01 paź Nie dajmy się zastraszyć i nie straszmy innych! Róbmy swoje!
Od razu zdementuję to co może przyjść Wam na myśl w pierwszej chwili – ani nie dramatyzuję ani niczego nie neguję.
Piszę zupełnie spokojnie o tym, że jestem zaniepokojona tym co obserwuję i jestem pewna, że jestem w absolutnej większości. Tylko co z tego, jeśli ta większość przytakuje, a chwilę potem toczy wewnętrzną walkę z własnymi myślami i emocjami, odrzuca zdrowy rozsądek i spokój, który miał w sobie chwilę wcześniej, bo został on zgaszony przez to co usłyszał na zewnątrz?
Pandemia koronowirusa wygenerowała w nas szereg niepewności dotyczących przyszłości. Brak stabilności, niepokój, utrata harmonii zmniejszyły, a w niektórych przypadkach nawet zminimalizowały poczucie sprawczości i wywołały napięcia, które zaszczepiamy w innych.
Od razu też podkreślę, że artykuł nie dotyczy ignorantów, lecz osób wysoce wrażliwych.
Koronawirus testuje odporność ludzi i systemu
„Koronawirus testuje odporność ludzi i systemu.”
Wojciech Eichelberger
I nie chodzi tylko o zdrowie.
Myślicie, że ja się czasem nie boję, że nie mam słabszych dni, że do moich drzwi nie puka zwątpienie?
Jesteśmy poddawani ogromnej próbie, ale to nie zwalnia nas ani z myślenia ani działania i szukania rozwiązań.
Nie zwalnia nas też z tego, żeby pomimo trudności, podejmować starania o w miarę normalne funkcjonowanie.
Świat się zmienił, nasza codzienność się zmieniła, czas odciąć grubą kreską to co było przedtem i wejść w nowy rozdział życia.
Człowiek to z natury waleczna istota, tylko czasem osiada na laurach i pławi się w wygodzie.
Pandemia testuje naszą odporność zmuszając nas do otwarcia oczu, wyjścia ze swojej matni i pracy nad sobą, swoim wnętrzem, podatnością na stres i zarządzaniem emocjami.
Na początku lockdown’u poczułam się w pewnym sensie sparaliżowana. Coś podcięło mi skrzydła, odebrało wolność, zamknęło w klatce. Dałam się zaskoczyć. Wiem, że nie ja jedna, ale to nie jest dla mnie żadne pocieszenie. Na szczęście z czasem przyszło oprzytomnienie i zaczęłam pomału wracać do swoich zajęć i aktywności, na nowo planować, zweryfikowałam swój sposób myślenia. Aż przyszedł czas, że poczułam ogromną mobilizację do działania i to od razu na wysokim poziomie energii. Nie zawsze stabilną, bo dzień dniowi nierówny, ale na pewno większą niż przed pandemią.
Natrafiłam ostatnio na fajne zdanie, a mianowicie, że ludzie, którzy potrafią przetrwać trudne chwile, odbijają się od dna niczym przebiśniegi spod lodu.
Nowe doświadczenia jakie nabywają, stresy, które przeżywają, czynią ich silniejszymi, wytrwalszymi i bardziej odpornymi na kolejne przeciwności, ale też ciekawszymi życia i nowych doświadczeń. Niosą krzyż, którego inni nie dostrzegają, a oni wiedzą, że są silniejsi, bo obdarzeni duchem walki.
Dziś trudno jest tworzyć wielkie plany na kilka miesięcy do przodu, a na kilka lat jest to prawie niemożliwe. Prawie.
Są rzeczy, które musimy zrobić, żeby się rozwijać, żeby zapewnić sobie i swoim dzieciom przyszłość, żeby mieć zabezpieczenie finansowe albo przynajmniej nie zwariować.
Pomimo niepewności, widma kwarantanny, zawieszenia działań, zrozumiałam, że nie warto składać broni i robić krok w tył. Czy pojawi się taki czy inny wirus, musimy żyć dalej, pracować, uczyć się, chodzić do lekarza czy sklepu, tyle, że z niechcianym intruzem u boku. Trzeba działać i robić swoje uwzględniając nowe okoliczności, bo tylko to uratuje nas przed szaleństwem. Mnie na pewno. I nie powinna nas przed tym powstrzymywać ani obecna sytuacja ani tym bardziej doświadczenia ostatnich miesięcy, które powinniśmy potraktować raczej jako lekcję, którą dostaliśmy od życia, a nie niemożliwą do przeskoczenia przeszkodę.
Pandemia strachu. Nie róbmy tego sobie i swoim dzieciom!
Dlaczego o tym wszystkim piszę? Otóż martwi mnie nie tylko to jak bardzo przeżywamy obecną sytuację, ale też to, że naszym zachowaniem w znacznym stopniu wpływamy na swoje dzieci.
Pandemia koronawirusa, choć tak naprawdę odgórne decyzje, spowodowały niepokojące zjawisko braku ufności, którą szczególnie zaszczepia się dzieciom – nie dotykaj, nie przytulaj, nie pożyczaj, trzymaj się na dystans.
Kiedy dołożymy do tego emocje i stres związany z niepewnością jutra, manipulacje, które obezwładniają człowieka pozbawiając go samodzielnego myślenia i naturalnej potrzeby pokonywania trudności, mamy gotowy scenariusz na katastrofę.
Nie udzielajmy własnych nastrojów swoim dzieciom. Nie hipnotyzujmy ich swoimi emocjami. Pokazujmy świat jakim jest, ale nie przez pryzmat ciągłych zagrożeń. Nasze problemy są naszymi problemami, a nie naszych dzieci. Paradoksalnie to one mogą pomóc nam w równoważeniu tego jak postrzegamy to co dzieje się teraz z tym co może się jeszcze wydarzyć.
Nie bądźmy rodzicami przestraszonymi, zmanipulowanymi i roztaczającymi katastroficzne wizje, lecz rodzicami silnymi, poszukującymi i mającymi własne zdanie. Nawet jeśli za jakiś czas miałoby okazać się, że się myliliśmy. Nasze błędy są cenną lekcją również dla naszych dzieci i zawsze można je skorygować.
Jeśli chcemy, żeby wyrosły na emocjonalnie stabilnych ludzi, zacznijmy od siebie, bo nasza życiowa postawa, to co mówimy, jak się zachowujemy, jak pokonujemy swoje przeszkody widzą nasze dzieci, chłoną, a potem często podświadomie powielają.
Moją misją w ostatnim czasie jest pokazywanie dzieciom, że nad wszystkimi stresogennymi czynnikami da się jednak zapanować i to na różne sposoby.
Czasem wchodzą do pomieszczenia, w którym rozmawiam z kimś przez telefon. Widzą jak „walczę” o swoje, jak wpływam na innych, jak zmieniają się moje nastroje i jak rozkładam swoje siły, kiedy mierzę się z czymś trudnym. I jak szybko podnoszę się po kolejnej przeszkodzie.
A wierzcie mi, moje ostatnie dni, a nawet tygodnie to nieustanna walka, często wewnętrzna, choć znacznie częściej z zewnętrznymi okolicznościami. Nie chcę jednak, żeby moje dzieci postrzegały mnie jako ofiarę szarpiącą się w pajęczynie przeciwności, lecz jako osobę, która się nie poddaje.
Widzę, że moje utrapienie chciałyby czasem złagodzić nadmiernymi czułościami. Dla mnie to sygnał, że przeholowałam ze swoją reakcją i zbyt mocno obciążam je swoimi troskami. Tłumaczę im wtedy, że potrzebuję czasem dopuścić do głosu emocje i przetrawić to z czym się zmagam, że potrzebuję czasu. Nie daję im jednak powodu do niepokoju, nie chcę, żeby martwiły się o mnie zbyt mocno ani żeby myślały, że nie dam rady.
Wiecie co jest siłą niektórych ludzi? Nie tylko potrafią korzystać ze swojej wiedzy, siły i intuicji, ale też doświadczenia, szczególnie tego negatywnego. To ostatnie właśnie sprawia, że nie tylko nie zatrzymują się, ale wręcz są bardziej zmobilizowani do wytężonej pracy i dokonania rzeczy dla innych niemożliwych. Tej teorii trzymam się i ja prąc do przodu. Przynajmniej wiem, że się staram, próbuję, uczę i wyciągam wnioski.
W trudniejszych chwilach zawsze pamiętam o tym co próbowało mnie złamać i jak sobie z tym poradziłam, a ostatnie tygodnie są dobrym na to przykładem, bo złamać próbują mnie nie tylko okoliczności ode mnie niezależne, ale też ludzie. Idealnie podsumowują to słowa Keanu Reeves’a:
„Każda bitwa twojego życia ukształtowała Cię dzisiaj jako człowieka.
Dziękuj za trudne czasy, mogą Cię tylko wzmocnić.”
Przed nami trudna jesień, trudny czas. Nie dajmy się zastraszyć, nie straszmy innych, ale zachowajmy też pokorę, rozsądek i róbmy swoje.
Życzę Wam dużo siły w najbliższym czasie i mimo wszystko stabilnej jesieni.
Fot. Unsplash
Inne teksty do poczytania:
- „Kilka myśli, które zamieszkały w mojej głowie” (KLIK)
- „Jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko siebie i jednocześnie tak daleko” (KLIK)
- „Skrajne emocje w czasie pandemii. Czy naprawdę muszę z nimi walczyć?” (KLIK)
- „Dzieci i młodzież w kwarantannie. Jak sobie z nią radzą? Wypowiedzi rodziców” (KLIK)
- „Prawdziwa szkoła życia zaczyna się od lekcji pokory”. O kontrastach w naszych głowach po miesiącu kwarantanny” (KLIK)
- „Efekt Motyla i 5 rzeczy, których nauczyły mnie ostatnie tygodnie” (KLIK)”
- „Zakochałam się. Moje zwycięstwo nad COVID-19” (KLIK)
Bardzo mądre słowa Ola. Ale wydaje mi się, że ciężko dodać otuchy dzieciom, jak sami rodzice są
przestraszeni. Obyśmy wyszli z tego cało i to szybko.
O tym właśnie piszę, że jeśli chcemy dać siłę innych, sami musimy się ogarnąć. Mieliśmy na to naprawdę dużo czasu i choć sytuacja wciąż zmienia się dynamicznie i bywa niepokojąca, to właśnie te zmiany powinny być dla nas bodźcem do działania. Na rzecz siebie i naszych dzieci. Warto.
ja się staram podchodzić do tematu racjonalnie. Jest zagrożenie, ale nie jest ono nie wiadomo jakie. Nie straszę też dzieci, bo One i tak najmniej z tej całej sytuacji rozumieją…
To zależy od wieku. Moje szkolne (9, 13 i 20 lat), więc widzą i słyszą co się dzieje, choć staramy się je (te młodsze) odcinać nieco od mediów, bo są im po prostu niepotrzebne.
Myślę także, ze takie sytuacje testują nasza umiejętność przystosowania się do nowego kontekstu. Człowiek z definicji przystosowuje się, dlatego wciąż jesteśmy na Ziemi (na jak długo?) A ja wierze, ze będzie lepiej i żeby nie wiem co, nie niepokoje syna aktualna sytuacja. Pozdrawiam!
To prawda, wielu z nas długo odnajdywało się w nowej sytuacji, wiele przebranżowiło, a wiele utknęło w martwym punkcie. Czas płynie, wirus tak szybko nie odpuści, media i politycy tym bardziej, więc rozsądniej byłoby znaleźć swoje miejsce w tej nowej rzeczywistości i pogodzić się z tym, że to co było już minęło i przyszło nowe czy tego chcemy czy nie.
Świetne to zdanie o przetrwaniu jak kwiaty pod lodem. Ja dodam od siebie, że najwieksze szanse przetrwania mają zawsze nie osobniki najsilniejsze, ale te które potrafią się najlepiej przystosować do nowych warunków. Miejmy nadzieję, że ta nowa rzeczywistość nie rozgości się u nas na stałe.
A co jeśli te silne osobniki odkryją w nowej rzeczywistości swoje słabości, hę? 😉
Ten rok dał większości z nas mocno popalić i niektórym zmieniła się perspektywa.
[…] Nie dajmy się zastraszyć i nie straszmy innych! Róbmy swoje! pochodzi z […]