07 sty Kuchnia tajska – moja kulinarna podróż do raju i #mójpierwszyraz (11 z 12)
O podróży do Tajlandii marzę od lat, ale zawsze coś staje na przeszkodzie. Bardziej mniej to jednak ekscytuje niż smuci, bo świadomość, że wyprawa moich marzeń wciąż jest przede mną powoduje, że jeszcze bardziej na nią czekam.
Tej zimy o mały włos zrealizowałabym swoje marzenie i to w wersji, o której nawet nie śniłam. Ot, życie potrafi zaskakiwać, ale niestety zabrakło kilku dni na sprawną organizację. Nie zdradzę o co chodzi, bo wyprawę przesunęłam na przyszły rok ze względu na to, że w tym sezonie mam już inne plany.
Mimo wszystko nowy rok zaczęłam od krótkiej podróży do Tajlandii, w którą zabrał mnie Filip z bloga Głodny świata i to od razu w miejsce, do którego bardzo chciałam się wybrać, a mianowicie słynną na mapie Warszawy Halę Koszyki. Jestem absolutnie oczarowana tym miejscem i uważam, że idealnie wpasowuje się w ideę celebrowania posiłków o wyrafinowanych smakach w dobrym towarzystwie i klimatycznym wnętrzu.
Na zaproszenie Filipa i Akademii Kulinarnej Comfort Food Studio znalazłam się w przecudownym miejscu wypełnionym egzotycznymi zapachami i obietnicą przeżycia podniebnej rozkoszy.
Kulinarna podróż do Tajlandii. Feeria smaków i aromatów.
3 stycznia wzięłam udział w warsztatach kuchni tajskiej, w której do tej pory specjalizował się jedynie mój mąż. Bardzo chciałam poznać tajniki tej kuchni, odkryć nowe zapachy i przyprawy, dowiedzieć się na ile skomplikowane jest wydobycie jednych z najbardziej pożądanych na świecie smaków kuchni tajskiej, która uchodzi nie tylko za smaczną i zdrową, ale która okazała się być również bardzo prosta.
Podczas 3-godzinnych warsztatów kulinarnych zrobiliśmy:
– najbardziej znaną ostro-kwaśną tajską zupę tom yum goong (pychota!),
– słodki sos chili nam chim kai, który jest doskonałym dodatkiem do wielu tajskich dań (wzięliśmy go w słoiczkach do domu),
– pad thai – najbardziej rozpoznawalne danie, które króluje na ulicach Bangkoku (kocham!),
– gęste, kremowe, dość pikantne, jedno z mniej znanych, ale i najlepszych tajskich curry o smaku orzechowym, podawane z ryżem – panang curry (obłędne!),
– kluay buad chee, czyli banany w kremie kokosowym, na które ledwo starczyło miejsca w naszych żołądkach.
Wszystko relacjonowałam na żywo na Instagram Stories, więc jeśli byliście tego dnia ze mną, widzieliście nasze zmagania, świetną zabawę i potrawy, które powstawały na Waszych oczach. Dania przygotowywaliśmy w kilkuosobowych grupach w tym samym czasie i zjadaliśmy je zanim braliśmy się za kolejne.
Tego wieczoru moje podniebienie trafiło do raju. Nie pamiętam, kiedy obracałam się w takiej ilości zapachów i niezwykłych smaków. To, że uwielbiam kuchnię tajską to jedno, ale odkrycie i posmakowanie świeżych liści limonki kaffir, pasty z tamaryndowca czy galangalu to dodatkowe doznania, których się nie spodziewałam. A wydawało mi się, że znam już wszystkie tajskie aromaty.
Do naszej dyspozycji były nie tylko stanowiska pracy, ale też składniki i przyprawy, które musieliśmy jedynie właściwie wykorzystać. Wszyscy byliśmy zachwyceni tym co udało nam się przygotować, a moje obawy co do tego czy potrafię zrobić pyszne tajskie danie szybko się rozwiały. To był #mójpierwszyraz, kiedy samodzielnie robiłam najbardziej popularne potrawy kuchni tajskiej, a wyzwanie okazało się przyjemnością i zachęciło mnie do dalszej nauki.
Głodni świata?
Po tych warsztatach nabrałam też jeszcze większej ochoty na podróż moich marzeń, dania kuchni tajskiej wypróbowuję teraz w domu, a wizyta w Comfort Food Studio spowodowała, że na pewno wrócę tam na kolejne tematyczne warsztaty ze względu na ich świetną organizację. Was również zachęcam do zapoznania się z ich programem, w którym znajdziecie więcej kuchni świata -> KLIK.
Jeśli chcielibyście natomiast przeżyć to co ja, zabrać do domu świetne przepisy i tajemną wiedzę, kolejne warsztaty zgłębiające tajniki kuchni tajskiej, które prowadzi Filip odbędą się w marcu. Link do wydarzenia Gorący Taj z Głodnym Świata znajdziecie tu. Coś mi podpowiada, że zyskacie coś jeszcze, bo Filip wyrusza dzisiaj w ponad 2-miesięczną podróż po Tajlandii i na pewno przywiezie z niej nowo odkryte smaki i smaczki, którymi chętnie się z Wami podzieli.
Pad thai – moja miłość i #mójpierwszyraz
Pad thai to ulubione danie mojej rodziny, ale do tej pory zwykle jedliśmy je w restauracjach. Po warsztatach kulinarnych okazało się, że ta potrawa jest niezwykle prosta i szybka, wręcz błyskawiczna do zrobienia. Wystarczy wcześniej przygotować sobie składniki, a ich podsmażenie zajmuje dosłownie chwilę. Oczywiście danie należy zjeść od razu po jego przygotowaniu. Odgrzewane to już nie to samo.
Składniki do dań tajskich można dostać w sklepach typu Kuchnie świata, ale do przygotowania pad thai’a wystarczyła mi wizyta w najbliższym sklepie (z wyjątkiem świeżych krewetek).
Przepis, który wypróbowałam i którym dzielę się z Wami jest autorstwa Filipa (moim dodatkiem na potrzeby rodziny jest tylko pierś z kurczaka) i zarówno jego zrobienie w grupie podczas warsztatów, jak i samodzielnie w domu sprawiło mi dużą przyjemność, szczególnie, że #mójpierwszyraz pochwaliły dzieci i mąż. Ba, nie tylko pochwaliły, ale tak szybko zjadły, że nie zdążyłam sfotografować i musiałam zrobić kolejne na potrzeby tego wpisu 🙂
Składniki na 2 porcje:
- 100 g makaronu ryżowego typu wstążki
- 8 średnich krewetek (oczywiście świeżych i oczyszczonych)
- pół piersi z kurczaka
- 80 g tofu
- 1 jajko
- garść świeżych kiełków fasoli mung
- mała garść szczypiorku
- ząbek czosnku
- 1 łyżka cukru
- 2 łyżeczki sosu rybnego
- 1 łyżka pasty z tamaryndowca (ja go nie dostałam w pobliskim sklepie, więc użyłam pasty Pad Thai Kanokwan, która świetnie się sprawdziła)
- 2 łyżki prażonych orzeszków ziemnych
- 1 łyżka płatków chili
- 1 limonka
- 1 łyżka wody
Przygotowanie:
- Na woku rozgrzewamy olej i krótko podsmażamy zmiażdżony czosnek wraz z pokrojoną na kostkę piersią z kurczaka.
- Dorzucamy pokrojone w kostki tofu, kiełki, 3-cm szczypiorek i krewetki.
Moja rada: nigdy nie używajcie krewetek mrożonych, jeśli zależy Wam na uzyskaniu prawdziwego smaku tego rarytasu. Krewetki muszą być świeże i z dobrego źródła. Ja swoje kupuję tylko w Auchan w Piasecznie w dniu ich dostawy. Surowe krewetki (szare) smażymy krótko, choć chwilę dłużej niż te już lekko obgotowane (różowe), które wystarczy jedynie podgrzać. Krewetki muszą być oczyszczone, ale z ogonkami. - Wszystkie składniki odsuwamy na jedną stronę woka, a na drugą wbijamy jajko. Szybko mieszamy i łączymy z pozostałymi składnikami.
- Do woka dorzucamy ugotowany wcześniej makaron oraz przyprawy: pastę, sos rybny, cukier, połowę drobno posiekanych orzeszków ziemnych i płatków chili. Dolewamy łyżkę wody i smażymy kilka minut cały czas mieszając.
- Danie podajemy z przekrojoną na ćwiartkę limonką oraz pozostałą porcją orzeszków i płatków chili. Pad thai skropiony sokiem z limonki uwalnia jej niezwykły smak i aromat, a orzeszkami i płatkami chili posypujemy danie na sam koniec.
Jeśli lubicie kuchnię tajską i macie jakieś swoje ulubione potrawy, podzielcie się nimi proszę w komentarzu. Możecie wrzucać linki. Postanowiłam raz w tygodniu umilić sobie i swojej rodzinie podniebienie przygotowując jakieś tajskie specjały. Mam nadzieję, że w ten sposób nauczę się kuchni tajskiej na tyle, żeby od czasu do czasu zaskoczyć swoich gości. Następna potrawa do zrobienia to panang curry. Wpadnijcie na bloga za kilka dni.
Zdjęcie główne: Calum Lewis/Unsplash, pozostałe: archiwum prywatne.
Jeśli jesteś pierwszy raz na blogu, poniżej znajdziesz poprzednie odsłony wyzwania #mójpierwszyraz. Wystarczy kliknąć w tytuł:
- „Nowy projekt #mójpierwszyraz. Kąpiel zimowa, czyli morsowanie (1 z 12)”
- „Narciarstwo biegowe, czyli biegówki #mójpierwszyraz (2 z 12).”
- „Nie mów mi, że nie dam rady. Trening GTX #mójpierwszyraz (3 z 12)”
- „Gotowałam z szefem kuchni Szarej Eminencji #mójpierwszyraz (4 z 12)”
- „Byłam projektantką lifestylowych produktów w Boogie Design #mójpierwszyraz (5 z 12)„
- „Wakeboarding, czy to wstęp do kitesurfingu #mójpierwszyraz (6 z 12)”
- „Monster Truck – ujarzmić bestię #mójpierwszyraz (7 z 12)”
- „Flyboarding – mieszanka strachu i adrenaliny #mójpierwszyraz (8 z 12)”
- „Ferrari F430 – emocje na miarę finału akcji „Chcę to przeżyć” #mójpierwszyraz (9 z 12)”
- „Pole dance – dyscyplina sportu nie dla każdego #mójpierwszyraz (10 z 12)”
***
Jeśli spodobał Wam się ten artykuł lub uważacie, że może kogoś zainteresować, będzie mi bardzo miło jeśli go skomentujecie lub/i udostępnicie dalej. To wyraz uznania dla mojej pracy i zaangażowania, a także sprawienie mi ogromnej radości.
Jeśli chcecie być na bieżąco z kolejnymi wpisami na blogu i tym co udostępniam na kanałach społecznościowych, zapraszam do polubienia Esencji na Facebooku, zajrzenia na Instagram (jestem też codziennie na Instagram Stories) i odwiedzenia Twittera.
[…] już chyba znacie, bo przy okazji swojej wyprawy do Kambodży i warsztatów z kuchni tajskiej wspominałam o nim wielokrotnie. Filip smakuje życie tak jak każdy smakować powinien. […]
[…] wiecie uwielbiam kuchnię tajską, a khmerska okazała się być bardzo podobna, tylko mniej pikantna. Przez 2 […]
[…] smaki, uwielbiam doświadczać nowych rzeczy, kocham też podróże i azjatycką kuchnię (KLIK, KLIK, KLIK), a ta wyprawa to połączenie wszystkich tych […]
[…] Kuchnia tajska – moja kulinarna podróż do raju i #mójpierwszyraz (11 z 12) […]
Bardzo lubię tajską kuchnię i zazdroszczę takich warsztatów. Muszę poszukać czegoś podobnego u siebie 🙂
Bardzo Ci polecam. Mi te warsztaty bardzo pomogły i teraz chętnie podejmuję się przygotowania dań kuchni tajskiej, chociaż do tej pory wydawały mi się skomplikowane.
Uwielbiam kuchnię azjatycką, z tym, że nie lubię krewetek.
Och, krewetki to moja wielka miłość, ale warunek jest taki, że nie mogą być mrożone i muszą być suuuper świeże.
Tajska kuchnia trochę dla mnie ostra, przynajmniej te dania z papryką chilii. Ale lubię kuchnię słodko-kwasną:-)
Ja też nie przepadam za zbyt ostrą kuchnią i tajska wcale nią być nie musi. Desery cz wspomniany pad thai w ogóle nie są ostre. Moje dzieci dostały wersję bez płatków chili, a my posypaliśmy nimi sobie danie dopiero na talerzu.
Olu genialne foty! 🙂 Kuchnia tajska jest pycha, ale… bez kolendry! Nie jestem w stanie jej znieść niestety… Za to wszystko co jest z curry uwielbiam i w tym tygodniu będzie kurczak w curry wg tajskiego przepisu 🙂 chętnie takowy znalazłabym też u Ciebie 🙂
Co do fotek – mam nowy telefon 😀
Ale jak to bez kolendry? 😉 Żartuję, rozumiem Cię, choć ja ją naprawdę uwielbiam ze względu na jej specyficzny aromat i to, że stanowi idealną kompozycję z tajskimi przyprawami.
A co do curry to w ostatnim zdaniu zdradziłam, że w tym tygodniu zrobię po raz pierwszy panang curry i chętnie się nim podzielę na blogu, także wpadaj 🙂
wpadnę na pewno! zrobiłam dzisiaj curry z kurczakiem i wyszło obłędne! 🙂 no niestety z tą kolendrą już tak mam… nie mogę się przekonać, ale wiem że ma ona wielu amatorów 🙂
U mnie curry będzie jutro. Wszystkie składniki na posterunku. Zrobię tajski obiad, fotki i wpis 🙂
Super, że uczestniczyłaś w warsztatach! Tom Yum i Pad Thai to moje dwa dania na chandrę i jestem od nich uzależniona. Mniam. 🙂
Moim faworytem jest też lekko orzechowe panang curry i zrobię je na obiad jeszcze w tym tygodniu.
To nie do końca moje smaki, ale wiem, że wiele osób jest tą kuchnią zafascynowanych 🙂
Ja bardzo lubię kuchnię azjatycką, a mój mąż jest specjalistą od egzotycznych smaków, więc i dzieci wyssały z genami i chętnie się zajadają 😉
Ooo, zawsze chciałam zjeść pad thai z prawdziwego zdarzenia – dzięki za przepis, może się podejmę 🙂
Spróbuj, jest naprawdę prosty, dlatego się nim podzieliłam 🙂
Ja również mam już powieszony przepis na lodówce. Będzie czekał na swój wielki dzień! 🙂
Tylko nie zwlekaj zbyt długo, bo na jutro szykuję kolejny hit 😉 Oby mąż dostał składniki 🙂
Piękne zdjęcia 🙂 Nigdy nie próbowałam kuchni tajskiej, jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do azjatyckich smaków. Przyznam jednak, że na Twoich zdjęciach wszystko wygląda bardzo apetycznie!
Oj, zachęcałabym Cię chociaż do spróbowania. To wyjątkowe doznania kulinarne, na pewno warte przekonania się czy nam odpowiadają.