typu: „Ola, nie wiem jak to robisz, że mimo tych wszystkich trosk wciąż się uśmiechasz”, „Pomimo zmęczenia i stresu wyglądasz pięknie i szczęśliwie”, „Jezu, a kiedy Ty odpoczniesz?”, „Ech, domyślam się, że nie mówisz o wszystkich rzeczach na Stories, więc tym bardziej szacun, że to ogarniasz. No i ta ostatnia sytuacja ? Szok.”, „Wiesz co? Powinnaś zorganizować jakieś warsztaty dla kobiet” (dobre nie? W tej sprawie już wkrótce się do Was odezwę).
Skracając wątek, w tym całym szaleństwie znalazłam swój WENTYL BEZPIECZEŃSTWA w postaci książek, swoich rytuałów (KLIK) i w… filozofii zen. To nie przypadek, że akurat teraz wtopiłam się w tematykę zen wracając do korzeni bloga. To nie przypadek, że stojąc w księgarni przed półką z napisem „Rozwój osobisty” i szukając książki, po którą specjalnie się wybrałam, WYCIĄGAM RĘKĘ po zupełnie inną, nieznaną, a która, jak się chwilę potem okazało, miała mnie wzmocnić i przygotować na kolejny czas.
Tu jednak nie chodzi tylko o książkę i jej treść. To był powrót do tego co jest dla mnie ważne. Wyciszyłam się, skierowałam uwagę na nowe rzeczy, nabrałam sił i postanowiłam działać dalej. Swoje myśli przelałam na ważny dla mnie i mam nadzieję przydatny dla Was artykuł „Sztuka prostego życia. Kilka krzepiących myśli zaczerpniętych z filozofii zen” (KLIK). Kilka godzin później zalałam kawą laptopa pozbywając się tym samym swojego głównego narzędzia pracy na prawie tydzień. I daję słowo, gdyby nie moje wcześniejsze duchowe przygotowanie i tematy, które ułożyłam sobie w głowie, w tamtym momencie wyszłabym z siebie i stanęła obok złorzecząc na swój los i siebie.
Naładowana wewnętrznie spokojem, zrobiłam jednak coś zupełnie innego. Najpierw porządnie przewietrzyłam w lesie głowę, a potem usiadłam do kalendarza i swoich zaległych projektów. Wykonałam parę telefonów, odgrzebałam kilka staroci i nagle okazało się, że zrobiłam to na co wcześniej nie miałam czasu. WYKORZYSTAŁAM TĘ CHWILĘ ZAMIAST ZAŁAMYWAĆ RĘCE (pisałam o tym w artykule o zen zaledwie dzień wcześniej) i zadziała się magia. Sprawy przybrały zupełnie niespodziewany obrót i zaczęły „klikać”, a ja poczułam, że dzieje się coś naprawdę dobrego i ważnego. Tak jakby to co się stało z komputerem było gdzieś z góry zaplanowane i miało się wydarzyć, żebym otworzyła oczy na inne rzeczy i mogła się nimi zająć.
Magia czy powiązanie? Dla mnie jedno i drugie. Gdzieś zapisane. Tylko ja bardziej otwarta na ich dostrzeżenie.
Przykład 4 – Jerusalema – radość i śmierć
A teraz najtrudniejsza rzecz, która nie mieści się w kategoriach magii, ale na pewno jest życiową lekcją i kolejnym sygnałem od Wszechświata.
To była bardzo spokojna, choć ulewna niedziela. Czytałam książkę, kiedy przyszło powiadomienie w telefonie, że jakiś czas temu zainteresowałam się pewnym wydarzeniem. Zapomniałam o nim, ale telefon przypomniał mi o tym na dosłownie godzinę przed startem. To był Jerusalema Dance Flash Mob (KLIK) – wyzwanie taneczne w samym środku miasta, na ulicy, wśród obcych ludzi. Widziałam wiele jego zajawek, ale w jakiś sposób ta wysłana kiedyś w świat przez Filipa Chajzera sprawiła, że zapragnęłam to przeżyć i właśnie nadarzyła się taka okazja. Odłożyłam książkę i pomimo deszczu i burzowego nieba SPONTANICZNIE wsiadłam w samochód powtarzając w kółko: Zrobię to! Choćby w deszczu! Coś mnie do tego pcha.
To było fantastyczne przeżycie, po którym czułam, że energii mam w kosmos, a siły jeszcze więcej. Na Facebooku napisałam: „Tyle dobrej energii i radości na nowy tydzień! NIGDY NIE REZYGNUJCIE Z TEGO CO WAM W DUSZY GRA.”
Dodam jeszcze, że kiedy zaczęliśmy tańczyć, wyszło słońce i nie spadła już ani kropla deszczu. Słowo magia jest tu jak najbardziej na miejscu.
Niestety po kilkunastu godzinach, w poniedziałkowy poranek, zadzwonił telefon, który złamał nasze serca. Zmarła Mama mojego Męża, Teściowa Marysia i Babcia naszych Dzieci. Pamiętam, że spojrzałam w okno (byłam jeszcze w łóżku, nieco zaspana) i zadałam sobie pytanie: Dlaczego to słońce nadal świeci?
Poza tą tragiczną wiadomością, cała reszta wyglądała dokładnie tak samo. Świat niby ten sam, a jednak już inny.
I niezależnie od tego jak bardzo absurdalnie to zabrzmi, pomyślałam, że gdyby nie wcześniejszy wieczór, prawdopodobnie nie miałabym w sobie tyle siły i spokoju co w tamtym momencie. Czy to przypadek, że zostałam w nie wyposażona akurat teraz? Pominę drobny fakt, że wszystkie inne i zaplanowane wcześniej rzeczy powinny zejść na dalszy plan, ale nie musiały. Ja już je wcześniej przeorganizowałam, bo przecież wciąż nie miałam komputera, a pozostałe zobowiązania w jakiś dziwnie magiczny sposób same przesunęły się w kalendarzu. Nie musiałam nic robić. Miałam czas dla siebie i bliskich w tych najtrudniejszych dla nas chwilach.
Pamiętam też, że pomyślałam: Wszechświat nas testuje, ale wcześniej nas do tego testu przygotowuje.
Marysia na ten moment też nas przygotowywała. Od ponad 20 lat. Śmialiśmy się z tego, bo tylko ona mówiła o śmierci w sposób, który wywoływał uśmiech na twarzy. Ten uśmiech pojawił się również podczas ostatniego pożegnania, kiedy ktoś opowiedział o niej anegdotkę i kiedy ktoś jeszcze inny zdradził mi jak mnie opisywała przed innymi mówiąc o mnie „rasowa dziewczyna”. Trudno się nie uśmiechnąć, szeroko i ciepło, nawet w tak smutnym momencie.
* * *
Takich przykładów mogłabym podać znacznie więcej i dotyczą one nie tylko rzeczy, które mnie spotykają, ale też ludzi, którzy pojawiają się na mojej drodze. Cenne unikaty, które wprowadzają do mojego życia magię. Dzielę się nimi z Wami tylko częściowo, bo nie wszystkie mają status „Publiczne”.
Jedno jest pewne. Przestałam negować to, że jesteśmy częścią jakiegoś większego planu, a rzeczy, które nam się przydarzają są po prostu jego elementem. Nawet jeśli są to straty. Jedna po drugiej…
Pomyślcie o tym.
* * *
Na koniec nie pozostaje mi nic innego jak zadedykować Wam tylko ten, już dla mnie na zawsze symoboliczny utwór -> KLIK.
Fot. Unsplash
[…] „O trudach życia, magii i wysokich wibracjach, które powoduje” (KLIK) […]