24 sty Trzeba nam więcej dystansu i szukania pozytywów. Zacznijmy żyć intencjonalnie. Część I
Wiem, irytujący w obecnej rzeczywistości tytuł, ale korzystam ze spokoju, który we mnie wstąpił i zapewniam Was, że jak zobaczycie u mnie artykuł pt.: „Wystrzeliłam się w kosmos. Nie wracam.” to będzie znak, że ów spokój mnie opuścił.
Czas jest trudny, więc i mnie dopada często emocjonalny rollercoaster, ale to właśnie on sprawia, że nie ustaję w poszukiwaniu sposobów na poprawienie swojego samopoczucia. To ono ma wpływ na to jak pracuje moja głowa i ciało, w jakiej jestem kondycji danego dnia, na ile jestem odporna na przeciwności, czy jestem wystarczająco efektywna, jakie relacje utrzymuję z otoczeniem i rodziną, tudzież w jakich barwach postrzegam najbliższą przyszłość.
W listopadzie napisałam artykuł o emocjonalnym liftingu i konkretnych sposobach na to jak poprawiam jakość swojej codzienności w czasie pandemii (znajdziecie go tutaj i poniżej), a dziś chciałabym dodać do niego jeszcze jeden ważny punkt, który tak naprawdę jest podstawą wszystkiego – chodzi o dobre, właściwe, pozytywne podejście do życia i siebie. Szczególnie wtedy, kiedy jest trudno i „siada” nam głowa.
Emocjonalny lifting, czyli jak budować swoją siłę i spokój w trudnych czasach
Motywacją do napisania tego artykułu były dla mnie dwie rzeczy.
Po pierwsze live na Instagramie z Joasią Rek-Faber Kropka Mocy, podczas którego rozmawiałyśmy o tym jak dobrze rozpocząć nowy rok, jak wejść w niego z bagażem emocji i doświadczeń z 2020, jak wspierać innych, kiedy sami wsparcia potrzebujemy, jak wydobyć z siebie supermoce i czy warto jeszcze cokolwiek planować.
Kiedy podejmiemy próbę podsumowania ile dobrych rzeczy wydarzyło się pomimo pandemii i wszystkiego co jest z nią związane, okazuje się, że jest tego sporo, a my jesteśmy w stanie wydobyć z siebie naprawdę dużo optymizmu.
Po drugie Wasze reakcje i wiadomości w trakcie i po live’ie mówiące o tym, że tego właśnie potrzebowaliście tamtego dnia, a nasze podejście przydałoby się w wiele innych dni, kiedy wyparowuje z Was dobra energia. Przyznacie, że było optymistycznie i energetycznie, ale myślicie, że chodzę cały czas taka nakręcona jak podczas naszej rozmowy na żywo? Otóż, podobnie jak większość z Was, miewam różne dni, dopadają mnie różne nastroje, wątpliwości, smutki i emocje, które czasem są trudne do okiełznania. Ludzka rzecz, aczkolwiek momentami dość wyniszczająca, na szczęście też mijająca.
Dlatego dziś chciałam podzielić się z Wami kilkoma wnioskami, które nasunęły się po rozmowie, którą możecie obejrzeć i odsłuchać na moim kanale IGTV lub jako post na Instagramie (link tutaj).
Intencje do świata:
– zacznijmy myśleć pozytywnie
– cieszmy się chwilą i drobiazgami
– pielęgnujmy dobre wspomnienia
– praktykujmy wdzięczność
– odpoczywajmy tak jak lubimy
– korzystajmy z życia
– bądźmy szczerzy i otwarci
– okazujmy sobie nawzajem szacunek i wsparcie
„Bądź dobrej myśli, bo po co być złej”
Najłatwiej byłoby wdrożyć w życie słowa Stanisława Lema, ale jak to zrobić, kiedy życie dokopuje, a my nie mamy siły dźwigać jego ciężaru? Z racji tego, że centrum dowodzenia naszymi myślami i czynami znajduje się w naszej głowie, warto przyjrzeć się temu co się w niej dzieje, a jeśli dzieje się źle, to postanowić sobie, że najwyższy czas to zmienić. I żeby było jasne – to proces, który nie tyle wymaga specjalnych umiejętności, ile czasu, cierpliwości, dobrych chęci i wewnętrznej siły.
Dziś kilka przykładów tego co sami sobie robimy vs. co zrobić moglibyśmy nie tylko dla siebie, ale też dla innych.
W kolejnym artykule trochę o odpuszczaniu, nadziei, miłości i wysyłaniu dobrych sygnałów do świata.
Toczymy walkę z wielkimi troskami, zamiast cieszyć się drobiazgami
Pandemia sprawiła, że żyjemy w permanentnym stresie. Trwa to na tyle długo, że nauczyliśmy się z nim funkcjonować, ale jeśli nie zarządzimy nim odpowiednio, zabije w nas to w co zostaliśmy naturalnie wyposażeni – wewnętrzną radość.
Skoro „męczymy” duże tematy, dlaczego mielibyśmy odrzucać to co małe, a znacznie bardziej wartościowe? Spójrzcie na ubiegły rok i uczciwie odpowiedzcie sobie na pytanie: Czy spotkało mnie więcej złego czy dobrego? Pomyślcie nie tylko o rzeczach, które udało Wam się zrealizować, ale też prostych, codziennych czynnościach, zdarzeniach, słowach, gestach, nowych znajomościach, odświeżonych starych kontaktach, nowych nawykach – wszystkim co może być źródłem Waszej radości i satysfakcji. Zapewniam Was, że taka lista jest nieskończenie długa. Trzeba tylko zacząć kreślić ją w głowie i przestać trwonić swoją energię na to co złe.
Rozpamiętujemy złe rzeczy i doświadczenia, zamiast budować swoją siłę na tym co przeżyliśmy dobrego
Zeszły rok, począwszy od stycznia, kiedy pandemia nawet nie przeszła mi przez myśl, ale kiedy zmagałam się z bezsennością (zajrzyjcie do mnie we wtorek, 26 stycznia, na Facebooka), był dla mnie czasem, w którym zmierzyłam się nie tylko ze swoimi emocjami, słabościami i wieloma wyzwaniami, ale kiedy doświadczyłam też nowych dla mnie rzeczy. Wszystko to razem nadało nowy sens mojemu życiu, zmieniło sposób myślenia i postrzegania wielu spraw. Przeglądam kalendarz i telefon, w którym zarejestrowane zostały wszystkie lepsze i gorsze chwile i myślę sobie, że zarówno jedne, jak i drugie były potrzebne do mojej wewnętrznej metamorfozy, a teraz mogę na nich budować swoją siłę. Uśmiecham się do tych lepszych oczywiście i to je częściej wyciągam z pamięci, kiedy potrzebuję.
Wściekamy się na życie, kiedy jesteśmy zmęczeni, zamiast pozwolić organizmowi odpocząć
Ten punkt to moja osobista satysfakcja. Dzięki pandemii nauczyłam się jeszcze lepiej dbać o siebie, na pewno dużo więcej wypoczywać i poświęcać czas na tematy pozornie przyziemne, a które są niezbędne do regeneracji organizmu. Życie zdalne (praca i nauka) pomogły nam wypracować słynny, a niekiedy nieosiągalny wcześniej balans pomiędzy życiem prywatnym i zawodowym. Dziś bez problemu stawiam granicę między jednym, a drugim, choć praca w domu to mój model od wielu lat, ale wcześniej nie byłam aż tak elastyczna i zdeterminowana, żeby zrobić sobie np. dzień czy dwa całkowicie offline.
Ograniczamy swoje ciało, zamiast wykorzystać je do skakania, biegania, tańczenia, wariowania
Leżenie na kanapie z książką czy oglądanie filmu, sączenie wina przed kominkiem samotnie rozmyślając lub tocząc długie rozmowy z drugą osobą czy dłuższy sen o poranku to nie grzech, lecz potrzeba organizmu. Warto jednak i w tej kwestii zachować równowagę mobilizując się do aktywności, niezależnie od tego czy jest to ruch na świeżym powietrzu, spontaniczny taniec (ja lubię np. podczas porannego krzątania się, gotowania, przerw w pracy czy wieczorem) czy cokolwiek co nas aktywuje. Nasze ciało lubi ruch, radość i wariactwa, a głowa wszystko to co z tego wynika – najczęściej dobry nastrój.
Zakładamy ciepłe buty, zamiast pobiegać czasami gołymi stopami po śniegu
Ja wiem, że niektórych przeraża perspektywa postawienia gołej stopy na śniegu, podobnie jak morsowanie, ale zapytajcie tych, którzy to robią jak to wpływa na ich samopoczucie, nie mówiąc o zdrowiu. Jak wiecie morsuję od kilku lat razem z młodszą córką i obie to uwielbiamy, bo mówiąc kolokwialnie – robi to nam dzień. Po tych aktywnościach czujemy się szczęśliwe, pełne energii i wewnętrznie rozgrzane. I mówię to nie jako ciepłolubny człowiek, lecz zmarzluch. Wspominałam o tym ostatnio w relacjach na Instagramie, gdzie znajdziecie również wyróżniony album ze zdjęciami i filmikami z morsowania. Dla zachęty kliknijcie tutaj.
Nowy projekt #mójpierwszyraz. Kąpiel zimowa, czyli morsowanie (1 z 12)
Karmimy głowę złymi emocjami, zamiast czyścić ją i wypełniać ciszą
Nic tak nie pomaga w dzisiejszym świecie jak cisza, ale za jej pojawienie się w naszej głowie odpowiadamy MY. Moim sposobem na jej tworzenie jest wyłączenie telewizora, słuchanie ulubionej muzyki, oddanie się swoim pasjom, przepuszczanie przez własny filtr napływających z zewnątrz wiadomości, unikanie ludzi, którzy rozsiewają negatywną energię.
Skąd akurat teraz „moda” i taki nacisk na techniki relaksacyjne? Przebywanie w ciszy, choćby przez 2 minuty, przyczynia się do spadku poziomu adrenaliny i kortyzolu we krwi, zmniejszenia ciśnienia i tętna, a więc również do odstresowania i relaksu.
Każdy z nas potrzebuje od czasu do czasu spokoju i ciszy, żeby oddać się własnym myślom i pobyć we własnym świecie.
Czy nasz umysł potrzebuje ciszy? O tym, że mniej znaczy więcej i dlaczego cisza to zdrowie
Przepełniamy serce lękiem, zamiast wypełniać je miłością
„Nic, naprawdę nic nie jest warte życia oprócz miłości”
Bonhoeffer Dietrich
Miłość to nasz budulec, lekarstwo na lęki, łzy, smutki i rozczarowanie życiem. Miłość to bliskość, a bliskość to czułość i intymność. Nie ma nic bardziej wzmacniającego i budującego nasze poczucie wartości i postawę niż uskrzydlające uczucie, czuły dotyk, ciepłe spojrzenie, zainteresowanie, wsparcie, przyjaźń i porozumienie dusz.
Miłości potrzebują wszyscy, dlatego tak wspaniale jest się nią dzielić. Brać i dawać. Dawać i brać. Więcej o miłości już wkrótce.
Pouczamy innych, zamiast rozwijać siebie
Sama często powtarzam, że pandemia i lockdown to czas zastoju, ale to również czas naszego rozwoju. Nigdy wcześniej nie mieliśmy chyba tyle czasu na przemyślenie swojego życia, swojej drogi i weryfikację życiowych wartości. Ja też chciałabym wyjechać na jakąś branżową konferencję, pójść na szkolenie, spotkać się z ludźmi, żeby omówić nowe projekty, w końcu zrealizować swoje cele, które wymagają zniesienia obowiązujących obecnie pandemicznych obostrzeń, ale nie jestem jedyną osobą, którą to boli i ogranicza.
Część z tych rzeczy mogę zrealizować samodzielnie w domu albo online i robię to, ponieważ jest to dla mnie ważne. Przywiązuję dużą uwagę do osobistego rozwoju, bo sprawia mi to nie tylko satysfakcję, ale też dużo radości i napędza do kolejnych działań. Poznaję też fajnych ludzi.
Wykorzystajmy ten czas, czas wielkich zmian w życiu nas wszystkich, na to co może przydać się w przyszłości, przygotować grunt pod nowe, zaowocować naszymi osobistymi sukcesami.
Co zdrowego możesz zrobić dla siebie w nadchodzącym tygodniu?
Śmiejemy się z innych, zamiast śmiać się z siebie
„Dystans, k…., dystans, bo inaczej wszyscy umrzemy!” To powiedzenie nabrało w ostatnim czasie szczególnego znaczenia, a przebywanie z samym sobą lub w gronie najbliższych, nawet tych najukochańszych osób, przez 24 godziny na dobę, potrafi czasami doprowadzić do szału, dlatego wrzućmy na luz.
Zawsze byłam dumna i cieszyło mnie to, że stworzyłam rodzinę wielodzietną (oczywiście wespół w zespół z mężem), ale daję słowo, ta wielodzietność szczególnie jest fajna podczas pandemii i lockdownu/ów. Nawet jeśli dzień rysuje się do bani i ciężko znieść mi kolejne przeszkody, w domu zawsze znajdzie się ktoś kto mi poprawi humor. A już na pewno mogę liczyć na swojego syna i męża, którzy uwielbiają żartować i cisnąć ze mnie bekę, kiedy zaczynam wymyślać problemy nie z tego świata. Kiedyś się na to obruszałam, teraz sama mam z tego ubaw.
Zamykamy się w sobie, zamiast otwierać się na świat
Jak być otwartym na świat, kiedy jesteśmy zamknięci w domach? Jak ufać, kiedy nasze zaufanie zostało zburzone? Jak wierzyć, kiedy nie widać poprawy sytuacji, w której się znaleźliśmy? W końcu jak być otwartym na ludzi, kiedy nie możemy się z nimi spotykać?
Pandemia zweryfikowała wszystko to co zbudowaliśmy wcześniej. Mogłabym zrobić tu długi wywód, ale powiem krótko – ograniczenia, które na początku bardzo źle znosiłam, zmaganie się z kryzysami, których doświadczyłam, emocje, z którymi się zmierzyłam, sprawiły, że czuję się zmęczona tą sytuacją i tak bardzo chcę ją zmienić, że jestem dużo bardziej otwarta, kreatywna i odważna niż wcześniej. Chcę więcej doświadczać, przeżywać, próbować, smakować, zachwycać się i inspirować. Tego właśnie oczekuję od życia, a nie poczuję go zamykając się w sobie.
Wiem, że świat ma to zaoferowania znacznie więcej niż jestem w stanie to sobie wyobrazić, dlatego postanowiłam to sprawdzić.
A Wy jak, trzymacie się jakoś? Jak z Waszym pozytywnym podejściem do codzienności? Pewnie miewacie różne dni i chwile, ale grunt to nie poddawać się i pracować nad tym, żeby było lepiej. Cóż nam pozostało? Podobno wszystko przemija 😉
Mogą Was też zainteresować:
- „Rzeczy, których nigdy nie przestanę robić” (KLIK)
- „Najgorszy rok w naszym życiu, z którego wyciągnęliśmy tyle dobra #rokwpandemii” (KLIK)
- „Zakochałam się. Moje zwycięstwo nad COVID-19” (KLIK)
- „Nie dajmy się zastraszyć i nie straszmy innych! Róbmy swoje!” (KLIK)
- „Jak nauczyć się doświadczać, kiedy się boisz? 5 wskazówek, które pomagają mi w lepszym przeżywaniu życia” (KLIK)
- „Jak zadbać o swoje psychiczne i fizyczne zdrowie w czasach pandemii?” (KLIK)
Fot. Pexels
[…] O sztuce odpuszczania pisałam tutaj i tutaj. […]
[…] byłoby powiedzieć sobie: wyluzuj, odpuść, miej dystans do życia, poświęć sobie czas, odpocznij, ale często o tym po prostu zapominamy. Jednak zanim […]
Cudowny, dający do myślenia wpis! 🙂
Dziękuję <3
Ta pandemia to była celowa. Za daleko odeszliśmy od siebie, Stwórca musiał zainterweniować, żeby nam o tym przypomnieć. I chyba to mu się udało.
Powtórzę to co kiedyś już napisałam: Mamy chorobę cywilizacyjną, na którą sami sobie zapracowaliśmy. Czy jakoś tak.
W zupełności się z Tobą zgadzam! Teraz mamy więcej czasu na czytanie, naukę i ogólny rozwój. Teraz mamy więcej powodów niż zwykle, żeby marzyć! I to nie musi być jakieś mega marzenie o willi z basenem i Maserati na podjeździe. Nawet wypad na tydzień do Radomia zyskuje na wartości, gdy hotele i gastronomia pozamykane 😉 No i w końcu rodziny mają okazję się bliżej poznać! Kiedyś obiło mi się o ucho, że całkiem sporo małżeństw rozwala się po wspólnym urlopie po latach…
A teraz te małżeństwa wylądowały na wielotygodniowej kwarantannie 🙂
My z mężem po raz pierwszy mieliśmy okazję spędzić ze sobą ciągiem 6 tygodni 24/24h.
Nie sądziłam, że to będzie aż tak dobry sprawdzian i czas, w którym można odkryć siebie na nowo.
Czasami śmieję się, że mam nowego męża, ale to akurat wypadkowa wielu rzeczy, które wydarzyły się w ciągu ostatniego roku. Zarówno tych dobrych, jak i mniej dobrych, a jednak potrzebnych do budowania czegoś nowego.
Świetny artykuł, dziękuję za boost! W myśl idei: „bez pozytywnego umysłu nie można mieć wspaniałego życia”. Bądźmy pozytywni:)
Dystansu do samego siebie nabiera się z wiekiem, po wielu doświadczeniach… i wtedy faktycznie lżej się żyje 😉
Prawda.
Tak dawno mnie tu nie było…aż mi samej trudno w to uwierzyć… A tu tyle dobrego- jak zawsze! Potrzebny tekst, szczegolnie teraz. Początki ubiegłego roku-ba! nawet śmiem twierdzić, że większość roku,była dla mnie swego rodzaju czasem zastoju, czekania na powrót „normalności”, rodząc jednocześnie frustrację, że to dawne życie nie wraca. Koniec roku i poczatek 2021 otworzył głowę na „nowe”, na to co mogę zrobić JA, nie ktoś, nie rządzący. To prawda, dostaliśmy ogromnie trudną lekcję z życia, ale jednocześnie szansę na to,by zajrzeć w głąb siebie, poznać na nowo, sprawdzić czego potrzebujemy i uświadomić, że nikt nie zadba o nasze… Czytaj więcej »
Cześć Julia. Cieszę się, że wróciłaś! No cóż, poprzedni rok wyglądał chyba podobnie dla większości z nas lepiej lub gorzej radzących sobie w nowej sytuacji, ale ostatecznie, w sumie dopiero po kilku miesiącach, wielu z nas doszło do wniosku, że jednak możemy skorzystać na tym co się wydarzyło budując siebie jakby na nowo. M.in. stąd też zrodziła się potrzeba stworzenia warsztatów dla kobiet, które wyszły fantastycznie i których II edycję odpalamy za moment. 2020 wiele nas nauczył, zmusił do poznania siebie w trudnych okolicznościach, ale też wzmocnił. Dzisiaj radzimy sobie nieco lepiej, ale wciąż jeszcze dużo pracy i cierpliwości przed… Czytaj więcej »
Tyle tu mądrości!
A to sobie zapisuję: „Bądź dobrej myśli, bo po co być złej”
Zawsze trochę pomoże 😉
Ja już dawno zacząłem się cieszyć małymi rzeczami, bo na te dużo, trzeba za długo czekać. Szkoda się frustrować codziennością, bo też potrafi być dobra.
Ja cieszę się nimi od zawsze, ale chodzi właśnie o te rzeczy większe i długoterminowe. Pandemia uziemiła mnie totalnie, ale pomału się odbijam i wierzę, czuję, że bardziej na tym skorzystam, choć muszę cierpliwie poczekać na odpowiedni moment.
Ech, życie jest jedną wielką lekcją pokory.
Jak miło że widać światło w tunelu.Jest nadzieja na koniec taplania się w pandemii.Szczerze jej nienawidzę. Mam jednak trochę inny punkt widzenia. Cały czas normalnie (tzn wyrabiając etat)pracuje.Mam też kontakt z ludźmi urodzonymi w latach trzydziestych,przesiedleńcami zza Bugu.Oni wiedzą że nie można sobie wybrać ani czasu ani okolicznosci w których się chce żyć. Pamiętają wojnę i mówią że trzeba pokory i ciesza się że syn mimo że daleko ale zdrowy ,najedzony i wolny.Nam się wydawało że cały świat rxucimy sobie do stóp. Dylematem w pokornym przyjęciu sytuacji jest dla mnie brak logiki w zarządzaniu pandemią w naszym kraju i na… Czytaj więcej »
Światełko w tunelu jest zawsze fajne, ale co do końca pandemii to nie wiem o czym mówisz, bo czekają nas jeszcze długie miesiące, a potem lata wychodzenia z tej zapaści. Ja również nienawidzę pandemii i tego co zrobiła z naszym życiem, martwię się też o ludzi, ale ponieważ nie mogę zmienić tej sytuacji, staram się zmieniać przynajmniej swoje życie dostosowując je do nowych okoliczności, ucząc się nowych rzeczy i dbając o swój i swoich bliskich dobrostan psychofizyczny. Staram się wyciągnąć też jak najwięcej dobrego. Pandemia to test dla ludzkości i lekcja do odrobienia. Nie do końca dobrze się z nich… Czytaj więcej »
W tym artykule czuć nadzieję. Pewien przełom. Dlatego nazwałam to końcem taplania się w pandemii.wiem że jest,że będzie trwać,skutki też będą trudne.ale jesteśmy też my ,oddychamy i myślimy świadomie. Ja w dużej mierze dzięki Twojej pracy.choc tematy czysto pandemiczne omijam bo mam przesyt już nawet tego słowa. Mój umysł chwyta się tego co dobre a pandemia brzmi złe. Może to syndrom wyparcia ale narazie nie dam rady tego przepracować. Warsztaty brzmi magicznie, aczkolwiek ja dopiero się uczę swojej świadomości i ciężki ze mnie materiał do pracy.ciesze się już z samej konwersacji .cieszę się, że jesteś i tworzysz. Pozdrawiam
„Mój umysł chwyta się tego co dobre”. Gdyby więcej osób chociaż myślało tak jak Ty, codzienność byłaby dla nich dużo bardziej znośna. Myślę, że nie jest to tyle syndrom wyparcia, ile po prostu przerzucenia swoich myśli na to co lepsze dla głowy, kreowanie swojej rzeczywistości tam gdzie mamy na to wpływ, wyciąganie z życia dobrych rzeczy i takich, z którymi możemy cokolwiek zrobić. Pogrążanie się w tym co złe, smutne, dołujące do niczego dobrego nie prowadzi, więc po co to praktykować, prawda? Bardzo dziękuję Ci za każde ciepłe słowo <3 A co do warsztatów, to zajrzyj jednak na bloga i… Czytaj więcej »
Dziękuję bardzo .Będę zaglądać na pewno.Pozdrowienia
Wow, Super post 🙂 Ja muszę się nauczyć zatrzymywać po sukcesach i doceniać to co udało mi się zrobić
Wystarczy o nich pamiętać 😉
Ganimy się za wpadki czy porażki, a nie chwalimy za sukcesy i dobre rzeczy. Zupełnie zła taktyka, no ale tak już chyba człowiek jest skonstruowany. Dlatego dobrze jest nad sobą pracować, żeby samemu się nie krzywdzić.
Pandemia wbrew pozorom przyniosła pewne pozytywny skutki, bardziej doceniamy najbliższe nam osoby oraz własne zdrowie fizyczne i psychiczne. Prawda, że odczuliśmy pewien zastój w naszym życiu ale mamy nadzieję, że pozwoli nam to wziąć większy rozbieg na przyszłość <3
Bardzo mi się podoba ostatnie zdanie. Pierwsze też jak najbardziej prawdziwe, ale to drugie daje nadzieję tym, którzy wątpią. Dzięki.
Pięknie to ujęłaś…
Zastuj jeśli chodzi o pełen etat jest ale za to szukam nowych dróg rozwoju.To mi daje super kopa bo wydaje mi się że dobiłam do ściany w zeszłym roku.Niekoniecznie tylko przez wirusa ale ogólnie życiowo.
Wygląda więc na to, że pandemia przyszła do Ciebie we właściwym momencie, choć w sumie brzmi to strasznie. Nikt jej przecież nie chciał ani nikomu nie życzył.
Ja również uważam, że pandemia zmusiła nas do szukania swojej nowej drogi, nowych form rozwoju, budowania na nowo relacji, dbania o siebie i radzenia sobie w nowych i to trudnych okolicznościach. Dlatego w pewnym sensie jestem przekonana, że wyjdziemy z tego silniejsi, choć teraz czujemy się często bezradni i bardzo osłabieni.
Od jakiegoś czasu praktykuję bycie wdzięczną za małe rzeczy – za zrealizowanie celów, które postawiłam sobie w danym tygodniu, a nawet za pyszny obiad który ugotowałam. Z błędów staram się wyciągać wnioski, a nie je rozpamietywać, to zapewnia mi spokój w świecie, który jest obecnie tak dziwny i niepewny.
I bardzo dobrze. Tak trzeba. Życie składa się z drobiazgów, małych gestów, słów i zadań, które powinniśmy doceniać i z których powinniśmy być dumni.