18 lis Dom w lesie – moje marzenie i wizualizacje z Pinteresta
Właśnie skończyłam czytać książkę Brooke McAlary „Powoli. Jak żyć we własnym rytmie” i choć zdawało mi się, że temat został już w pełni wyczerpany, to jest to kolejna pozycja w temacie slow life i uważności, która wniosła do mojego życia spokój i utwierdzenie się w tym czego na obecnym etapie życia potrzebuję najbardziej. Zaszczepiła też we mnie kilka nowych myśli i spowodowała, że o pewnym marzeniu znowu myślę intensywniej.
Zanim jednak doszłam do upragnionej treści i refleksji, musiałam przebrnąć przez rozdział, który traktował o porządkowaniu i posiadaniu rzeczy. Jest to niewątpliwie istotny etap na drodze do uważności, ale nie ukrywam, że minimalizm w kwestii rzeczy, którymi się otaczam, wciąż u mnie kuleje. Nie kupuję zbyt wielu nowych rzeczy, a starych pozbywam się sukcesywnie od mniej więcej 2 lat, ale przy 5-osobowej rodzinie, w tym dwójce dziewczynek i całkiem sporym domu, nie jest to proste.
Wiem jednak o co w tym wszystkim chodzi. Widzę jaką ulgę sprawia mi upłynnianie rzeczy, których nie używam, jak bardzo zaprzątają mi głowę przedmioty, które walają się między nogami albo które zajmują kąty, o których miałam kiedyś wyobrażenie, że będą służyły mi do relaksu. Teraz do odpoczynku potrzebuję porządku wokół. I nie chodzi mi o kurz, sierść psa na ciemnej podłodze, porozrzucane zabawki czy trzy kubki po herbacie stojące tuż obok na stoliku. Chodzi o ilość rzeczy, którymi się otaczam. Dzisiaj większość z nich wymieniłabym na przestrzeń, w której dominuje przyroda. Wizualizuję to sobie i mam przed oczyma domek w samym środku lasu. Wokół tylko drzewa, krzewy i runo leśne. Gdzieniegdzie wystaje kwiatek, grzyb lub paproć. Wokół słyszę odgłosy natury, a moje myśli krążą wokół tematu, na którym chcę się skupić w danym momencie. Może jest to akurat pielenie roślin wokół domu, czytanie książki, pisanie, a może fotografowanie?
Czuję się swobodnie. Wychodzę w piżamie przed dom lub na taras i piję kawę. Nie słyszę szczekania psów, silnika przejeżdżającego samochodu, gwaru ludzi, odgłosów porządkowania ogrodów. Trochę mi tego brakuje, ale przyzwyczajam się. Kiedy mam dość ciszy, wsiadam w samochód i jadę do miasta na spotkanie z ludźmi.
To rozdział „Chata w lesie” wspomnianej książki umocnił moje postanowienie, że kiedy znudzi mi się już pęd życia i notoryczne rozproszenie uwagi, a możliwości nieco zawężą, zamieszkam w niewielkim domku w lesie, który będzie moją własną wersją wolnego życia. Dom będzie zawsze otwarty dla innych, otoczony dziką roślinnością, wypełniony zapachem ciasta i chleba. Na ganku i w oknach będą stały stare donice, każda w innym rozmiarze. Na tarasie zewnętrzny kominek, tuż obok domu miejsce na ognisko i własny warzywniak. Na każdej ścianie domu okna, a z nich widok na las. Tu oddycham czystym powietrzem, tu upajam się zapachem lasu, chodzę boso po trawie i drewnianych podestach wokół domu. Nigdzie się nie spieszę, żyję własnym rytmem. Nie mam tu wielu rzeczy, bo wielu z nich już nie potrzebuję. Klimat miejsca tworzy dość surowe, ale ciepłe wnętrze, ogień kominka, wpadające do domu odgłosy lasu i przedmioty, których używam na co dzień. Od czasu do czasu ludzie, którzy czują się w moim domu równie dobrze jak ja.
Taka wizja była we mnie prawdopodobnie od dawna, bo pod budowę naszego obecnego domu szukaliśmy z mężem tylko i wyłącznie zalesionej działki. Od początku wiedzieliśmy, że po latach spędzonych w centrum stolicy, lepiej będziemy się czuli wśród drzew i natury, gdzie po całym dniu spędzonym w mieście, wystarczy nam kilka popołudniowych godzin i weekend, żeby zresetować organizm. Najważniejszym punktem w naszym domu jest zadaszony taras i dwupoziomowe okno w salonie. Lubię zawiesić na nim wzrok i trwać przez kilka chwil w bezruchu. Mieszkanie w takim miejscu sprawiło, że pomimo częstych wyjazdów do miasta (niegdyś codziennych), już wiem, że kiedy dorosną moje dzieci, skończą się dojazdy do pracy, szkół, na zajęcia dodatkowe, będę chciała spełnić swoje marzenie o domku w lesie.
W takie niedzielne popołudnie jak wczoraj, poza czytaniem książek, lubię pobuszować po Pintereście w poszukiwaniu przyjemnych obrazów odzwierciedlających moje wyobrażenie o przyszłym życiu, swojej oazie i ucieczce od tego za czym tak pędzę dzisiaj.
Kiedy myślę o domku w lesie, od razu staję się jakaś spokojniejsza i zrelaksowana. Myśli odpływają, troski idą precz, spokój wypiera chaos w mojej głowie. To jest moja mała terapia, moje wyciszenie, moja uważność.
Też macie jakieś swoje małe marzenia, które Was uspokajają?
Ten wpis powstał we współpracy z moim mózgiem i wizualizacją przyszłości, którą przerabiałam w niedzielne popołudnie.
* * *
Spodobał się artykuł? Udostępnij go dalej, a po kolejne wpisy zaglądaj na Facebook i Instagram. Jestem też codziennie na Instagram Stories, gdzie możecie poznać mnie nieco bliżej.
Zdjęcie główne: Patrick Tomasso/Unsplash, pozostałe zdjęcia: Pinterest.
Moim marzeniem jest dom na wsi. Stadnina koni, małe gospodarstwo to coś, co na prawdę mi się podoba. Chciałbym zamieszkać w miejscu, gdzie jest błoga cisza i spokój.
Zrób jak ja…kup działkę, postaw tam drewniany dom a następnie obsadz teren polskimi drzewami…sosny jodły świerki brzózki dęby graby buki i wszystko to co można spotkać w lesie. Po kilku latach jest super klimat…dom w scenerii jak z bajki. Drewniana chałupka zatopiona w buszu :-).
Tak to właśnie widzę. Właśnie tak <3
Przepiękne fotki… Taki dom to moje ciche marzenie.
Moje od dawna i dlatego pewnie w ciągu kilku najbliższych lat zacznę pomału je realizować.
[…] Domek w lesie nie wychodzi mi z głowy, ale zanim zrealizuję swoje wielkie marzenie o uwiciu jakiegoś niewielkiego gniazdka w lesie, od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie glamping. Mówią, że to połączenie kempingowej przygody z urlopem all-inclusive. Przygodę z kempingami rozpoczęłam wraz z pierwszą podróżą kamperem i o ile okazało, że wylazł ze mnie kempingowy zwierz, o tyle urlop all-inclusive nigdy mnie nie kręcił, bo zawsze zdawał mi się zbyt ograniczający i próżny. […]
[…] W przyrodzie jest cisza i wolność, ale czasami tę ciszę trzeba sobie stworzyć. Ja swój kąt mam w domu, na tarasie i w ogrodzie. Ale ten sam stan odnajduję u mamy na wsi pod Łodzią, na wakacjach w Białogórze i w każdym lesie. […]
Nie mam nic przeciwko domkowi w lesie. Mało tego, nawet bardzo podoba mi się taki pomysł. Jednak- proszę, bedzie jakieś ale 😉 – w mojej głowie zaraz nasuwają się myśli: a jak spadnie śnieg? a jak karetka dojedzie? Ale, to tylko odzywa się moja część realistki. Bo tak w ogółe, to bardzo fajny pomysł 🙂
Mieszkanie w lesie nie jest równoznaczne z byciem odciętym od świata i pozbawieniem wszelkich form cywilizacji. Jasne, że pierwsze skojarzenie jest takie, że oczami wyobraźni widzimy ciemny, głuchy las, a ja mam na myśli po prostu bliski kontakt z leśną naturą, z dala od zgiełku dużego miasta i w akceptowalnej (dla każdego może to oznaczać coś innego) odległości od sklepów, lekarzy, etc.
Jestem zwierzęciem stadnym i muszę mieć od czasu do czasu kontakt z ludźmi również poza siecią, a zamieszkanie w domku w lesie teog nie wyklucza.
Ja bym chciała taki dom w lesie, ale jako domek letniskowy – żeby odpocząć od ludzi i hałasu. Na co dzień, chociaż bardzo, bardzo marzy mi się dom, to jednak wolałabym taki „zwykły”, na spokojnym osiedlu domów jednorodzinnych.
Ja właśnie odpoczynek od ludzi i hałasu mam obecnie mieszkając w zalesionej miejscowości w domu pod Warszawą. Ale w lesie jest coś magicznego i marzy mi się obcowanie z tą magią na co dzień 🙂
🙂
Również 😀
O domu w lesie nigdy nie marzyłam, ale kiedyś marzyłam o małym domku z wielkim ogrodem. 🙂 Obecnie jednak bardziej stawiam na apartament w Warszawie niż dom i raczej się to nie zmieni. 🙂
Duży ogród jest fajny, jeśli masz sztab ludzi do pomocy. Ja nie mam i serio, roboty jest w nim bez końca. Dosłownie.
To dokładnie mój klimat! Minimalizm, cisza, spokój, łapanie chwil! Nie wiem czy na stałe, ale ile bym dała za taką oazę spokoju, do której można systematycznie wyjeżdżać <3 Piękna sprawa 🙂
Wiesz, ja teraz też nie do końca jestem na to gotowa, bo lubię być aktywna, ale między wierszami miałam na myśli dość odległą przyszłość. A może nie tak znowu odległą? 😉 No w każdym razie, kiedy dzieci staną się zupełnie niezależne, a więc trochę czasu jeszcze mam 😉
Jakbym oglądała moje wizualizacje 🙂 Powodzenia w realizacji!
Ejjjj! To moje marzenie też!!!!! Od daaawna…
Yayyyyy, będziemy sąsiadkami 😀
Ja w takim domku nie mogłabym ciągle mieszkać. Zdziczałabym chyba ale na wakacje takie dłuższe miesięczne nawet czemu nie! Widziałam na Airbnb kilka fajnych propozycji jako namiastka takich domków 😀
Zdziczenia się nie boję, bo w tej chwili mam namiastkę życia poza miastem, ale coś w tym jest co piszesz. Pod Warszawą mieszkam już od ponad 16 lat i coraz mniej kręci mnie zgiełk tego miasta, choć z drugiej strony potrzebuję też jego bliskości. Domek w lesie to pieśń przyszłości i na razie to marzenie czeka sobie spokojnie na swoją kolej 😉
Świetne inspiracje. Też marzę o takim miejscu, w którym byłabym tylko ja i natura. 🙂
Przepiękne miejsca! Koniecznie pokaż, jak wygląda Wasz domek, jestem meeega ciekawa. 🙂 My postawiliśmy na mieszkanie w mieście z widokiem na zadrzewiony teren, dzięki czemu mamy w zasięgu ręki wszystkie atrakcje, które znaleźć można w Poznaniu, a przez okno nie zaglądają nam wścibscy sąsiedzi. 🙂
Mój domek w lesie na razie jest tylko w głowie – jeszcze mam sporo czasu, żeby to marzenie ziścić, a obecnego nie pokazuję w sieci. Na Stories załapuje się czasem taras i to okno na całą ścianę 🙂 Natomiast ci co mnie śledzą w miarę regularnie wiedzą w jakim miejscu mieszkam – to podwarszawska, zalesiona miejscowość w pobliżu lasów i wody. Uwielbiamy nasze Zalesie.