
23 maj Zakochałam się. Moje zwycięstwo nad COVID-19
Nie myślałam, że wysmaruję jeszcze jeden artykuł związany z tematem, którego wszyscy mamy już dosyć, ale póki kolejny dzień nie przyniesie czegoś niespodziewanego, a najbliższa przyszłość większych zmian, piszę to co odczuwam obecnie, a jest to niewątpliwie warte utrwalenia.
Mało mnie ostatnio w mediach społecznościowych i na blogu, bo uprawiam życie i boję się utracić to co w sobie wypracowałam po dość burzliwym dla mnie okresie (artykuły na dole strony).
Począwszy od mojego wyjazdu do Wietnamu pod koniec lutego, poprzez to co zastałam tuż po powrocie do kraju, aż po kolejne tygodnie opanowane praktycznie tylko i wyłącznie przez jeden temat i to co za sobą pociągnął, przeżyłam całą gamę emocji wyobrażając sobie jak będzie wyglądało moje życie po pandemii koronawirusa. Aż pewnego dnia zrozumiałam, że to bez sensu. Bez sensu jest wielkie planowanie, snucie dziesiątek scenariuszy, zamartwianie się bez końca, tupanie nogą i niszczenie siebie oczekiwaniami, które zmieniają się z dnia na dzień.
Przeszłam długą drogę i teraz jestem już tego pewna – w moim życiu zaszła kolejna zmiana. Chcąc podzielić się nią z Wami, ale zachowując jednocześnie swoją prywatność, powiem krótko – ZAKOCHAŁAM SIĘ i ten stan spowodował, że po raz pierwszy od wielu tygodni poczułam przewagę nad COVID-19.
Zakochałam się w życiu i codzienności
„Zakochanie to także rodzaj magii.”
– Rachel Hawkins
A tą magią może być też życie i wszystko co się na nie składa, czyli nasza codzienność.
Ktoś napisał mi ostatnio, że miłość jest piękna, ale nie trwa wiecznie. Odpisałam mu, że miłość trwa tyle ile chcemy, żeby trwała.
Ja chcę, żeby moja miłość do życia pozostała niewzruszona.
Czy jestem naiwna?
Nie sądzę. Po prostu wierzę w to, że miłość trwa tak długo ile będziemy o nią dbali, a ja dbam o swoje życie i te elementy, które wydają mi się w nim najistotniejsze.
Koronawirus wywrócił trochę nasz świat do góry nogami. Jednak zmiany naszych nawyków i zachowań, a także postrzeganie świata, które wymusił zostaną z nami na zawsze i najważniejsze w nich jest to, żebyśmy pamiętali ich genezę.
Jeszcze chwilę temu byłam przepełniona niepokojem, frustracją i złością, czasem zobojętnieniem. Cokolwiek robiłam, czułam jakbym sama przed sobą grała rolę, której nie chcę. W pewnym momencie przestałam oglądać telewizję, słuchać radia, czytać wiadomości w internecie i udostępniane przez znajomych artykuły na Facebooku. Każdy z nich nosił w sobie mniejszy lub większy ładunek niepokoju i niezrozumienia sytuacji, przez to brak jej akceptacji. Teraz jest dobrze. Zdystansowałam się i odcięłam. Pomimo, że życie wokół mnie nie zmieniło się aż tak bardzo i nadal pełne jest dziwnych zdarzeń, ludzkich zachowań, zakazów i nakazów, we mnie zamieszkała już cisza i spokój. Żyję normalnie i to co mam na obecnym etapie życia musi mi wystarczyć.
Mam też za sobą dwa wyjazdy, które wiele zmieniły pomimo, że odbyły się w już nowej rzeczywistości i na nowych zasadach. Zweryfikowałam swoje potrzeby i postrzeganie świata. Dopiero teraz mogę przyznać, że COVID-19 był nam potrzebny, choć długo jeszcze będziemy zbierać jego żniwo.
Polubiłam swoją nową codzienność, na którą składa się teraz głównie czas z rodziną i bliskość osób, na których zależy mi najbardziej na świecie. Reszta toczy się swoim rytmem, a ja ten rytm nareszcie zaakceptowałam.
Jak to napisała jedna z moich koleżanek Karolina: „Praca w godzinach pracy i życie w godzinach życia to absolutne minimum”. Do tego dołożyłabym jeszcze to co sprawia mi obecnie wyjątkowo dużą przyjemność tzn. regularność w czynnościach, na które wcześniej nie miałam aż tyle czasu: sen w odpowiedniej dla mnie ilości, aktywność sportowa, zdrowe jedzenie przygotowywane wspólnie z rodziną, czytanie książek, oglądanie wartościowych filmów, pielęgnowanie relacji z najważniejszymi dla mnie ludźmi i codzienne drobne rytuały.
Ot, prostota życia.
Zakochałam się w człowieku
„Zakochałam się w magii słów, w tym, w jaki sposób mnie dotykał i co mówił, kiedy mnie dotykał. Pociągnął mnie za sobą jak wiatr pociąga nasiona dmuchawca. Ja – bez woli… On jak żywioł.”
– Janusz Leon Wiśniewski
Czy to nie jest najcudowniejsze uczucie na świecie? Kochać i być kochaną, a nawet mieć blisko siebie kogoś, kto po wielokroć się w nas zakochuje? Czy to nie dar otaczać się ludźmi, którzy nas nie tylko inspirują, ale są też dla nas tlenem?
To dzięki miłości i dobroci ludzi, którzy są blisko mnie, jestem silniejsza, pewniejsza siebie, spokojniejsza i wiem jak ma wyglądać mój dzień. Czasem lepszy, czasem gorszy, ale najważniejsze, że z kimś kto przeżywa radości i trudy chwili razem ze mną. Skoro ktoś pojawił się w moim życiu, to znaczy, że po coś – może on dla mnie, a może ja dla niego?
Były takie dni, że kwarantanna i pandemia wydawały mi się niemożliwe do zniesienia, ale to właśnie dzięki nim odkryłam i nowych ludzi wokół siebie i tych, którzy są obecni w moim życiu od lat – na nowo. Z ich całą wrażliwością, emocjonalnością i esencjonalnością. Czasem też niedoskonałością, która okazała się być pociągająca, bo jej fundamentem są głębokie przeżycia.
„Najpiękniejsi ludzie, których znam to ci, którzy znają smak porażki, poznali cierpienie, walkę, stratę, poznali swoją drogę na wyjście z otchłani. Ci ludzie mają wrażliwość i zrozumienie życia, które wypełniają ich współczuciem, łagodnością i głęboką, kochającą troską. Piękni ludzie nie biorą się znikąd.”
– Elizabeth Kubler-Ross
Zakochałam się w muzyce
Muzyka zawsze była dla mnie ważna, ale w ostatnim czasie znowu prowadzi mnie przez życie. To w niej zamykam swoje emocje, tajemnice, najpiękniejsze i najtrudniejsze wspomnienia. Cieszy mnie i smuci. Ożywia i wycisza. To dzięki niej wciąż kształtuję swoją wrażliwość i buduję emocjonalność.
Każdego dnia uzupełniam swoją playlistę i już wiem, że obecna będzie kolejną najważniejszą w moim życiu.
W ostatnich tygodniach muzyki słucham całe dnie. Towarzyszy mi w kuchni, sypialni, łazience, kiedy odpoczywam, sprzątam, pracuję lub kiedy chcę się wyłączyć.
Swego czasu sporo używałam „swojej” muzyki na Insta Stories. Aż w końcu ktoś zaproponował, żebym opublikowała na blogu swoją playlistę. Wiem, że blogerzy często tak robią, ale dla mnie to było zbyt intymne, bo muzyka jest dla mnie osobistym wyrażeniem siebie i tego co w danej chwili przeżywam. Nie umiałabym „sprzedać” jej bez jej prawdziwej interpretacji, a to już zbyt mocno zahacza o moją prywatność.
Zakochałam się w naturze
Trzeba było epidemii, kwarantanny, zamknięcia lasów i ograniczeń wolnej przestrzeni, żeby niektórzy zaczęli doceniać to co mają w zasięgu ręki. Nagle wszyscy zwrócili się ku naturze, zaczęli dostrzegać jej piękno, pozytywny wpływ na zdrowie, hojność i dostępność. Swoją tęsknotę za normalnością skierowali na otaczającą ich przyrodę
O swojej bliskości z naturą pisałam na blogu już wielokrotnie, ale teraz, w ciszy, która zapanowała podczas społecznej izolacji, mogłam doświadczyć jej w zupełnie innym wydaniu. Bez odgłosów cywilizacji, szumu, szczekania okolicznych psów, odgłosów ogrodowych kosiarek, przejeżdżającej karetki czy quada, jeszcze bardziej poczułam jej moc.
Przez fakt, że byliśmy „zamknięci” w domach, więcej czasu spędzałam w ogrodzie, a kiedy zrobiło się trochę cieplej, przenieśliśmy swoją pracę, szkoły on-line, odpoczynek i posiłki na taras. Codziennie wychodziłam też do lasku naprzeciwko domu, a dzięki temu, że mamy psa zaczęłam chodzić z synem na długie, nocne spacery, od których po prostu się uzależniliśmy i nadal je praktykujemy.
Chciałabym wierzyć, że ten czas pozwoli innym zrozumieć czym jest dbałość o swoje otoczenie i tym samym swoje zdrowie oraz codzienne proste rytuały.
Zakochałam się w sobie
Jakkolwiek kontrowersyjnie i nieskromnie to zabrzmi, lubię siebie. Nie jestem doskonała i absolutnie świadoma swoich wad i słabych stron, ale i te ostatnio polubiłam, bo wiem, że dzięki nim mogę nad sobą pracować i wciąż się rozwijać. To sprawia, że inni dostrzegają zmiany jakie we mnie zachodzą, niektórzy odkrywają mnie na nowo i to też jest bardzo fajne, budujące i motywujące do dalszej pracy.
Wiem, że mam szczęście w życiu, bo otaczam się ludźmi, którzy mnie akceptują taką jaką jestem. Nie próbują zmieniać na siłę, ale motywują do zmiany. Nie mówią jak mam żyć, ale pokazują jak sami korzystają z życia. Nie absorbują i nie oczekują, że poświęcę im każdą chwilę, ale sprawiają, że dostrzegam ich potrzeby i sama chcę się o nich troszczyć. Akceptują to, że mam swój świat i kawałek własnej przestrzeni, do której albo nie dopuszczam nikogo albo tylko wybrane osoby. W końcu pozwalają na błędy i bycie sobą.
____________________
To wszystko o czym napisałam wyżej sprawia, że wyciszyłam się, doceniłam chwilę i przestałam buntować się przeciwko temu na co nie do końca mam wpływ.
W jednym z artykułów na blogu napisałam kiedyś, że CISZĘ TRZEBA SOBIE STWORZYĆ. Ja to właśnie zrobiłam w ostatnim czasie. Świadomie zrezygnowałam z niektórych rzeczy i wyłączyłam się na chwilę ze świata zewnętrznego, żeby odnaleźć W SOBIE CISZĘ i skupić się na tym co dla mnie najcenniejsze.
Na jak długo to wystarczy? Tego nie wiem, bo każdy dzień przynosi coś nowego, a stabilizacja może okazać się chwiejna. Póki co, cieszę się tym co mam i chcę z tego w pełni korzystać.
Tego samego życzę również Wam.
Fot. Nat Kontraktewicz
__________________
Inne teksty do poczytania:
- „Kilka myśli, które zamieszkały w mojej głowie” (KLIK)
- „Jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko siebie i jednocześnie tak daleko” (KLIK)
- „Skrajne emocje w czasie pandemii. Czy naprawdę muszę z nimi walczyć?” (KLIK)
- „Dzieci i młodzież w kwarantannie. Jak sobie z nią radzą? Wypowiedzi rodziców” (KLIK)
- „Prawdziwa szkoła życia zaczyna się od lekcji pokory”. O kontrastach w naszych głowach po miesiącu kwarantanny” (KLIK)
- „Efekt Motyla i 5 rzeczy, których nauczyły mnie ostatnie tygodnie” (KLIK)
Ja niestety nie znam takiego sposobu na wirusa. Wartościowy wpis. Jak jest takich więcej to z chęcią rozejrzę się po blogu.
[…] “Zakochałam się. Moje zwycięstwo nad COVID-19” (KLIK) […]
[…] „Zakochałam się. Moje zwycięstwo nad COVID-19” (KLIK) […]
[…] „Zakochałam się. Moje zwycięstwo nad COVID-19″ (KLK) […]
Dobrych stron COVID’u jest całkiem sporo – przewartościowałem sobie życie prywatne i zawodowe. Ja, jako Adrian zakochałem się w naturze, zaczęły cieszyć mnie proste rzeczy, które do tej pory wydawałoby się, że są bez znaczenia. Widzę, że wzmocniłem też pierwotne wartości.
Z kolei jako organizacja zwolniliśmy ze sprintu do truchtu – takiego, w którym to liczy się każdy pojedynczy krok. Doceniamy pracę każdego członka zespołu – nie tylko tych najlepiej wykwalifikowanych.
Oby te rzeczy zostały we mnie, w nas najdłużej.
Miło było u Ciebie gościć, pozdrawiam, Adrian.
Pięknie i prawdziwie to wszystko ująłeś. Właśnie o to chodzi w tej całej pokręconej sytuacji, żeby odnaleźć dobre strony, wyciągnąć właściwe wnioski DLA SIEBIE i zrobić z nich użytek w przyszłości. Szkoda tylko, że nie wszyscy tak potrafią. Na pewno byłoby mniej tragedii, smutku, a więcej konstruktywnego działania i nadziei na lepsze jutro.
Pozdrawiam Cię serdecznie. Trzymaj się.
Zapisałam sobie Twój artykuł w moim Notion. Odniosę się do niego kiedyś, bo dużo tu mądrych słów. Samoświadomość przybliża nas do piękniejszego życia.
To jedna z takich chwil, kiedy cieszę się, że przypadkiem znalazłam się na nowej stronie. Jestem zachwycona. Zapisuję do zakładek, udostępniam na swoim fanpage’u i zamierzam wracać! A Ty tymczasem dalej kochaj i trzymaj się tego nowego stylu !
Miałam podobne odczucia czytając tekst – cieszę się, że tu trafiłam. I choć przyznam się bez bicia, że na początku jak zobaczyłam „covid 19” to mój entuzjazm delikatnie opadł, tak potem rósł i rósł. Obawiałam się, że znowu przeczytam o nieprzyjemnej i trudnej dla nas wszystkich teraz rzeczywistości a tu proszę! Niespodzianka! ? Pomimo tego, że tematem wyjściowym jest kwarantanna, to wpis jakoś napawa pozytywną energią, której większości z nas teraz brakuje, więc jak ktoś ją przekazuje to trzeba brać garściami. ? Też staram się dostrzec w tym czasie i odnaleźć coś dobrego i chyba mi się nawet udaje. Powróciłam… Czytaj więcej »
Dziękuję. Sama nie wierzę, że to mówię i to po tylu tygodniach szarpania się ze sobą i niewidzialną siłą, ale kwarantanna przyniosła wiele pozytywnych niespodzianek. Wiele też powiedziała mi o sobie samej, ale teraz chcę już iść do przodu, w swoim tempie, a nie stać w miejscu, jak jeszcze niedawno.
Dziękuję Karolina, bardzo mi miło.
Oj tak, rozumiem Cię, ta pandemia wielu z nas zmieniła, ale faktycznie najczęsciej póżniej następuje przełom i otwieramy się na nowe doświadczenia i dociera do nas że trzeba żyć dalej 🙂
Właśnie zauważyłam, że u wielu osób jest to czas podsumowań i najczęściej, co mnie nawet trochę zaskakuje, są one pozytywne. Aż trudno w to uwierzyć po tym przez co przeszliśmy.
Miałam podobnie. Najpierw strach o moje i bliskich zdrowie, potem frustracja i zobojętnienie. Była też obawa o przyszłość. W końcu tyle zmian nas czeka, a to wszystko w towarzystwie koronawirusa i z biznesem, który nie ma prawa w tym momencie funkcjonować. Ale przyznam szczerze, że wyszło mi to wszystko na dobre. Mogłam zwolnić, czego inaczej bym nie zrobiła, wróciłam do bloga, który daje mi mnóstwo satysfakcji i poznałam na nowo swoje dziecko <3
Nasz początkowy lęk i frustracja były całkowicie zrozumiałe i wcale nie chodzi tylko i wyłącznie o zmianę samą w sobie tylko to co tej zmianie towarzyszyło. Nigdy przecież wcześniej nie mierzyliśmy się z czymś podobnym jak pandemia i kwarantanna oraz jej skutki. Najważniejsze, że wielu z nas odzyskuje równowagę, bo o nią bałam się najbardziej. Dziś mogę już powiedzieć – wierzę, że będzie dobrze.
Nie ma innej opcji ?