
07 mar Uważność we dwoje. 3 cechy, które wzmacniają związek w trudnym czasie
„Ważne jest, abyś zachował zdolność przeżywania, aby istniały rzeczy,
które mogą cię zadziwić, wywołać wstrząs.
Ważne jest, aby nie dotknęła cię straszna choroba – obojętność.”
Ryszard Kapuściński
Ten cytat ujął mnie swoją prawdziwością i celnością co do istoty podtrzymywania iskry, szczególnie w wieloletnim związku i stał się moją inspiracją do zrealizowanej 2 dni temu nietypowej randki z mężem, do której, jak wiecie, przygotowywałam się ponad 2 miesiące.
Ostatni, pandemiczny rok, który przysporzył nam wielu trosk, ale też nowych przeżyć i wystawił na wiele prób, wciąż skłania do refleksji i uważnego przyjrzenia się temu co się wydarzyło i co ma nadal wpływ na nasz związek.
Wymyślając temat tego wpisu nie zamierzałam jednak pisać o oczywistych oczywistościach, takich jak wzajemne uczucie, bliskość, troska, wsparcie, dzielenie się odpowiedzialnością, szacunek, zaufanie czy zaskakiwanie partnera. Chciałam natomiast zwrócić uwagę na rzeczy, które moim skromnym zdaniem, mają dość znaczący wpływ na budowanie i wzmacnianie więzi między dwojgiem ludzi w trudnych chwilach, czasie pełnym wyzwań i zmian, które zachodzą w nas samych, a pandemia i wszystko co z nią związane niewątpliwie do takiego czasu należą.
Patrzenie w jednym kierunku, ale każde swoimi oczami, a uważność
Niedawno przeczytałam, że określenie „być jak dwie połówki jabłka czy pomarańczy” jest totalną bzdurą i zupełnie nie o to chodzi w związku.
Wierzę w porozumienie dusz, wierzę w przyjaźń między kobietą i mężczyzną, wierzę we wzajemne uzupełnianie się i to, że przeciwności się przyciągają, bo szukają w drugiej osobie tego czego nie mają w sobie. Ale zgoda i patrzenie w jednym kierunku to nie ślepe podążanie za partnerem, naśladowanie go jak małpka i wtórowanie mu „na wszelki wypadek” lub co gorsza wbrew swoim przekonaniom, w obawie przed niezgodą czy utratą partnera.
Żyjemy razem, ale jesteśmy odrębnymi jednostkami, inaczej odbierającymi świat i problemy, ale mającymi też wpływ na naszą relację tym co możemy dać od siebie. Szczególnie w chwili kryzysu, bo każdy z nas inaczej na ten kryzys zareaguje, a różnice między nami mogą przyspieszyć jego zażegnanie. Do tego trzeba jednak uważności, dojrzałości, pewności, odwagi, otwartości i poszanowania odmienności drugiej osoby.
Czy musimy więc być do siebie podobni? Ależ nie.
W takim razie czy to wyklucza, że do siebie pasujemy? Wręcz przeciwnie. Nasza odmienność może być dla drugiej strony fascynująca, inspirująca i motywująca do pracy nad sobą, związkiem czy rozwiązaniem problemu. Chodzi o to, żeby każde z nas tworzyło cudowną w swojej indywidualności całość, czuło, że wnosi do relacji coś niepowtarzalnego i innego niż druga strona.
Związek to nie walka o siebie. Nie chodzi również o trzymanie się i partnera na siłę. To wspólna wizja, do której mogą jednak prowadzić różne ścieżki.
Szczerość, otwartość i bycie sobą, a uważność
Szczerość i otwartość to podstawa w związku. Bez nich nie wyobrażam sobie zdrowej relacji, szczególnie, że cechy te mam wpisane w charakter.
Pisząc o szczerości i otwartości mam również na myśli bycie w pełni sobą, otwarte rozmawianie o emocjach, rozterkach, potrzebach i oczekiwaniach. Szczególnie jeśli stajemy w obliczu wyzwań czy problemów. W moim świecie ukrywanie czegokolwiek, bo „się wstydzę”, bo „nie wypada”, bo „a co jeśli” mija się z sensem trwania w związku. Również zatajanie czegoś rzekomo „dla dobra” drugiej osoby jest nie tylko jej okłamywaniem i byciem nie fair, ale też oszukiwaniem siebie i chowaniem swojego prawdziwego ja. Nie wyobrażam sobie, żebym nie mogła powiedzieć mężowi o wszystkim co chcę powiedzieć czy że boję się wyrazić swoje, choćby najbardziej kontrowersyjne zdanie. No ale wiem też, że mogę sobie na to pozwolić, że wypracowaliśmy taką relację, w której czuję się bezpieczna, wysłuchana i akceptowana.
Zostałam też nauczona, że szczera i uważna rozmowa, choćby nie wiem jak wstydliwych czy trudnych dotyczyła tematów, pomaga lepiej zrozumieć się nawzajem, tworzy silniejszą więź, buduje zaufanie i spokój, ułatwia rozwiązywanie problemów, oczyszcza atmosferę. Przemilczane swoich pragnień zatruwa wspólne życie, psuje relacje i jest źródłem naszego niepokoju czy wewnętrznych zahamowań. Nie wyobrażam sobie tłumić w sobie tego co przeżywam, czego pragnę, co mnie uwiera, bo prędzej czy później wyjdzie to na wierzch w postaci frustracji, zaniżonego poczucia własnej wartości czy zepsutej lub mało klarownej relacji.
Milczenie i niesłuchanie siebie nawzajem szkodzą miłości, a zamknięte usta czynią nas biernymi.
I jeszcze jedno. Nie myślcie, że szczerość i otwartość obdziera nas z tajemniczości. Jedno nie wyklucza drugiego, czego najlepszym przykładem jestem ja i mój mąż, który wciąż odsłania przede mną swoje nowe oblicze i pomimo wielu lat znajomości zaskakuje czymś czego bym się po nim nie spodziewała. I vice versa. Wracamy do cytatu z początku artykułu.
Czy mam swoje „małe tajemnice”? Ależ oczywiście, ale pozostają one bez wpływu na związek albo są przejściowe. W momencie kiedy zaczynają dotyczyć obu stron, przestają być tajemnicą, a stają się przedmiotem szczerej rozmowy.
Swoboda i poszanowanie własnej przestrzeni, a uważność
Każdy z nas jest inny i każdy potrzebuje swojej własnej przestrzeni, nawet jeśli ma silnie zakorzenioną potrzebę bycia blisko drugiej osoby.
Wspólny spacer, trening, wyjście do znajomych, weekendowy wypad, kolacja, film na Netflixie – to wszystko jest ok. Ale ok jest też kiedy każdą z tych czynności wykonujemy oddzielnie, bo tego akurat potrzebujemy. Nie jesteśmy połączeni pępowiną i jeśli druga strona ma ochotę spędzić czas oddzielnie, to nie ma w tym nic niepokojącego.
Podobnie jest z pasjami i zainteresowaniami. One nie muszą być zbieżne z tym, co lubi robić nasz partner. Niezbędna natomiast jest akceptacja i uszanowanie tego, że druga strona chce poświęcić czas sobie i swojemu rozwojowi, bo jako odrębna jednostka potrzebuje czasem pobyć sama ze sobą, „przepracować” problemy, określić swoje zmieniające się potrzeby, odkryć nowe ja. Do tego potrzebna jest cisza i uważne skupienie.
Warto mieć też na uwadze to, że siła przyzwyczajenia i uzależnienia od partnera może być tak duża, że do związku niezauważenie wkrada się rutyna, która utrudnia wzajemne odkrywanie się i rozwijanie relacji. Stanowiąc cień partnera i podążając za nim jak ćma, nie wniesiemy do związku nic nowego, bo przestajemy być sobą, a stajemy się marną kopią drugiej osoby.
Najgorsza jest jednak sytuacja, kiedy jedna ze stron ogranicza wolność drugiej osobie i zbyt mocno ingeruje w jego prywatność. I nie mam tu nawet na myśli terroryzowania sobą drugiej osoby, ciągłego podejrzewania jej, szpiegowania, sprawdzania wiadomości w telefonie, grzebania w rzeczach czy przeglądania aktywności w mediach społecznościowych, bo to jest totalne nieporozumienie, ale zwykłego okazywania drugiej osobie braku zaufania do niej i szanowania jej odrębności. To niestety prosta droga do narastania wzajemnych uprzedzeń i potencjalnych konfliktów, co skutkuje oczywiście mniejszą szczerością, otwartością i bycia sobą. o których pisałam wyżej. A jak można być w pełni sobą i polegać na drugiej osobie, kiedy mierzymy się z problemami, ale obawiamy się podzielić się swoimi rozterkami z partnerem?
Wolność wyboru, bycia w pelni sobą, a także całkowita akceptacja drugiego człowieka, jest wyrazem szacunku, zaufania i głębokiej z nim więzi.
„Ja ci daję wolność i nigdy nie będę ci jej ograniczać.
Inaczej byłoby to zaprzeczeniem mojej miłości i zaufania do ciebie.”
„Miłość nie może być kontrolą ani żądaniem.
Miłość jest wtedy, gdy dajesz człowiekowi wolność wyboru, a on wybiera ciebie… każdego dnia.”
Na koniec słowo o jednej z głównych potrzeb człowieka – tworzeniu szczęśliwego związku.
Czy można mieć pewność, że nasz związek przetrwa każdy trudny moment? Niekoniecznie. Nawet jeśli udało nam się pokonać dotychczasowe kryzysy, nigdy nie możemy być pewni (nie mylić z wiarą) tego, że każdy kolejny zakończy się sukcesem jak poprzedni. Wszak zmieniamy się my, nasze potrzeby i okoliczności. Pod wpływem przeszkód i wyzwań zmienia się całe nasze życie.
Czy warto zatem zrobić wszystko, żeby pokonać problemy? Odpowiedź jest nazbyt oczywista. Tylko nasze obopólne starania pokażą na ile zależy nam na naprawie i wzmacnianiu związku lub budowaniu go na nowo w zupełnie nowych warunkach i z nowym doświadczeniem.
Zauważcie, że nigdy nie kuszę się na używanie w swoich tekstach górnolotnych określeń typu „idealny związek”. Zapomnijcie o ideałach, twórzcie swój własny, niepowtarzalny związek oparty na zdrowej, partnerskiej i szczerej relacji, a nie ideałach wyczytanych w internecie. Kochajcie się, ale w sposób, który jest zaufaniem, pewnością i spokojem.
Aż chciałoby się powiedzieć: A jeśli wzięłaś królewicza, z królewiczem się woź. Byleś obudziła się na czas i była szczęśliwa. I pamiętaj – to działa w obie strony księżniczko.
Nic nie jest dane raz na zawsze. Praca nad związkiem to codzienna praca i może być bardzo przyjemna, a jeśli uznacie, że została zakończona to jest to moment, w którym kończy się również Wasz związek.
Coś byście dodali od siebie?
Fot. Pexels
Podoba mi się myśl: Patrzenie w jednym kierunku, ale każde swoimi oczami. Dać komuś wolność i nie zmuszać do swojego zdania. Praca nad związkiem wymaga wysiłku dwóch stron.
[…] Conscious Traveler i którego specjalnej techniki oddychania uczyliśmy się podczas naszych Warsztatów dla Kobiet. Tu znajdziecie link do strony Wima Hofa -> KLIK, tu artykuł wyjaśniający jego metodę […]
Może nie jako spec a bardziej obserwator widzę, jak ważne kwestie poruszyłaś, zwłaszcza z tym poszanowaniem wolności partnera. Generalnie stworzenie stabilnej i wartościowej relacji z drugim człowiekiem to bardzo trudna sprawa imo.
I na pewno wymaga czasu, wielu wspólnych i RÓŻNYCH doświadczeń.
Ja pomimo spokoju i stabilizacji w związku, od początku jego istnienia przyjęłam zasadę, że niczego nie można być w życiu pewnym. Mój mąż to wie, ja to wiem i to nas uspokaja 😉
Poza tym oboje rozumiemy, że związek to nieustanna praca nad nim. Jak jest za łatwo, jest też nudno. Trzeba pasji,ciekawości i otwartości, żeby relacja stawała się z biegiem czasu ciekawsza niż wcześniej.
Podpisuję się pod Twoimi słowami obiema rękami!
Pięknie to napisałaś, bardzo szczerze,prawdziwie.
Bo jak zawsze – prosto z serducha 🙂
Zgadzam się bardzo! Zwłaszcza z tymi słowami o milczeniu 🙂