16 maj Zdrowy styl życia – drama w internetach
Życie potrafi zmiażdżyć człowieka w minutę. Wystarczy jedno zdarzenie, ba, czasem nawet jedno zdanie, które sprawia, że czujesz się jakby ktoś dał ci w pysk, a ty nie wiesz za co. Ale i takie rzeczy są potrzebne do budowania pokory, jak również bariery ochronnej wokół siebie. Niestety wiele z nich często nie da się przewidzieć, a niektórzy nawet twierdzą, że nie zdarzają się przypadkiem tylko po coś. No więc ja chciałabym dziś zadać pytanie PO CO?
Po co docinamy innym, że niewłaściwie interpretują pojęcie zdrowego stylu życia i co to w ogóle znaczy „właściwie”?
Po co komentujemy, że inni źle się odżywiają, co mają na talerzu, w jakich proporcjach, o jakich porach i z jaką częstotliwością jedzą?
Po co marnujemy czas i energię na hejtowanie ludzi w sieci w temacie, który wydaje się nie mieć końca i zależeć od wielu okoliczności, indywidualnych uwarunkowań i preferencji?
W końcu po co mówimy innym jak mają żyć?
Z dystansem do życia
Temat zdrowego stylu życia praktycznie wydaje się być niewyczerpywalny. Księgarnie pękają w szwach od książek, rynek od dietetyków i specjalistów, a internet od treści, które sprawiają, że człowiek ma mętlik w głowie i czuje się przeładowany ilością informacji i porad, często zresztą sprzecznych ze sobą. Niestety wielu odbiera je zbyt dosłownie i nie zostawia sobie furtki na przemyślenie sprawy. Niektórzy internet traktują jak wyrocznię i szukają rozwiązania swojego problemu wśród obcych ludzi, niekoniecznie obeznanych w temacie, za to chętnie wypowiadających się jakby byli co najmniej specjalistami.
Po wpisaniu hasła: jak żyć zdrowo, co znaczy zdrowy styl życia wyskakuje od kilkunastu do kilkudziesięciu milionów (!) wyników. To od nas zależy, w który artykuł klikniemy, tylko my wiemy, które zasady będą odpowiadały naszemu stylowi życia i naszemu organizmowi, a prawda jest taka, że i tak powinniśmy traktować je z dystansem i mierzyć swoją, a nie innych miarą.
Z racji zainteresowania tematem, jestem w kilku grupach na Facebooku i śledzę w miarę regularnie kilkanaście tematycznych fanpage’y. Wchodzę na nie, kiedy szukam inspiracji, kiedy zainteresuje mnie konkretny wątek lub kiedy chcę zadać pytanie. Niestety często zamiast rzeczowych odpowiedzi, znajduję złośliwe komentarze, docinki i sformułowania, które uderzają w autora pytania. A przecież chodzi o zwykłą odpowiedź, podzielenie się swoim doświadczeniem, a nie moralizowanie, błyszczenie ze swoimi teoriami i udowadnianie, że inni są głupi.
Niedawno znajoma, którą spotkałam może trzy razy w życiu, bardzo sympatyczna i spokojna dziewczyna napisała artykuł o swoim sposobie odżywiania. Artykuł był subiektywny, oparty na jej spostrzeżeniach odnośnie nowej diety, która zdała egzamin w jej przypadku i po prostu chciała podzielić się swoim doświadczeniem absolutnie nie narzucając nikomu ani swojego zdania ani wniosków jakie wyciągnęła ze swojego nowego sposobu odżywiania się. Można było skorzystać lub zainspirować się, a można było też olać. Nie.
Posypały się komentarze w stylu: czy ma jakieś wykształcenie żywieniowe czy to tylko kolejne wyssane z palca teorie, co ta pani robi, że ma czas na obiad tak wcześnie, pewnie nic, tylko ćwiczy gotuje i pisze mądrości, że wystarczy mniej żreć, że pani je mniej, bo nie chce się jej gotować, że artykuł z serii pitu pitu i w ogóle niekompetentny. Komentarze były prześmiewcze i drwiące, a podkreślę, że fanpage, na który trafił artykuł jest duży, merytoryczny i można by oczekiwać, że odbiorca rozsądny. Tylko garstka osób odniosła się do posta dzieląc się swoim doświadczeniem.
Kiedyś w takiej sytuacji zadawałam sobie pytanie: skąd w ludziach tyle jadu, cynizmu, złych emocji i spiny? Dzisiaj nazywam rzeczy po imieniu – nie poradą czy wyrażeniem własnego zdania tylko klasycznym bólem dupy. Ludzie najwyraźniej nie rozumieją, że kiedy ktoś o coś pyta lub dzieli się swoim doświadczeniem, z założenia nie ma złych intencji, lecz szuka informacji lub chce się nią podzielić, żeby inni mogli z niej również skorzystać.
„Możesz mnie nie lubić, ale musisz mnie szanować”
Autorką tego cytatu jest Ania Makowska, twórczyni popularnego bloga Doktor Ania i profilu na Instagramie doktorania – polecałam ją we wpisie „Polskie profile instagramowe, które edukują, inspirują i uwrażliwiają” (KLIK). W miniony weekend miałam przyjemność uczestniczyć w jej prelekcji podczas konferencji Influencer LIVE Poznań, która dotyczyła zarządzania hejtem w mediach społecznościowych.
Ania jest narażona na hejt w trybie ciągłym ze względu na poruszane przez siebie treści i umiejętność wyrażania dobitnie swojego zdania bez owijania w bawełnę, ale kieruje się też jasnymi zasadami, jeśli chodzi o reagowanie na hejt.
Osobiście nigdy nie miałam problemu z tym, żeby na hejt odpowiednio zareagować, ale po tym wykładzie wiem, że każde działanie sprzeciwiające się temu zjawisku jest zasadne, że możemy je dowolnie traktować i że jako twórcy dzieląc się swoją wiedzą i doświadczeniem, zasługujemy na szacunek.
Internet to emocje i pewnie wielu myśli, że jeśli wyrazi je bez najdrobniejszej refleksji, uczyni swoje życie lepszym. Niestety gejzer emocji nie tylko nie poprawi jakości ich życia, ale na dłuższa metę pogrąży ich w ich własnym piekiełku. Zamiast wdawać się więc w jałowe dyskusje rozkręcając tym samym spiralę nienawiści, lepiej zareagować drastycznym cięciem i zamknąć ją w zalążku. To prosty temat i tak należy go traktować. Sieć ma służyć nam, ludziom, którzy szukają w niej wartościowych informacji, rozrywki lub inspiracji, nie hejterom.
Zdrowy styl życia zaczyna się w głowie. Jeśli nie jesteś na to gotowy, daj sobie czas. Żyj i daj żyć innym
Pięć posiłków dziennie czy może trzy?
Dieta bezglutenowa czy rozdzielna?
Monoskładnikowa czy białkowa?
Wysokotłuszczowa czy może warzywno-owocowa?
Olej kokosowy: tak czy nie?
Suplementy diety: chwyt marketingowy czy wspomaganie potrzeb organizmu?
5 czy 8 godzin snu na dobę?
Biegać czy nie biegać?
Ile pytań, tyle odpowiedzi, a nawet jeszcze więcej.
Z perspektywy czasu widzę, że pojęcie zdrowego stylu życia jest względne. Każdy chce rozumieć je inaczej i sprzedać swoją wersję innym. Tylko zupełnie nie rozumiem dlaczego miałabym być zainteresowana opinią innych, jeśli o nią nie pytam. Sama też nie komentuję zaglądając innym do talerza, analizując ich błędy żywieniowe, oceniając styl życia, o którym tak naprawdę wiem niewiele.
Nie interesuję się życiem innych, bo mam swoje. Kieruję się swoimi wartościami, znam swoje oczekiwania i szukam rozwiązań, które odpowiadają moim potrzebom. Pracuję nad nawykami, staram się ulepszać swoje życie, ale wszelkie nowości i odkrycia naukowe traktuję z dystansem. Jeśli coś mi nie odpowiada, przechodzę obok tego obojętnie albo daję sobie czas na przemyślenie. Nie tracę go na rozkładanie tematu na czynniki pierwsze i dogłębną analizę z obcymi sobie ludźmi, bo pamiętam, że przy wcześniej pojawiających się rewelacjach często było tak, że to co dobre jednego dnia, następnego jest już dla nas szkodliwe (vide olej kokosowy). Nie komentuję, jeśli mnie nie dotyczy, nie tracę czasu i energii na zabieranie głosu, który niczego nie zmieni.
Zdrowy styl życia to nie tylko odżywianie, aktywność sportowa, sen i regeneracja. To również wszystko to co dzieje się w naszej głowie. Umiejętność radzenia sobie ze stresem, ale też eliminacja lub ograniczenie tego co ma toksyczny wpływ na naszą formę psychiczną. Kto ma o nią zadbać jak nie my sami? Korzystajmy z doświadczenia, które nabywamy w toku życia. Nauczmy się czasem odpuszczać – sobie i innym. Miejmy szacunek do siebie i innych. Nie ograniczajmy się, ale rozwijajmy tam gdzie służy to naszemu zdrowiu fizycznemu i psychicznemu.
Rozmawiajmy z ludźmi, wymieniajmy się wiedzą, ale nie toczmy dramy w internecie, że ktoś wybrał inny styl życia niż my. Nałóżmy czasem swój własny filtr na to co słyszymy i o czym czytamy. Skupmy się na swoim życiu. Żyjmy i dajmy żyć innym.
Taki mój mały apel.
Dołączacie?
Inne artykuły do poczytania:
„Proste zasady zdrowego odżywiania i dieta, do której zawsze chętnie wracam” (KLIK)
„Zdrowe jedzenie – jak się odżywiać, żeby nie zwariować?” (KLIK)
Fot. Pexels
* * *
Jeśli spodobał Wam się ten artykuł, możecie śmiało udostępnić go dalej. Jeśli się zgadzacie lub nie z tym co napisałam, też śmiało dyskutujcie. Pole na wpisanie komentarza jest Wasze 🙂
Jesteście ze mną na Facebooku i Instagramie?
Taka jest niestety Polska mentalność. Hejt zmarnował już życie wielu ludziom, które nie radzą sobie z krytyką, wyśmiewaniem i poniżaniem.
Ja sam nie jestem jakoś mega odporny na hejt, ale staram się zawsze wrzucić na luz i nie przejmować tym co kto o mnie myśli.
[…] „Zdrowy styl życia – drama w internetach” (KLIK) […]
Wydaje mi sie, ze w ogole zeby dzialac w sieci potrzeba przestac sie przejmowac drobiazgami i przepuszczac wszystko, co tu widzimy przez filtr zdrowego rozsadku i spokojnego dystansu do pewnych spraw.
Zdecydowanie tak. Do tego potrzebna jest pewność siebie, ale też gruba skóra. Nie wszyscy mają ochotę na konfrontację z obcymi sobie ludźmi, ale czasem trzeba się przełamać.
Podczas tych konferencji dla twórców internetowych, na które jeżdżę od lat, rozmawiam z ludźmi, którzy odnieśli sukces. Każdy z nich wątpił, miał hejterów, wzloty i upadki, popełniał błędy, ale cały czas się uczył. Taka droga też jest potrzebna do rozwoju, a częstokroć i do odniesienia sukcesu.
Olu, bo tu chyba wlasnie chodzi o to, ze kazdy chce sprzedac innym swoj „zdrowy” styl zycia i tu chodzi mi o slowo „sprzedac”, ale w takim sensie doslownym – wyciagnac z tego brzeczace monety i dlatego jest hejt, by utracic potencjalna konkurencje. Sama pisze o zdrowym stylu zycia, nie robie tego nachalnie, ani jakos przebojowo – a jednak zdarza mi sie taki w sumie „glupi”, choc wydaje mi sie, ze strategiczny hejt, kiedy probowalam ruszyc z cyklem live na fb, przyznaje odpuscilam sobie, bo od razu pojawil sie ktos, kto atakowal mnie i rozpraszal w trakcie nadawania na zywo… Czytaj więcej »
Beata, zawsze znajdzie się ktoś kto będzie próbował podważyć nasze kompetencje i zburzyć fundamenty, ale grunt to się nie poddawać. Zwątpienie w siebie i rezygnacja z własnych pomysłów to pożywka dla naszych przeciwników, konkurencji czy hejterów.
Przykro mi, że Ciebie to spotkało. Jesteś super babką z pomysłami, które realizujesz. Następnym razem przepuść to co złe przez swój własny filt. Masz ogromne doświadczenie i wiedzę, a to Twój atut nie do podważenia.
Oczywiście! Ja zawsze próbuję zrozumieć cudzą perspektywę i wydaje mi się, że mam w sobie dużo empatii. Chuj mnie tylko strzela jak widzę, samozwańczych specjalistów, którzy na podstawie włąsnego tylko przypadku radzą innym.
Fakt,jest tego pełno, ale ja mam takie sito z małymi dziurkami, które mało co przepuszcza 😉
Hejt jest bardzo realnym problemem, myślę, że część ludzi czuje się anonimowa, a wobec czego bezkarna w internecie, w związku z czym aż nadto śmiało wyraża swoje zdanie;)
O anonimowych hejterach nawet nie wspomniałam, bo to w ogóle jest gruby temat. Sęk w tym, że pod hejterskimi komentarzami są prawdziwi ludzie. Czasem zajrzę na ich profile i widzę dzieci, życiowe motta i zwyczajnych ludzi, więc nie wiem co siedzi w ich głowach, żeby tak jawnie pokazywać najgorsze cechy swojego charakteru. W sumie to mnie to nawet nie interesuje.
Też mi szkoda czasu na takie komentarze, ale jak widać niektórzy się tak dowartościowują. Z drugiej strony, nawiązując do Twojej znajomej, jestem przeciwna, żeby osoby, które mają słabe pojęcie na jakiś temat, pisały na ten temat artykuły. Sama często czytam blogi i to co ludzie czasem wypisują to straszne bzdury (pomijając już styl pisania). Niestety w świecie blogosfery każdy chce być ekspertem od wszystkiego, a tak się nie da.
Sęk w tym, że dziewczyna pisała o tym na czym się zna, co sama przetestowała i odniosła się do swojego doświadczenia pisząc jednak w sposób, który w żaden sposób niczego nikomu nie narzucał. Nie powoływałabym się na zły przykład.
Niemniej jednak, abstrahując od tego przypadku, zgodzę się z tym, że na blogach jest mnóstwo „ekspertów” i to od wszystkiego, więc tak jak napisałam w artykule warto przepuszczać to co czytamy przez swój własny filtr.
Spokojna :D.Rzadko słyszę/czytam o sobie takie rzeczy :). Fajnie to opisałaś, bo muszę przyznać, że na początku dotknęły mnie te komentarze, ale potem zastanowiłam się nad tym i doszłam do podobnych wniosków :). Pozdrawiam <3
Mnie takie komentarze również ruszają tylko w chwili czytania (każdego ruszają jak to przyznała Ania Makowska na swojej prelekcji), ale po chwili przychodzi jednak refleksja, że to z ludźmi jest coś nie tak skoro nie znając osoby atakują ją personalnie i to niskich lotów określeniami. No i odniesienia do merytoryki ja tam za wiele nie dostrzegłam.