
30 sty Podróże uszczęśliwiają, a ja wymyśliłam sobie marzenia, które mnie do tego szczęścia przybliżają
„Wszyscy musimy mieć jakieś marzenia. I nadzieję, że możemy osiągnąć coś więcej, niż mamy.”
Cecelia Ahern
Badania pokazują, że podróżowanie i towarzyszące im emocje oraz przeżycia pozytywnie wpływają na nasze zdrowie. Okazuje się, że podróże uszczęśliwiają nawet bardziej niż inne ważne wydarzenia w życiu i że już samo ich planowanie daje moc szczęścia.
Ja wiem o tym od dawna, dlatego tak często organizuję sobie różnego rodzaju wyjazdy. Nawet krótkie weekendowe wypady bardzo dużo mi dają i dlatego dzielę się z Wami nie tylko miejscami, w których bywam, ale też emocjami, które są ich nieodłącznym elementem.
Tu możecie poznać moją ostatnią listę marzeń:
– „Moja nowa lista marzeń” (KLIK)
Dziś jednak o dalekiej podróży, którą wymyśliłam sobie rok temu.
Wymyśliłam sobie marzenia, które właśnie spełniam
Moje marzenie – wyprawa do Wietnamu
Wymyślanie marzeń jest proste. Trudniejsza jest ich realizacja. Jednak jest możliwa, jeśli marzenie jest realistyczne i na tyle ekscytujące, że zrobimy wszystko, żeby je spełnić. Wszystko to znaczy wszystko. Począwszy od zaplanowania marzenia krok po kroku, aż po zebranie funduszy na ich realizację. Czasami wymaga to ogromu pracy, którego nie widzi nikt inny poza nami, ale zawsze znajdzie się ktoś kto powie nam, że należymy do totalnych szczęściarzy, bo nasze marzenie spadło nam przecież z nieba. Nie wspominając o pieniądzach.
„Ty naprawdę nie rozumiesz, prawda? – rzekła. – Ja wcale nie chcę wszystkiego, czego pragnę. Nikt tego nie chce. Nie tak naprawdę. Co to za zabawa dostawać wszystko, o czym się marzy, tak po prostu? Wtedy to nic nie znaczy. Zupełnie nic.”
Neil Gaiman
Nie wszystkie marzenia udaje mi się spełniać, ale realizacja chociażby części z nich sprawia, że wymyślam kolejne, trudniejsze, wymagające mojego większego zaangażowania. Im trudniej tym ciekawiej, w myśl powiedzenia: „Jeśli jest ci ciężko, to znaczy, że idziesz w dobrą stronę.”
Przy okazji dążenia do swojego celu, lepiej siebie poznaję, pokonuję swojej kolejne bariery, uczę się pokory i cierpliwości, której czasem mi brakuje i tego, że na wszystko muszę zapracować sama.
Jednym z moich podróżniczych marzeń od zeszłego roku, czyli od czasu powrotu z Kambodży, była wyprawa do Wietnamu. Znacie genezę jej powstania, bo pisałam o tym m.in. w artykule: „Pojedź ze mną na esencjonalną wyprawę do Wietnamu” (KLIK), więc nie będę powielać treści.
Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile emocji i myśli, w tym wątpliwości, towarzyszyło planowaniu i organizacji tego wyjazdu.
27 października 2019 roku z drżącą ręką i przyśpieszonym biciem serca kliknęłam przycisk „Opublikuj”, kiedy po raz pierwszy wypuściłam informację o swoim wyjeździe, który zorganizowałam nie tylko dla siebie, ale też dla czytelników bloga.
Udało się. Wyjazd praktycznie dopięty jest na ostatni guzik, mam wspaniałą grupę, podpisane umowy, wpłacone zaliczki, kupione bilety lotnicze i pozostałoby spokojne czekanie, gdyby nie kolejna przeszkoda.
Od kilkunastu dni szaleje już nie tylko w Wuhan w Chinach, ale również roznosi się po całym świecie koronawirus. Po pierwszych szokujących doniesieniach zachowujemy względny spokój, bo wiemy, że na chwilę obecną nie możemy zrobić nic więcej poza czekaniem na rozwój wypadków, obserwacją tego co się dzieje i nadzieją, że jednak wszyscy polecimy.
Cóż, marzeniom często towarzyszą nie tylko ekscytacja, ale też niepokój. Ja jednak na chwilę obecną cieszę się z tego, że marzenie o wyprawie do Wietnamu nie zostało tylko i wyłącznie moim marzeniem na papierze – i oby nie zostało – bo wierzcie mi, miałam sporo z nim pracy, żeby doprowadzić je do tego momentu. W związku z tym wciąż mam nadzieję, że 25 lutego br. będę mogła osobiście powitać całą swoją grupę na lotnisku Chopina w Warszawie, a do Was napisać – trzymajcie kciuki za naszą wyprawę po marzenia!
Moje marzenie – fantastyczna wyjazdowa grupa
W momencie ogłaszania wyprawy do Wietnamu, moim marzeniem było, żeby uzbierała się pełna grupa. Robiłam to po raz pierwszy i nie miałam pojęcia jak to wyjdzie.
Po kilku godzinach od publikacji wpisu, miałam więcej zgłoszeń niż miejsc na wyprawę, ale wiedziałam też, że po pierwszym entuzjazmie, swoje oblicze pokaże proza życia i nie wszyscy będą mogli pozwolić sobie na wyjazd.
Na szczęście stan na dziś to pełna 15-osobowa grupa i ta grupa to jest sztos!
Mam nadzieję, że będę mogła Wam ją przedstawić, bo ściągnęłam na siebie cudowne i otwarte na przygodę osoby, które są gwarancją tego, że naszemu wyjazdowi będzie towarzyszyła bardzo dobra energia i fajne przeżycia. Nasze marzenie będziemy realizować wspólnie przez 2 tygodnie i mamy wobec niego naprawdę duże oczekiwania.
Tak na marginesie to jesteśmy nieźle ustawieni, bo w grupie mamy m.in. 2 lekarzy, 4 farmaceutów, terapeutę, 2 fotografów i filmowca, ale to nie wszystko. O reszcie powiem Wam podczas wyjazdu.
Moje marzenie – ludzie, którzy zaprojektowali tę podróż specjalnie dla mnie i dla tych, którzy podobnie jak ja, chcą świadomie podróżować
Myślę, że to, że moja wyjazdowa grupa jest taka fajna, jest zasługą również programu i celu wyprawy, którą zaprojektowali na podstawie naszych rozmów Filip i Wojtek, czyli Foodkrywcy. Jestem naprawdę szczęśliwa, że z nimi współpracuję, bo nie tylko świetnie się rozumiemy, ale mamy też podobne podejście do podróżowania. Z Foodkrywcami poznaliśmy się bliżej podczas zeszłorocznej 2-tygodniowej wyprawy po Kambodży.
Wszyscy lubimy podróżować świadomie, a mi dodatkowo zależało na tym, żeby wyprawie do Wietnamu towarzyszyły również wartościowe przeżycia.
O tym co rozumiem przez świadome podróżowanie pisałam we wpisie:
– „Świadomy styl życia to również świadome podróżowanie. Co to oznacza w praktyce?” (KLIK)
Moje marzenie – masa nowych, mocnych i wartościowych przeżyć
Kolejnym moim marzeniem było to, żeby wyprawa do Wietnamu była nie tylko ciekawa i ekscytująca, ale też esencjonalna, czyli pełna wartościowych wrażeń. Krótko mówiąc, ma być również mądrze i pożytecznie.
Sama podróż to już spora dawka endorfin, ale naszej wyprawie będą towarzyszyć też pozytywne i mocne, choć nie zawsze łatwe emocje. Czeka nas nie tylko zwiedzanie popularnych turystycznych miejsc, ale też dużo przemieszczania się w trakcie całego wyjazdu różnymi środkami komunikacji (lokalny samolot, nocny pociąg, statek, łodzie, rowery, mototaxi, może skutery), wizyta w sierocińcu, sprzątanie małej części świata, poznanie trudnej historii Wietnamu i przyjrzenie się jak żyją na co dzień jego mieszkańcy.
Tę podróż cechuje przede wszystkim duża różnorodność, dlatego wierzę, że wyniesiemy z niej mnóstwo ciekawych wspomnień. A Wam pokażemy co nieco na Facebooku i całkiem sporo na Instagramie, a w szczególności na Insta Stories w wyróżnionym albumie „Wietnam 2020” -> tutaj.
Moje marzenie – wspomnienia, które popchną mnie do planowania kolejnych podróży
To właśnie na wspomnieniach bazujemy planując kolejne podróże. Ja swoje marzenia kreślę w głowie już w drodze powrotnej do domu, a perspektywa ich planowania i realizacji bardzo pomaga w przystosowaniu się do rzeczywistości po powrocie z podróży.
Poza tym, podczas całego pobytu, a potem długiego lotu do domu, powstają nowe pomysły, a podzielenie się swoimi spostrzeżeniami z innymi uczestnikami podróży sprawia, że nasze marzenia ewoluują i stają się jeszcze bardziej realistyczne.
Ja jeszcze nie wyjechałam do Wietnamu, a już mam pomysł na kolejną fantastyczną i daleką wyprawę w świat. Nie mogę Wam jeszcze powiedzieć co to za kierunek, ale Wy możecie mnie z tego marzenia rozliczyć w przyszłym roku.
Krótka historia zdjęcia, które wybrałam do tego artykułu
Wiecie co przedstawia główne zdjęcie i dlaczego akurat wybrałam właśnie je? Bo jest to moje kolejne marzenie, które mam okazję zrealizować w trakcie wyjazdu do Wietnamu.
W Wietnamie jest pewien most widokowy tzw. Golden Bridge, który podtrzymują dwie olbrzymie dłonie. Z tego mostu, który zawisł na wysokości 1400 metrów, rozpościera się niewiarygodnie piękny widok na okoliczne szczyty i doliny. Nie mamy go w programie naszej wyprawy, ale ja już wszystko sprawdziłam – jego lokalizację i sposób dotarcia do niego i okazało się, że będziemy tylko 2h pociągiem lub 46 minut samochodem od tego miejsca. Może uda się zmienić plany albo inaczej zaplanować czas, może trzeba będzie z czegoś zrezygnować, żeby tam dotrzeć. Jak to z marzeniami – trzeba troszkę się postarać i dokonać odpowiednich wyborów. Zobaczymy jak mi się to uda, bo choć zdrowego rozsądku mi nie brakuje, jestem też uparta i lubię doprowadzać swoje marzenia do końca.
Pisaniu tego artykułu towarzyszył mi utwór Haevn „The Sea”. Do posłuchania tutaj i poniżej. Na pewno usłyszycie go jako podkład muzyczny w filmikach z Wietnamu, które będę publikować na Insta Stories na moim instagramowym profilu -> tutaj.
To może teraz Wy zdradzicie swoje podróżnicze marzenia?
Ja mam kilka kierunków, które chciałabym zrealizować jeszcze w tym życiu, ale może moja wyobraźnia nie poniosła mnie tam gdzie Was? Czekam na Wasze inspiracje.
Fot. Unsplash
[…] „Podróże uszczęśliwiają, a ja wymyśliłam sobie marzenia, które mnie do tego szczęścia … […]
[…] „Podróże uszczęśliwiają, a ja wymyśliłam sobie marzenia, które mnie do tego szczęścia … […]
[…] „Podróże uszczęśliwiają, a ja wymyśliłam sobie marzenia, które mnie do tego … […]
W tym roku spełniam swoją podróż marzeń. Gdańsk, Łódź, Katowice i Gliwice. W Gliwicach byłem zaledwie parę godzin w życiu, w Gdańsku turystycznie z 8 lat temu już, Katowic nie znam zupełnie. A Łódź uwielbiam i na urlopy mogę tam jeździć kilka razy w roku. Podróż oczywiście w pełnym reżimie sanitarnym. Później marzy mi się jeszcze Toruń i znowu Łódź.
Kocham Łódź, bo to moje miasto. Tam m.in. się wychowałam i tam czuję się jak u siebie.
Polecam też piękny Wrocław i Poznań. Trójmiasto wiadomo – cudowne.
Niech się spełni Twoje marzenie, a potem jeszcze rozwinie 🙂
Trochę mi to przypomina mój samotny wyjazd do Hiszpanii. Każdy mi mówił, że jak mogę jechać sama i że to straszne itd. A ja nie dość, że pojechałam sama, zorganizowałam wszystko, to i był to mój pierwszy wyjazd za granicę i lot samolotem. Bardzo dobrze wspominał tą wyprawę ? Mam nadzieję, że niedługo uda mi się tam wrócić
Brawo dla Ciebie. Ja do takiej samotnej podróży dopiero dojrzewam, być może nawet dojrzałam, a jest to dla mnie duże wyzwanie, bo jestem zwierzęciem stadnym i czerpię ogromną przyjemność z wyjazdów z innymi ludźmi.
No ale słowo się rzekło (przed samą sobą na razie) i bardzo chciałabym ten cel zrealizować.
Marzę o podróży do Stanów, mam nadzieję że uda mi się je spełnić….
Choćby małymi kroczkami, warto dążyć do realizacji swoich marzeń. Trzymam kciuki, żeby się udało.
A najlepsze jest to, że nie boisz się sięgać po marzenia. Za to Cię podziwiam!
Gdybym się ich bała, to bym ich nie doświadczała, a każde nowe doświadczenie pokazuje mi, że warto się o nie postarać 😉
Pozdrawiam Aniu.
Nie moge się doczekać Twoich relacji z tego wyjazdu!:D
Będą. Będą piękne relacje, bo ich robienie sprawia mi przyjemność i sama do nich często wracam. Poza tym będą ze mną 2 fotografki i pilot, który filmuje, więc myślę, że powstanie cudny materiał. Już niedługo 🙂
Mam bucket listę na której jest sporo ciekawych miejsc które planuje odwiedzić, to zdecydowanie pcha do przodu i napędza do działania 🙂
Nie pochwalisz się jakie kierunki Cię najbardziej pociągają.
Fajnie jest się rozmarzyć 😉
Całkowicie się zgadzam, że już samo planowanie podroży dostarcza dużo przyjemności. Pewnie dlatego, że wyobrażamy sobie, że już tam jesteśmy☺. Ja gorąco polecam Azory, jedną z naszych ostatnich podroży, może nie tak egzotycznych jak Azja, ale równie inspirującą☺. Pozdrawiam serdecznie!
Właśnie tak. Planowanie do połowa przyjemności 😀
Azory wyglądają przepięknie.
Oby wam się udało, bo pięknie opisałaś swoje marzenie. Ta korona wszystkim krzyżuje plany, u mnie miały być Filipiny i tez nie wiem jak będzie. Gratuluje zebrania fajnej grupy, to podstawa.
Wielu z moich znajomych podróżuje w tej chwili po Azji i okolicach, trochę mnie uspokoili, ale śledzimy rozwój wypadków i jesteśmy dobrej myśli. Koronawirus i inne wirusy są już dzisiaj zagrożeniem praktycznie wszędzie, więc to kwestia zabezpieczenia się i szczęścia. No i odporności organizmu.
Fajnie się czyta
Zdjęcie główne zwala z nóg! Koniecznie muszę zobaczyć to miejsce na żywo!