06 lip Lipcowe nastroje i zmiany, które rodzą niepokój i smutek
Nie jestem pewna czy to dobry moment na zabieranie się za poważne wątki, bo jestem osłabiona emocjonalnie, a sygnalizowane wcześniej nastroje dotykają bardziej niż się tego spodziewałam. Traktując jednak pisanie jako terapię liczę, że uda mi się wyciszyć pewne myśli w głowie wyrzucając z siebie przy okazji te, które zbyt mocno zajmują duszę, a także osłabiają ciało.
Nie dzieje się nic złego, ale nawarstwiły się kwestie, które zwykle planuję i do których mam szansę co najmniej dobrze się przygotować. Nie tym razem jednak. Życie podrzuciło mi scenariusz, którego nie tylko w moich planach nie było, ale który też spowodował efekt domina, a ilość trudnych i ważnych, a być może nawet najważniejszych do podjęcia w bardzo krótkim czasie decyzji spowodowała, że ostatnie tygodnie stały się bardziej uciążliwe, a codzienność nieznośna. Trudno jeść, trudno pić, trudno spać i trudno się skupić, ale życie mknie do przodu i każdy dzień przynosi jakieś rozwiązanie i oswojenie z nową sytuacją, które mam nadzieję z czasem wyprze niepokój i smutek.
Ostatnio przeglądałam zdjęcia swojej młodszej córki w związku z jej urodzinami. Chciałam wybrać jedno, które ukazuje jej osobowość i urodę, ale nie znalazłam takiego, które przedstawia cały wachlarz jej cech i możliwości. Na każdym z osobna zobaczyłam małą, szczęśliwą dziewczynkę, która albo skacze po kamieniach nad brzegiem wody, wspina się po drzewie, zwisa głową w dół na huśtawce, mknie przez las na rowerze albo wycisza się rysując, lepiąc, czytając, ćwicząc logopedię, tuląc się do bliskich, ciesząc widokiem ulubionego stawu czy obecnością ukochanego psa i której zawsze towarzyszy jakaś osoba.
Dostrzegłam, że moje dziecko rzadko kiedy jest samo. To dusza towarzystwa, w którym zawsze próbuje zaznaczyć swoją obecność. Głośno mówi, dużo gestykuluje, stara się dorównać starszym od siebie, bo poza przedszkolem nie spędza czasu z rówieśnikami. Odważna, otwarta, świadoma tego co chce, ale przez to też uparta, uważna i ciekawa świata, a przy tym wszystkim cudownie beztroska. Niech ten stan trwa jak najdłużej, bo kiedy przychodzi czas dorosłych decyzji beztroska zamienia się w odpowiedzialność, której skutki nie zawsze da się przewidzieć.
Mam trójkę dzieci, ale dopiero teraz, kiedy dorastają dostrzegam jak wiele je łączy i różni zarazem.
To wielka sztuka wychować je tak, żeby zachować ich odrębność, wspierać i szanować ich indywidualne potrzeby, iść krok obok, nie wyprzedzać, nie dominować, nie narzucać swoich oczekiwań i nie zarzucać nadziejami. Pozwolić iść swoją drogą, choć ta droga odbiega czasem od naszej i wtedy zaczynamy gubić się w gąszczu emocji i myśli.
Jako rodzice małych dzieci obiecujemy sobie, że będziemy szanować ich decyzje i wspierać w ich rozwoju, głosimy popularne teorie i wydaje nam się, że jesteśmy jedynym słusznym drogowskazem. Potem przychodzi czas dojrzewania, poważnych decyzji i nie wszystkie wydają się już takie oczywiste. Upłyną kolejne lata, podczas których będziemy patrzeć jak nasze dziecko radzi sobie w życiu dorosłym i dopiero sięgając pamięcią wstecz do okresu dzieciństwa i dorastania zobaczymy cały obraz, błędy, które mogliśmy popełnić i wizje, które być może zbyt mocno wyidealizowaliśmy.
Znajomy, któremu urodziło się ostatnio dziecko napisał mi, że jest bardzo zmęczony i niewyspany, że niemowlę wywróciło jego życie do góry nogami. Wspiera żonę, ale czuje, że zaczyna brakować mu sił. Uśmiechnęłam się i odpisałam, że to przejściowe, słodkie i nawet z perspektywy czasu zabawne, choć rozumiem jego fizyczne zmęczenie. Bez snu daleko nie zajedziesz. Potem dodałam, że właśnie wkroczył w najbardziej beztroski okres w życiu, w którym jego dziecko wypełni każdy zakątek jego życia, ale jeśli zachowa rozsądek znajdzie się w nim też więcej miejsca na jego sprawy. Jak ja bym chciała być teraz na jego miejscu. To też mu napisałam. I dodałam, że małe dzieci wstają rano pogodne lub nie, zdrowe lub przeziębione, idą do przedszkola czy szkoły, wracają, bawią się i uczą, potem idą spać i następnego dnia to samo.
Decyzje jakie podejmujemy w tym okresie mają krótki termin ważności i są nieporównywalnie prostsze od tych, którym musimy stawić czoła później, bo oto właśnie nadszedł moment, w którym muszę zmierzyć się z opuszczeniem przez syna naszego rodzinnego domu. Nagle i bardzo daleko. Nie jestem chyba na to gotowa i jest we mnie dzisiaj dużo sprzecznych emocji, których nie potrafię wytłumaczyć. Te wakacje będą dla mnie smutne, bo wiele rzeczy potoczyło się inaczej niż myślałam, ale nie o plany wakacyjne, które musiałam zarzucić chodzi, lecz o zmianę, której się nie spodziewałam, choć była w planach. Jest we mnie niepokój i brak pewności jak podjęte dzisiaj decyzje ukształtują młodego człowieka i będą miały wpływ na jego dalsze życie. W jakimś sensie czuję się za nie odpowiedzialna i nie zdążyłam jeszcze tego przerobić.
Z jednej strony beztroska i radość moich córek, z drugiej troska i trudne emocje związane z wyjazdem syna. Wszystko nagle się zmieni, nasza rodzinna więź zostanie lekko naruszona, a emocje wystawione na wielką próbę. Jestem rodzinną i emocjonalną osobą, więc wiem, że czeka nas trudny czas związany z rozstaniem.
I nawet dziesiątki rozmów, konsultacji, wertowania sieci, sprawdzania wszystkich możliwych rozwiązań, snucia różnych scenariuszy to wciąż mało w kontekście wielkiej zmiany. I nie chodzi o przecięcie pępowiny, bo mój syn zrobił to już kilka lat temu, tylko o jego obecność, tutaj, zawsze blisko, zawsze pod ręką. I myślę, że pomimo, że jest w pełni samodzielnym i dojrzałym człowiekiem, tak jak ja potrzebuje czasu, żeby oswoić nową sytuację i zrozumieć jej konsekwencje, a także mieć pewność, że będzie dobrze.
Dobrych wakacji dla Was 🙂
Zdjęcia: Unsplash, Pexels i archiwum prywatne
***
Jeśli spodobał Wam się ten artykuł lub uważacie, że może kogoś zainteresować, będzie mi bardzo miło jeśli go skomentujecie lub/i udostępnicie dalej. To wyraz uznania dla mojej pracy i zaangażowania, a także sprawienie mi ogromnej radości.
Jeśli chcecie być na bieżąco z kolejnymi wpisami na blogu i tym co udostępniam na kanałach społecznościowych, zapraszam do polubienia Esencji na Facebooku, zajrzenia na Instagram (jestem też codziennie na Instagram Stories) i odwiedzenia Twittera.
[…] „Lipcowe nastroje i zmiany, które rodzą niepokój i smutek” (klik) to pierwsza próba podsumowania sporych emocji związanych ze zmianami, do których się szykowaliśmy. […]
[…] „Lipcowe nastroje i zmiany, które rodzą niepokój i smutek” (KLIK) […]
Żadne racjonalne słowa nie pomagają przy rozstaniu. To są rzeczy ostateczne. Jedynym pocieszeniem jest to, że w dzisiejszym świecie nawet 7,5 tys. kilometrów, to nie musi być daleko. To może być bliżej niż kiedyś odległość 100 km. Ostatnio ze zdziwieniem stwierdziłem, że mam lepsze kontakty ze znajomymi, którzy rozjechali się po świecie, niż z tymi, co mieszkają dwie przecznice dalej…
Jeszcze mnie to nie pociesza, bo nasze relacje są bardzo bliskie, a ta odległość wydaje mi sie fizycznie nie do zniesienia. Wszystko przyszło nagle, to lato i każdy dzień przynoszą nowe emocje, wątpliwości albo wiarę, że tak musi być. Trzeba czasu, żeby to wszystko ułożyć sobie w głowie, a potem zaakceptować. Na razie radzę sobie z tym… średnio. Może za dużo rozmyślam, może wyolbrzymiam, ale w żadnym razie nie chcę zabrzmieć jak nadopiekuńcza mamuśka, bo taką nie jestem. Ta zmiana jest dla mnie duża i mimo wszystko niespodziewana.
Ale dzięki Dawid za komentarz. Buźka 🙂
Nie mam mocy pocieszenia cię. Teraz jest dla ciebie czas smutku i chyba z tym smutkiem nie należy walczyć, tylko przeżyć go. Na układanie przyjdzie czas w przyszłości. A ponieważ macie bliskie relacje, to jest dużo nadziei, że wszystko się ułoży
Jak szedłem na studia, to miałem mocne postanowienie, że już nigdy nie wrócę do domu. Szedłem tak daleko, jak się wtedy dało, czyli na drugi koniec Polski. Teraz mieszkam dwa domy od rodziców. Oczywiście, nie każda historia się tak kończy…
Dla mnie Twoja historia skończyła się pięknie. Bardzo bym chciała mieszkać bliżej swojej mamy i chciałabym też w przyszłości żyć niedaleko swoich dzieci. Wiem co znaczy mieć bliżej i dalej babcię i mamę, więc tego akurat jestem pewna.
Olu, moja babcia zawsze powtarza, że nie wychowujesz dzieci dla siebie, decyzje o wyprowadzce są zawsze bardzo trudne dla rodziców ale ja bym to raczej postrzegała jako nowy etap. Czujesz niepokój bo to nowa sytuacja dla Was wszystkich ale powoli się z nią oswoisz i będzie coraz lepiej. A tymczasem poszukaj pozytywów 🙂 Buziaki i miłego dnia!
Pozytywy widziałam wcześniej i zobaczę później, teraz zmagam się z tym co mnie zaskoczyło. Nasz rodzinny spokój został trochę zaburzony, bo wiele się dzieje na różnych frontach jednocześnie.
Ja również wyprowadziłam sie z domu w wieku 18-19 lat, ale byłam 2 godziny od domu, miałam wszystkich pod ręką, choć byłam samodzielna. Mój syn będzie 7,5 tysiąca kilometrów od domu. Dostaliśmy mało czasu na oswojenie tej sytuacji, a przygotowania pochłaniają całą naszą energię. Trudno to wszystko przerobić normalnie funkcjonując, pracując, organizując na nowo wakacje dzieciom i zmieniając wszystkie dotychczasowe plany.
Tak czy inaczej, dziękuję Ci za wsparcie. Miłego dnia i dobrego weekendu 🙂
Piękny tekst, bardzo życiowy, przypomniał mi czas sprzed prawie 3 lat gdy mój młodszy miał ledwo 2 miesiące.
Faktycznie trudno jest coś skomentować wobec tak bardzo osobistych wyznań. Dziecko, wyfruwające z gniazda to zawsze wyzwanie dla rodziców: z jednej strony cieszymy się, bo to rozwój i nowy krok w ich życiu, a z drugiej najchętniej zostawilibyśmy dzieci przy sobie. Jest to trochę egoistyczne ze strony rodziców, ale też bardzo ludzkie i zrozumiałe. Od siebie dodam tylko, że Wasza relacja ma teraz szansę wejść na inny, nieznany dotąd poziom. Moja relacja z Mamą np. bardzo się wzbogaciła i ulepszyła, od kiedy wyprowadziłam się z domu. Obie nabrałyśmy innego spojrzenia i dystansu dla różnych spraw, dzięki czemu mniej się spieramy… Czytaj więcej »
Dziękuję Ci za ten komentarz. Odpowiadam dopiero teraz, bo wiele się dzieje w naszym życiu i wiele spraw musimy ogarnąć. w tym własne emocje. Przyznam szczerze, ,że po przerobieniu tematu na wszelkie możliwe sposoby, na chwilę obecną stwierdzam, że nie jestem gotowa na to, żeby mój syn tak nagle wyjechal tak daleko. Wcale nie chodzi o mój egoizm i chęć trzymania go jak najdłużej przy sobie, ale na pewno byłabym spokojniejsza, gdyby był gdzieś znacznie bliżej nas. Kanada to bezpieczny kraj i wiem, że dla niego to duża szansa, którą trzeba wykorzystać, ale długo to będę jeszcze przerabiać aż w… Czytaj więcej »
Nic nie potrafię sensownego napisać wobec tych smutnych i jakże ludzkich emocji… Jako matka potrafię tylko bardzo te Twoje smutki i lęki zrozumieć. To, co może trichę pomoże to spokój przy ich przyjmowaniu. Akceptacja, że są. Przyszły, odejdą… macie trochę czasu, cały piękny, letni okres na przygotowanie się do tej zmiany. Na dojrzałość do tej decyzji Twojego syna…
Pięknego lata, Ola. Ściskam z całego serca?
Dzięki Aguś za ciepłe słowa.
Tak, wierzę, że czas zrobi swoje, a spokój nadejdzie pewnego dnia, ale póki co jest dość emocjonanie. Było burzliwie, teraz przerabiamy akceptację tej nowej dla wszystkich rzeczywistości, ale wiem też, że lato minie szybciej niż byśmy tego chcieli, zwłaszcza, że się rozjeżdżamy.
Cieszę się, że są rodzice, którzy tak odpowiedzialnie podchodzą do tematu wychowania. Są świadome wyzwań, zapewnienia każdemu dziecku z osobna trochę czasu, zachowania ich indywidualności. Niestety coraz rzadziej spotykam takie przejawy na ulicy.. Powodzenia życzę!:)
Wiem o czym piszesz w przedostatnim zdaniu, ale mam to szczęście, że obracam się w środowisku, w którym rodzice bardzo świadomie podchodzą do tematu wychowania swoich dzieci. Może też dlatego, że sporo rodzin jest wielodzietnych i tu różnice między dziećmi są szczególnie widoczne.Poza tym sporo z nich pracuje na własny rachunek, więcej czasu spędzają z dziećmi, dzieci częstokroć towarzyszą im w pracy. No i mieszkamy poza dużym miastem, gdzie dzieci często muszą dostosować się do organizacji dnia i logistycznych czasem niewygód. To wszystko uczy je dyscypliny, ale też samodzielności, a kiedy dziecko jest samodzielne wykazuje swoje indywidualne cechy.
Mnóstwo mądrych słów Ola! Nadal nie wiem o co chodzi, ale wiem, że wyjdziesz z tego i po tym jak emocje opadną, też będziesz wspominała z uśmiechem na ustach :*
Chyba już Ci odpisałam gdzieś indziej, że Cyprek wyjeżdża do rocznego college’u do Toronto, a po nim na studia. Z racji tego, że moje dzieci mają kanadyjskie obywatelstwo (po mężu), mają też szansę na edukację w Kanadzie i właśnie Cyprek zamierza z tej szansy skorzystać. Jednocześnie dostał się na stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Warszawskim, ale puściliśmy to miejsce, bo wyjeżdża 28 sierpnia. To będzie bardzo trudny dla mnie czas.
No to ja nie wiem jak czytam Twojego bloga, że nie zajarzyłam że mąż jest Kandyjczykiem?! Jak y się poznaliście no i czemu mieszkacie w PL? :D. Nie bój żaby- dobrze będzie! :*
Mój mąż nie jest Kanadyjczykiem, tylko ma obywatelstwo kanadyjskie i w związku z tym dzieci z automatu też je mają. Poznaliśmy się w korpo, tuż po jego przyjeździe do Polski (5 lat w Szwecji – studia i 5 lat w Kanadzie). Wpadł do PL i wpadł po uszy 😀
Ale historia! 😀 Ale jest Polakiem z pochodzenia?
Ta jest. Prosto z Białegostoku 😀
Hehe coż za „egzotryczny” miks 😀
?